Marsz milczenia w Katowicach
Nie było kwiatów, zniczy, transparentów i modlitw. Przyjaciele Omara, a także ci, którzy solidaryzowali się z ich cierpieniem, po prostu szli w milczeniu przez centrum miasta.
- Przyszłyśmy tutaj, bo znałyśmy Omara. To był przesympatyczny młody człowiek. Jesteśmy wstrząśnięte jego śmiercią. To mogło spotkać każdego z nas. Nie miał znaczenia kolor skóry i pochodzenie. Ktoś, kto przychodzi na dyskotekę z ogromnym nożem, chce zabić. Jesteśmy oburzone tym, co pisały o Omarze niektóre gazety. On nie brał udziału w bójce, tylko rozdzielał walczących - mówi ze łzami w oczach Magda, studentka Uniwersytetu Śląskiego.
22-letni amerykański student Śląskiej Akademii Medycznej został zasztyletowany w ubiegłą niedzielę w klubie "Wyższy wymiar". Nóż mordercy trafił prosto w serce. Omar zmarł w szpitalu. Ta śmierć wstrząsnęła środowiskiem studenckim. Samorząd ŚAM zaapelował do kolegów ze wszystkich śląskich uczelni, aby wzięli udział w marszu milczenia.
- Nie godzimy się na akty przemocy, takie jak ten, który dotknął Omara. Chcemy w ten sposób wyrazić swój smutek i ból - mówi Szymon Dziedzic, organizator marszu milczenia.
Na katowickim placu Wolności zebrało się ponad 300 młodych ludzi. Oprócz studentów ŚAM, przyszli uczący się na Uniwersytecie Śląskim, Akademii Ekonomicznej i Akademii Wychowania Fizycznego. Pochód poprowadzili rektor uczelni medycznej prof. Tadeusz Wilczok i prezydent Katowic Piotr Uszok.
- Marsz jest jedynym wyrazem hołdu, jaki możemy złożyć zmarłemu. Chcemy także zaakcentować, że nie będziemy tolerować bandytyzmu. Solidaryzuję się z przyjaciółmi Omara. Kiedy składał podanie na studia, powiedział, że jego pragnieniem jest, aby jego życie nabrało sensu, poprzez wyrażenie troski o ludzi. Ten potworny czyn nie pozwolił mu na spełnienie marzenia - mówi prof. Wilczok, rektor ŚAM.
Także prezydent Uszok stwierdził, że solidaryzuje się z przyjaciółmi zmarłych. Ma nadzieję, że ten tragiczny incydent nie wpłynie źle na wieloletnie kontakty miasta i uczelni ze Stanami Zjednoczonymi.
- Samorząd nie ma wpływu na to, co dzieje się na imprezach w zamkniętych lokalach. Możemy tylko prosić policję i straż pożarną, aby egzekwowali prawo - twierdzi Piotr Uszok.
Nasze dziennikarskie śledztwo wykazało, że klub "Wyższy wymiar" w ogóle nie powinien być czynny, ponieważ jego właściciele nie wystąpili do powiatowego nadzoru budowlanego o zgodę na użytkowanie lokalu.
- Właściciele mieli pozwolenie na adaptację budynku. Zanim uruchomili lokal i zorganizowali w nim pierwszą imprezę mieli obowiązek uzyskać nasze zezwolenie. Inspektorzy powinni sprawdzić czy adaptacja została wykonana zgodnie z projektem i czy obiekt spełnia wymogi prawa budowlanego - wyjaśnia Longin Laprus, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
W przyszłym tygodniu w klubie zostanie przeprowadzona kontrola. Zapewniono nas, że jego właściciele otrzymają najwyższy przewidziany w przepisach mandat, czyli... 500 zł. Do bezpieczeństwa lokalu uwagi mają także strażacy.
- Zaleciliśmy właścicielom lokalu m.in. zamontowanie dźwigni panicznych, oświetlenia awaryjnego i wewnętrznego hydrantu. Te poprawki nie są jednak dostatecznym powodem do zamknięcia lokalu. W dniu tragedii w lokalu bawiło się około 120 osób. Jak na taką ilość zabezpieczenia były wystarczające - mówi komendant Marek Durał, szef Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Katowicach.
Pojawiły się informacje o tym, że policja zatrzymała mężczyznę, który w ubiegłą niedzielę był w "Wyższym wymiarze" w towarzystwie zabójcy Omara. Policjanci tego nie potwierdzają.