Marcinkiewicz: wiem, że kazano mnie inwigilować
"Dziennik" pisze, że w 2005 roku polityk związany z PiS miał prosić ABW o zbieranie informacji na temat ówczesnego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Były premier powiedział gazecie, że nie jest zaskoczony tym, że ktoś próbował go podsłuchiwać. Dodał, że wie o tym z trzech niezależnych źródeł.
29.08.2007 | aktual.: 29.08.2007 09:54
W rozmowie z dziennikarzami gazety były premier nie chciał ujawnić nazwiska osoby, która rozmawiała z szefem ABW Witoldem Marczukiem. Marcinkiewicz powiedział jednak, że nie jest zaskoczony tym, iż ktoś próbował go podsłuchiwać. Jak dodał, o tym, że kazano go inwigilować, wiedział z trzech niezależnych źródeł. Według jego wiedzy służby nie zgodziły się jednak na zbieranie informacji.
Jak pisze "Dziennik", gdyby okazało się, że te doniesienia są prawdą, oznaczałoby to złamanie wszelkich zasad obowiązujących w demokratycznym państwie, gdyż służby specjalne podlegają właśnie szefowi rządu.
Na wypowiedź o rzekomych próbach zbierania materiałów na Marcinkiewicza błyskawicznie zareagował rzecznik rządu. Jan Dziedziczak powiedział, ze były premier nie jest i nigdy nie był podsłuchiwany, a cała sprawa jest wielką bzdurą, przy pomocy której ktoś chciał wprowadzić chaos informacyjny - czytamy w "Dzienniku". (IAR)