Marek Surmacz: pomoc w podwiezieniu nie była konieczna

Oceniamy, że w tym konkretnym przypadku pomoc w podwiezieniu nie była konieczna i dyrektor mógł skorzystać z każdej innej dostępnej dzisiaj formy sobie zorganizowania tego transportu - powiedział Marek Surmacz, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, gość "Sygnałów Dnia".

06.12.2006 | aktual.: 06.12.2006 10:04

Sygnały Dnia: Czy zarejestrowali państwo przypadki wykorzystywania samochodów służbowych do niewłaściwych celów przez urzędników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji?

Marek Surmacz: - Zapewniam państwa, zapewniam pana, że gdyby doszło do takich sytuacji, a ja mam szczególną wrażliwość na tego typu zdarzenia, ponieważ w przeszłości blisko dwadzieścia lat służyłem w policji, reagowałbym w sposób absolutnie jednoznaczny. Każda podwózka czy próba wykorzystania ewentualnie radiowozu czy samochodu służbowego do celów nie związanych z pełnieniem służby byłaby przeze mnie traktowana jako nadużycie służbowe z określonymi konsekwencjami służbowymi wobec tych przełożonych, którzy takie dyspozycje szeregowym policjantom wydawali. Zdecydowanie też muszę podkreślić, że nie uznajemy za nadużycie korzystania z samochodów służbowych przez policjantów kończących służbę, to trzeba jednoznacznie powiedzieć.

Chodzi o podwózkę w ramach patrolu.

- Kończy się zmiana, kończą policjanci służbę i w rejonie pełnienia służby przez swoich kolegów, którzy po nich objęli obowiązki na rejonie, w mieście, w dzielnicy czy w gminie, to takie odwożenie nie jest z naszego punktu widzenia nadużyciem, ponieważ ci policjanci pozostają w służbie w szerszym trochę, rozbudowanym patrolu i ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że często w określonych sytuacjach na przykład policjanci unikają korzystania z takiego podwożenia, ponieważ to się wiąże z zaangażowaniem służby i często niekiedy z późniejszymi niż przewidywali powrotami do domu. To też wywołuje...

Po drodze mogą zauważyć przestępstwo.

- Bo coś się zdarzy, przestępstwo, zdarzenie drogowe. Nie można koledze odmówić wtedy pomocy w takim zdarzeniu i to przedłuża ten czas powrotu do domu.

Panie ministrze, a w zasadzie dlaczego dyrektor departamentu, ważna osoba, potrzebował samochodu policyjnego? Czy jemu się nie należy samochód ze strony Ministerstwa?

- Przypuszczam, że gdyby dzisiaj miał podejmować podobne decyzje i mimo tych znajomości w komisariacie, w tej konkretnej jednostce, bo nie poszedł do innego komisariatu na terenie Warszawy, tylko poszedł konkretnie do komisariatu kolejowego w Warszawie, dlatego że tam miał swoich kolegów, to podejrzewam, że skorzystałby z pomocy, jeśli taka, oczywiście, byłaby konieczna. My oceniamy także, że w tym konkretnym przypadku ona nie była konieczna i mógł skorzystać z każdej innej dostępnej dzisiaj formy sobie zorganizowania tego transportu. Ale gdyby ewentualnie taka sytuacja była konieczna, to istnieją służby dyżurne w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji, które w potrzebie z pewnością oficer dyżurny po skonsultowaniu takiej decyzji, a być może nawet nie, bo pozornie ta sprawa jest błahą, skorzystanie z samochodu służbowego nie jest w skutkach ani przestępne, ani tragiczne. To, że w tym przypadku tak się wydarzyło czy splot ten okoliczności doprowadził ostatecznie do tej sytuacji, to też ocena nasza
tego zdarzenia jest wyostrzona, ale normalnie to przypuszczam, że skorzystanie w koniecznej sytuacji byłoby możliwe.

Oszczędności, które w ostatnich miesiącach został wprowadzone w resorcie, pozbawiły dyrektorów departamentu możliwości nieograniczonego korzystania ze środków transportu, możliwości, które do niedawna były normą. W związku z tym w jakimś sensie... nie chcę tłumaczyć tego zachowania dyrektora departamentu, bo jeśli ten dyrektor po czasie wykonywania obowiązków służbowych w nocy przebywał w prywatnym towarzystwie i spędzał ten czas prywatnie, to do końca pozostaje osobą w tym momencie już prywatną, nie wykonującą obowiązki służbowe i nie powinien korzystać z transportu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.

Czyli tak naprawdę to znaczące oszczędności spowodowały to, że dyrektor departamentu posunął się do posłużenia...

- Może nie spowodowały wprost, ale na pewno stały się okolicznością jednak ograniczającą swobodę dysponowania i w związku z tym to nie tłumaczy w żaden sposób, oczywiście, postępowania dyrektora departamentu, ale mówię, to, że on się tak zachował, nie miało żadnego związku z wykonywaniem przez niego czynności służbowych w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji. I to, że pociąg ostatni odjechał ze stacji i następny miał być trzy godziny później, też nie jest okolicznością uzasadniającą skorzystanie z tego samochodu. Warszawa nie jest miejscem, w którym człowiek powinien czuć się w nocy zupełnie zagrożony, samotny i sam i tak dalej.

Są jeszcze taksówki.

- Są taksówki, są koledzy życzliwi. Przecież ja miałem taką zasadę, z pewnością w przeszłości bardzo dobrą – będąc szefem drogówki w Gorzowie, przecież miałem na miejscu bardzo wielu znajomych, zawsze mówiłem, że jak któremuś wam się zdarzy wypić alkohol w nocy, to wolę, żebyście mnie o drugiej w nocy obudzili i prywatnie poprosili o odwiezienie do domu, nawet wyrywając mnie ze snu, niż następnego dnia łazili za mną i próbowali wymusić na mnie jakąś decyzję uwalniającą was od sankcji za spowodowanie kolizji ewentualnie kierowania pod wpływem alkoholu. Jest tak, że gdyby człowiek wiedział, że miałoby dojść do tak tragicznych skutków, z pewnością nigdy by takiego występku się nie dopuścił.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)