Marek Michalak: bezczynność matki doprowadziła do tragedii dzieci
- Nie ma jednego odpowiedzialnego za działanie policji, która w Opolu aresztowała matkę opiekującą się dwójką małych dzieci - powiedział rzecznik praw dziecka Marek Michalak. Dodał też, że "bezczynność matki doprowadziła do tragedii dzieci". Policjanci powinni mieć możliwość odmowy podjęcia działań w przypadku, gdy zagrażają one dobru i prawom dziecka - uważa rzecznik. Jego zdaniem konieczne są także 24-godzinne dyżury sędziów rodzinnych we wszystkich sądach rejonowych.
Michalak przedstawił wyniki kontroli, którą przeprowadził po zatrzymaniu Joanny W. z Opola, której dzieci - 2-letnia dziewczynka i 6-letni chłopiec - trafiły do pogotowia opiekuńczego. Kobieta została zatrzymana przed dwoma tygodniami za to, że nie zapłaciła ponad 2 tys. zł grzywny zaległej wobec Urzędu Kontroli Skarbowej. Policjanci stawili się u niej, według policji, po godz. 21, z zarządzeniem opolskiego sądu rejonowego o wykonaniu kary zastępczej - 25 dni pozbawienia wolności.
Michalak podkreślił, że przyczyną zatrzymania przez policję Joanny W. były jej bezczynność, "brak zainteresowania i działania w sprawie, o której od dwóch lat wiedziała". Jak dodał, w świetle analizy akt sądowych bezspornym jest, że kobieta wiedziała o toczących się postępowaniach i grożącej jej karze.
- Pani Joanna nie wykazała należytej staranności w zapewnieniu opieki dzieciom na czas ewentualnego odbywania kary zastępczej pozbawienia wolności. Nie poinformowała sądu o zmianie adresu zamieszkania, pod który przeprowadziła się w sierpniu 2012 r., nie podejmując jednocześnie korespondencji pod wskazanym adresem do doręczeń - podkreślił Michalak.
W jego opinii opolanka niewłaściwie sprawowała też opiekę nad dziećmi - naraziła je na niebezpieczeństwo, zostawiając same w domu w dniu interwencji policji, na co najmniej 45 minut.
Błędy sądu
Michalak wskazał także na liczne błędy formalne popełnione w tej sprawie przez Sąd Rejonowy w Opolu. Dotyczyły one m.in. doręczania części korespondencji z sądu - dokumentów nie przesyłano na podany przez Joannę W. adres do doręczeń. Podobnie było w przypadku wezwania do dobrowolnego odbycia kary. Michalak zaznaczył, że sąd "mimo wadliwego doręczania, a właściwie jego braku, bezzasadnie uznał, że wyrok nakazowy uprawomocnił się z dniem 21 sierpnia 2010 r.". Wskazał także, że sąd rejonowy nie powiadomił sądu opiekuńczego o konieczności zapewnienia opieki nad dziećmi Joanny W.
Zaznaczył, że sąd nie wykorzystał także przepisu umożliwiającego ustalenie sytuacji rodzinnej oskarżonej np. przez nakazanie przeprowadzenia wywiadu środowiskowego przez kuratora. W jego opinii, gdyby o to zadbano, interwencja mogłaby przebiegać zupełnie inaczej, bo wiadomo by było, że w domu są dzieci i należy o nie zadbać.
Błędy policji
Według Michalaka nie można jednoznacznie wskazać, że policja nie posiadała informacji o sytuacji rodzinnej Joanny W., m.in. z uwagi na to, że we wrześniu br. w związku z inną sprawą podejmowano działania mające na celu jej ustalenie.
Zdaniem RPD działania policji podjęte były z naruszeniem ustawy o policji, wbrew obowiązkowi respektowania godności ludzkiej oraz przestrzegania i ochrony praw człowieka, a w tym przypadku zwłaszcza praw dzieci przebywających pod opieką matki, o czym może świadczyć choćby zbyt późna pora interwencji.
Michalak zwrócił jednak uwagę, że zgodnie z zarządzeniem Komendanta Głównego Policji policjanci nie mają możliwości odstąpienia od doprowadzenia do zakładu penitencjarnego nawet jeżeli osoba, która ma być doprowadzona, ma pod opieką dzieci. Jednak umożliwili Joannie W. zapłatę grzywny i poszukiwanie właściwej opieki dla dzieci, a także przygotowanie dzieci do przewiezienia do pogotowia rodzinnego. W pierwszej kolejności odwieziono dzieci, umożliwiono matce ułożenie ich do snu oraz przekazanie rodzinie zastępczej najważniejszych informacji. Dopiero w następnej kolejności odwieziono Joannę W. do odpowiedniej jednostki policji.
Jednak policja, przewożąc dzieci do pogotowia rodzinnego, działała bez wymaganego orzeczenia sądu rodzinnego. Dlatego - jak podkreślił Michalak - w każdym sądzie rejonowym powinny być 24-godzinne dyżury sędziów rodzinnych (pod telefonem, przy precyzyjnym określeniu, które służby powinny dysponować jego numerem). RPD skierował w związku z tym wystąpienie do ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina.
- Badanie spraw, które do mnie napływają, pozwala wskazać, że dotyczy to nie tylko sytuacji nagłego umieszczania dzieci w pieczy zastępczej, ale także przykładowo wyrażenia zgody na przeprowadzenie pilnego zabiegu medycznego (bardzo często dotyczy to ratowania życia dziecka, gdzie konieczna jest transfuzja krwi, w sytuacji gdy rodzice nie wyrażają na to zgody) - podkreślił.
Dodał, że w niektórych sądach dyżury takie funkcjonują, a podstawą ich organizowania są zarządzenia prezesów, jednak nie jest to praktyka jednolita.
Rzeczniczka Ministerstwa Sprawiedliwości Partycja Loose podkreśliła, że ustalenia Rzecznika Praw Dziecka w zasadniczej części są zgodne z ogłoszonymi przez resort w zeszłym tygodniu wynikami kontroli pracy opolskiego sądu.
- Rzecznik nie musi apelować o dyżury sędziów rodzinnych, bo takie dyżury już dziś funkcjonują w sądach rodzinnych i w wydziałach karnych - tyle tylko, że sędziowie nie przebywają przez 24 godziny w gmachu sądu, lecz są w domach, pod telefonem - poinformowała Loose.
Odnosząc się do zarzutu, że nie dokonano wywiadu środowiskowego o sytuacji opolanki, Loose zauważyła, że taki wywiad nie jest obligatoryjny i sąd nie miał takiego obowiązku. - Nie można więc mówić, że sąd nie dochował obowiązku - podkreśliła.
W związku z wynikami kontroli rzecznik skierował również wystąpienie do szefa MSW Jacka Cichockiego. Zaproponował w nim wspólne opracowanie instrukcji dla funkcjonariuszy wykorzystywanej w działaniach dotyczących dzieci.
Michalak zaproponował, aby dokument ten wyjaśniał, że Konwencja o Prawach Dziecka ma pierwszeństwo przed normą prawa, której nie da się pogodzić z jej treścią i że żadne akty prawne niższe rangą od ustawy nie są przeszkodą w jej stosowaniu. "Oceniam, że konieczne jest przy tym zapewnienie możliwości odmowy podjęcia działań przez funkcjonariuszy w przypadku, gdy zagrażają one dobru i prawom dziecka" - podkreślił. Zaznaczył, że chodzi o to, by funkcjonariusze mogli powoływać się na Konwencję, nie obawiając się konsekwencji służbowych.
- Uważam, że potrzebne jest więc praktyczne narzędzie, które umożliwi ustalenie, jakie rozwiązanie będzie najlepsze dla dziecka w danej sytuacji i umożliwi elastyczne działanie funkcjonariuszy w tym zakresie - podkreślił Michalak.