Mardi Gras w Nowym Orleanie tym razem skromniejsze
Mieszkańcy Nowego Orleanu i tysiące
turystów celebrowali Mardi Gras - tradycyjne
uroczystości końca karnawału w tym mieście, w tym roku jednak na
mniejszą skalę w wyniku zeszłorocznej powodzi.
Nowy Orlean jest nadal opustoszały - do domów powróciło tylko 40% ludności sprzed kataklizmu (było wówczas 485.000 mieszkańców). O ile co roku przyjeżdżało tu na "Tłusty Wtorek" około miliona turystów, tym razem jest ich - jak się oblicza - niespełna 400 tys. Czynnych jest tylko 506 z ok. 1900 restauracji w mieście, serwujących dania znakomitej kuchni cajun.
Dla turystów dostępnych było w tym roku tylko ok. 25.000 pokoi hotelowych - o prawie 30% mniej niż poprzednio. Część hoteli jest nadal zajętych przez ewakuowanych powodzian, którzy nie mogą wrócić do domów, gdyż ich nie odbudowano.
Nawet jednak ta ograniczona liczba przybyszów znacznie zasila przetrzebiony budżet Nowego Orleanu, przynosząc dochody w wysokości około pół miliona dolarów dziennie.
Wtorek, ostatni dzień karnawału, był kulminacją ośmiodniowego cyklu tradycyjnych parad w mieście. Ich uczestnicy przechodzili ulicami historycznej Francuskiej Dzielnicy, z naszyjnikami z paciorków na szyjach, przebrani w stroje nawiązujące z humorem do tragicznej powodzi.
Niektórzy byli owinięci w plandeki namiotowe, używane w czasie powodzi do przykrywania uszkodzonych dachów. Jeden z uczestników ubrał się w biały worek z napisem 2000 lbs (funtów), mający przypominać worki z piaskiem zrzucane w celu załatania dziur w wałach przeciwpowodziowych.
Naigrywano się także z miejscowych notabli, którzy zawiedli w czasie katastrofy, jak gubernator stanu Luizjana pani Kathleen Blanco i burmistrz Nowego Orleanu Ray Nagin.
Tomasz Zalewski