Marta Lempart: Kaczyński nakazał pacyfikację naszej demonstracji
W środę po raz kolejny na ulice wyszli ludzie, protestujący przeciwko orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji. Jak długo mają zamiar protestować? - Aż do skutku, do dymisji tego rządu - odparła Marta Lempart, jedna z liderek Strajku kobiet.
19.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 10:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
- Dostałam wczoraj gazem na demonstracji od panów udających policję i bardzo źle wyglądam, dlatego wolę się nie pokazywać - tłumaczyła w rozmowie z Radiem ZET jedna z liderek Strajku Kobiet Marta Lempart, odmawiając połączenia wideo. - Dostałam gazem od panów, którym pan Kaczyński nakazał pacyfikację naszej demonstrację. Oni nie wykonywali tam obowiązków policji, bo policja ma prawo odmówić wykonania bezprawnego rozkazu - dodała.
- Blokada Sejmu, którą pan Kaczyński urządził przy pomocy barierek postawionych nielegalnie wokół Sejmu, to była prywatna inicjatywa posła Kaczyńskiego - mówiła Lempart. Poinformowała, że jedna z działaczek zadzwoniła do wszystkich możliwych urzędów i dowiedziała się, że nikt "nie zwracał się do urzędu miasta o jakiekolwiek zajęcie terenu, o zajęcie kilkunastu ulic". - To było zrobione nielegalnie - dodała.
- To już nie jest policja. To już jest prywatna ochrona, jaką ma Orban na Węgrzech - mówiła Lempart opisując to, co wydarzyło się w środę podczas protestu w Warszawie. - To drugi raz, kiedy my ogłaszamy jakąś akcję a pan Kaczyński realizuje ją za nas. Raz ogłosiłyśmy akcję, żeby zostać w domu i on sam zamknął się na Żoliborzu. Teraz ogłosiłyśmy blokadę i sam siebie zablokował – dodała działaczka.
Strajk kobiet. Marta Lempart: skoro panowie się sami się nie przestraszyli, to my ich przestraszymy
Jej zdaniem policja działała niezgodnie z prawem. - Policja tradycyjnie robiła kotły, wydawali komunikaty, żeby się rozejść, przy czym uniemożliwiali ludziom rozejście się. Popełniali wszystkie możliwe wykroczenia – legitymowali bez podawania podstawy prawnej, odmawiali podania numeru służbowego i imienia i nazwiska - tłumaczyła Lempart.
- Była sytuacja, że ludzie chcieli iść do domu, skoro nie byli zatrzymani i wtedy poleciał gaz - relacjonowała Lempart. - Było kilkudziesięciu tajniaków bez mundurów, wszyscy wyglądali tak samo – w bluzach od dresów. W pewnym momencie rzucili się na ludzi, zaczęli ich bić, wyciągać z tłumu. Potem założyli opaski "policja”. Każdy taką może sobie założyć. A potem uciekli między kordon policji - dodała.
- Dużo bardzo niedobrych rzeczy się tam wczoraj wydarzyło. Zwłaszcza, że tam było mnóstwo młodzieży - oceniła liderka Strajku Kobiet.
Pytana o inną wersję zdarzeń, przedstawioną przez policję, Lempart odparła, że "pan Ciarka (rzecznik KGP – red.) ma ksywę "Czajnik”.- Do niego mówić, to jak mówić do czajnika – dodała. - Kłamie, że nasza demonstracja była nielegalna. Nie ma stanu nadzwyczajnego i nie ma ustawowych przepisów, które zabraniałyby nam gromadzenia się tłumaczyła.
Dopytywana przez Beatę Lubecką o to, do kiedy Strajk Kobiet zamierza demonstrować, jego liderka odpowiada, że dla niej będzie to podanie się rządu do dymisji. - Myślę, że większość ludzi tak myśli - dodała.
- Jak na razie zakaz aborcji przez oświadczenie pani mgr Przyłębskiej średnio się panom udał. Pan Duda stchórzył ze swoim zakazem aborcji, pan Ziobro stchórzył ze swoim koszmarnym pomysłem zamykania kobiet w ciąży w ośrodkach, aż do rozwiązania – komentuje. - Skoro panowie sami się nie przestraszyli, to my ich przestraszymy – zapowiada Marta Lempart.
Źródło: Radio ZET