Marek Borowski: nie zauważamy przemiany w SLD
(RadioZet)
Gościem Radia Zet jest lider Socjaldemokracji Polskiej, Marek Borowski. Witam, Monika Olejnik. Dzień dobry. Dzień dobry. Co pan sobie myśli o swoich kolegach z SLD czytając dzisiejszą prasę? Myślę o byłym ministrze sprawiedliwości, który przychodzi do dziennikarzy „Dziennika Wschodniego” i ich szantażuje. Mówi tak: „Mogę powiedzieć moim przyjaciołom z biznesu, żeby się u was nie ogłaszali. Niech pójdą do konkurencji. Ja tego nie zrobię, ale jak taka postawa gazety będzie się ciągnąć dalej, to bardzo proszę.” Mogę tylko przypomnieć oświadczenie, które przyjęła Krajowa Konferencja Socjaldemokracji 10 października. Jeszcze nie wiedząc o tej historii? Jeszcze nie wiedząc. Przyjęła je w związku z ponawianymi apelami o jedność, o wspólne listy wyborcze, wspólnych kandydatów, o to, żeby lewica razem. Te apele były kierowane do nas. Trzeba się było do tego ustosunkować. Przedyskutowaliśmy to. Przyjechało do nas trzystu ludzi i prawie jednomyślnie przyjęło stanowisko, w którym stwierdza, że dopóki w SLD nie nastąpi
refleksja, rozliczenie z przeszłością, wskazanie odpowiedzialnych za ten stan rzeczy, rezygnacja z praktyk, które były nagminne w SLD, to nie ma mowy o żadnych aliansach. Stwierdzamy, że póki co nie zauważamy tam przemian. Na taki stwierdzenia spotykamy się oczywiście często z repliką, że jakżeż, przecież wiele się dzieje, są wybory, zmieniamy itd., itd. Każdy dzień tymczasem przynosi przeciwne informacje. Wczoraj przeczytałem o gdańskiej organizacji, gdzie szeregowi działacze skarżą się na to, że członkowie SLD zostali wydelegowani do rad nadzorczych i mieli wpłacać 7 proc. swoich uposażeń na konto partyjne, a tego nie robią. Działacze ci są tym oburzeni i mają pretensje do kierownictwa, że tego nie egzekwuje. A ja stwierdzam, że mamy tu drugie piętro absurdu, bo co to znaczy: działacze SLD wydelegowani do rad nadzorczych? Do rad nadzorczych powinno się iść według kompetencji. Co pan sądzi o Grzegorzu Kurczuku? I to jest przypadek z wczoraj. Przypadek z dzisiaj to jest ten, o którym tutaj mówimy. Nie wiem
jak to nazwać. To nie podpada pod żaden kodeks. Nie podpada pod karny, jeżeli to etyczny. Szantaż etyczny. To jest taki szantaż etyczny. Ja też mam oczywiście czasami pretensje do prasy, że coś źle napisze o mnie czy o mojej partii. W takiej sytuacji staram się zamieszczać sprostowanie czy jakiś artykuł czy polemizować z tym. Ta propozycja, która została złożona – nazwijmy to propozycją w cudzysłowie – zakładam oczywiście jej prawdziwość, zastrzegam się, bo to jest informacja prasowa... Tak, jest prawdziwa. Pan minister w „Rzeczpospolitej” przyznaje, że do tego doszło. Świadczy to o tym, że rozumienie roli polityka, sposobu wykonywania przez niego funkcji w społeczeństwie uległo kompletnemu wypaczeniu. Tylko tyle? No cóż jeszcze? SLD codziennie pokazuje...Tam są uczciwi ludzie, są ludzie, którym to wszystko się nie podoba, ale siła układów, które tam istnieją, powiązań, starych przyzwyczajeń... Zomowiec sekretarzem miejskiego SLD. Co pan na to? ...jest znacznie silniejsza, ta siła jest znacznie większa, niż
starania ludzi uczciwych i porządnych, by ten stan zmienić. Czyli SdPl nie wejdzie do UL – u? SdPl wybrała już. Zdecydowaliśmy już. To jest dla nas ostateczny wybór. Postawiliśmy sobie zadania, wyznaczyliśmy pewną poprzeczkę, pewne kryteria działania, pewien kodeks etyczny i tym mamy zamiar się posługiwać i tak mamy zamiar działać. Czy jest na przykład mowa o wspólnym prezydencie? Dzisiaj nie ma na ten temat w ogóle rozmów. Byłyby absolutnie przedwczesne. Ale nie wyklucza pan, że w przyszłości mógłby być wspólny kandydat? Może być kandydat, który nie wywodzi się z Socjaldemokracji, którego Socjaldemokracja poprze. Taką możliwość widzę. Czy poprze go ktoś inny? Tego nie wiem. Nikomu nie można zabronić. Ale nie widzi pan takiego układu: kandydatem Marek Borowski i popiera go SLD? Jeżeli w grę wchodzą te nazwiska, które stoją na czele partii, to naprawdę za wcześnie o tym mówić. Pytam, bo został pan namaszczony przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Zostawmy to. To są przedwczesne dyskusje. Powtórzę po raz
trzydziesty czwarty, że jestem szefem SdPl i główny wysiłek jaki wykonujemy i główny cel jaki sobie stawiamy, to jest stopniowa obudowa zaufania społecznego do partii lewicowej, do SdPl. I tyle. Czy pan rozumie wyrozumiałość prezydenta Kwaśniewskiego dla Jana Kulczyka? A co pani przez to rozumie? To, że pan prezydent tłumaczył na konferencji prasowej, dlaczego Jan Kulczyk spotkał się z Ałganowem, mówił, że prezydent Putin też jest z KGB...Skrzyczał co prawda Jana Kulczyka, ale nie wykluczył go ze swojego towarzystwa. ... Pomilczymy trochę? Tak. Dlaczego? Trudne pytanie? Niewygodne? Dlatego że to są pytania z dziedziny stosunków międzyludzkich. Nie. To jest prezydent. Nie pytam się o Aleksandra Kwaśniewskiego, który koleguje się z Janem Kulczykiem, tylko o prezydenta i najbogatszego biznesmena. Takie reprymendy można stopniować. Jeżeli prezydent wygłosił swoje pretensje pod adresem Kulczyka, zwrócił mu uwagę na niestosowność tego rodzaju postępowania, to już dobrze. To znaczy, że problem zauważył. Czy trzeba
go zaraz wykluczać z towarzystwa? Trudno mi powiedzieć. Ale znał notatki. Wiedział, że Kulczyk powoływał się na „pierwszego”, czyli na niego, bo jest mowa, że chodziło o prezydenta i dalej nie wykluczył. To co to oznacza? Pani mnie zmusza, żebym stopniował kary moralne, które prezydent powinien stosować wobec osób, które zachowały się wobec niego niezbyt lojalnie. Prezydent uznał, że ta rozmowa, którą przeprowadził z Kulczykiem jest wystarczająca, żeby więcej tego rodzaju przypadki się nie powtarzały. I już? Tak uznał. Panu się to podoba, nie podoba? Jak pan to ocenia? Nie umiem tego ocenić, bo nie wiem co mówił Kulczyk. Z tego co wiem, Kulczyk zaprzecza, że powoływał się na prezydenta, a więc trudno mi powiedzieć. Mamy nie wierzyć oficerowi wywiadu? W tej sprawie trzeba przeprowadzić śledztwo i ono jest prowadzone, a dopiero potem wyciągać wnioski. Z góry dawać wiarę takiej czy innej wersji byłoby nieroztropne. Jest to na pewno temat do wyjaśnienia. Czy to nie szkodzi autorytetowi moralnemu prezydenta? Na
pewno szkodzi. To nie ulega wątpliwości. Różnego rodzaju podejrzenia, które na tle tych wypowiedzi, notatek, powstają, zwłaszcza do czasu, gdy nie zostaną wyjaśnione, podrywają zaufanie do prezydenta. Z drugiej strony ludzie dokonują pewnego wyboru moralnego. Jeżeli słyszą jakieś zarzuty czy zastrzeżenia pod adresem jakiejkolwiek osoby publicznej, to też ważą na ile trzeba odmówić zaufania tej osobie, a na ile trzeba poczekać. Wyniki badań opinii publicznej, które dotyczą prezydenta pokazują jak na razie, że ludzie czekają na wyjaśnienie tych spraw. Czy sprawa PKN Orlen pogrąży SLD? To jest pytanie zbyt szerokie. Nie chcę mówić w kategoriach SLD. To są określeni ludzie, którzy byli zaangażowani. Ale związani z SLD. Na pewno, jeżeli chodzi o zatrzymanie Modrzejewskiego, to już jest wiadome, że został zatrzymany by osiągnąć pewien cel, można powiedzieć – polityczny cel niezwiązany z podaną przyczyną zatrzymania. Te decyzje podjęli ludzie, którzy byli wtedy na świeczniku i reprezentowali SLD. To nie ulega
wątpliwości. W innych sprawach natomiast, które się toczą, dotyczących sprzedaży Rafinerii Gdańskiej, jakichś prowizji, to o odpowiedzialnych, jeżeli w ogóle były tu nieprawidłowości, to za wcześnie mówić.