Mariusz B. skazany na poczwórne dożywocie
Mariusz B., mężczyzna oskarżony o zabójstwo czterech osób, został uznany winnym i skazany na poczwórne dożywocie. Mężczyzna na 10 lat został pozbawiony praw publicznych.
33-latek po 40 latach może ubiegać się o przedterminowe zwolnienie.
W piątek Sąd Okręgowy w Warszawie ogłosił nieprawomocny wyrok w jednej z najbardziej intrygujących spraw polskiej kryminalistyki ostatnich lat. 33-letniego dziś Mariusza B. oskarżono o zabicie czterech osób: męża i córki swej kochanki, uczestnika kursu tańca, który z nią tańczył, oraz księdza, który przed laty miał molestować B.
Prokurator żądał dla B. dożywocia za każde z zabójstw, a łącznie - dożywotniego więzienia z zastrzeżeniem, że mógłby się on ubiegać o warunkowe zwolnienie po 35 latach kary. - Sprawa jest też nietypowa m.in. dlatego, bo fałszywego alibi oskarżonemu dostarcza matka i żona ofiar, która od początku z oskarżonymi się solidaryzuje - mówił prok. Przemysław Nowak.
Obrona wnosiła o uniewinnienie B. i jego kuzyna Krzysztofa R., który miał mu pomagać.Krzysztof R. został skazany na 9 lat więzienia.
Mariusz B. nie zasługuje na współżycie w społeczeństwie, które musi być przed nim zabezpieczone - uznał sąd, skazując B. na dożywocie za zabójstwo czterech osób. Obrona zapowiada apelację.
Nie istnieje zbrodnia doskonała, nikt nie uniknie odpowiedzialności - mówił sędzia Marek Celej w dwuipółgodzinnym uzasadnieniu wyroku w jednej z najbardziej intrygujących spraw polskiej kryminalistyki ostatnich lat.
Sąd zasądził od oskarżonych - B. i jego kuzyna Krzysztofa R., który miał mu pomagać, po 50 tys. zł dla rodzin zabitych.
Sąd uznał, że choć nie odnaleziono ciała żadnej z ofiar, to wina B. "nie budzi żadnych wątpliwości", bo świadczą o tym inne powiązane ze sobą dowody pośrednie. Sędzia Celej wymienił m.in. początkowe przyznanie się B. do winy, billingi połączeń z telefonów na kartę B. i jego wspólnika Krzysztofa R., zeznania przyjaciół i rodzin ofiar oraz opinię psychologiczną.
- Oskarżony w sposób wyrafinowany i bezwzględny pozbawił życia czworga ludzi - mówił sędzia. Wskazał, że motywem zbrodni było "skumulowanie się negatywnych emocji" B. wobec zaistniałego "trójkąta" i patologicznego układu między B. a małżeństwem Zbigniewa i Małgorzaty D. Sąd wyjaśnił, że B. zaangażował się emocjonalnie w relację z Małgorzatą D.; był też ojcem jej drugiej córki. - Zbigniew D. stał mu na drodze - dodał sąd. Córka D., Aleksandra, mogła paść ofiarą mordu, bo weszła w konflikt z matką - uznał sąd. Ponadto B. zamierzał uzyskać pieniądze z ubezpieczenia Małgorzaty na wypadek śmierci jej męża.
Zdaniem sądu tancerz Henryk S. zginął, bo B. odczuwał zazdrość wobec tego "szarmanckiego dżentelmena", a ponadto liczył na zdobycie jego pieniędzy, bo S. miał dobrą pracę. Zabójstwo ks. Piotra S. nastąpiło zaś z motywacji "odwetu za wykorzystanie seksualne".
Matka Zbigniewa D. z płaczem mówiła dziennikarzom, że chciałaby, aby B. wskazał, gdzie zakopał ciało jej syna i wnuczki.
Obrońca B. mec. Jan Woźniak powiedział jedynie, że jeśli uzasadnienie pisemne sądu będzie takie jak ustne, to "nie będzie problemu ze sporządzeniem prawidłowej apelacji".