PublicystykaMarcin Makowski: Zbrodnia Avineriego przeciw historii

Marcin Makowski: Zbrodnia Avineriego przeciw historii

Trzeba mieć ogromny tupet, aby posługując się kłamstwami i insynuacjami, samemu zarzucać Polsce zbrodnie przeciw historii. Właśnie do tego posuwa się izraelski profesor, który twierdzi, że chcemy walczyć z prawdą o Holokauście. Myli się na każdym polu - pisze Marcin Makowski dla WP Opinii.

Marcin Makowski: Zbrodnia Avineriego przeciw historii
Źródło zdjęć: © AFP | MICHAL CIZEK
Marcin Makowski

Holokaust, Shoah, Zagłada. Im częściej wypowiadamy te słowa, im dalej od przerażających wydarzeń, które opisują, tym więcej w nich polityki i prób przerzucania współodpowiedzialności na inne - poza Niemcami - narody. Historia ma to do siebie, że nie umie bronić się sama. O pamięć trzeba dbać, a lata zaniechań na tym polu doprowadziły do sytuacji, w której nawet intelektualiści i światowi liderzy nie widzą dysonansu w nazywaniu obozu w Auschwitz "polskim". Nie dziwi zatem fakt, że Ministerstwo Sprawiedliwości postanowiło przygotować projekt ustawy penalizującej zarówno propagowanie kłamstwa utożsamiającego miejsce wykonania zbrodni z jej sprawcą, ale również próby otwartego oskarżania Polaków o współudział w Holokauście.

Pomysł ten w głośnym tekście "Zbrodnia Polski przeciw historii" zaatakował politolog i filozof prof. Shlomo Avineri. Po lekturze całego tekstu, który aż kipi od insynuacji i historycznych półprawd, miałem wrażenie, jakby pisała go osoba jedynie pobieżnie znająca dzieje XX wieku. Tymczasem Avineri to członek Izraelskiej Akademii Nauk Ścisłych i Humanistycznych, były dyrektor generalny izraelskiego Ministerstwa Spraw ZagranicznychSpraw Zagranicznych, wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego i Jagiellońskiego. Jak sam siebie przedstawia, mimo, że jego znajomość polskiego jest nikła, "historia tego kraju i jego kultura nie są mu obce". W takim przypadku pozostaje jedno wyjaśnienie: autor formułował swoje tezy w złej woli, a jego felieton udostępniony w międzynarodowym portalu Project Syndicate (przetłumaczony na wiele języków i opublikowany w zagranicznych mediach) stanowił element sporu ideologicznego. Z pełną świadomością twierdzę, że jeżeli ktokolwiek uczynił tutaj "zbrodnię przeciw historii", nie była to Polska, ale Shlomo Avineri właśnie. Dlaczego? Śpieszę wytłumaczyć.

Czy Polacy brali udział w Holokauście?

Choć wydaje się to trudne do zrozumienia, już samo pierwsze i najważniejsze twierdzenie izraelskiego profesora możliwe jest do obalenia w konfrontacji z tekstem ustawy, której najwidoczniej nie przeczytał. Upiera się on bowiem, że Polska będzie karać za "wszelkie wzmianki" o "polskich obozach zagłady", oraz ścigać "każdego", kto choćby wspomni o roli "etnicznych Polaków w Holokauście". Tymczasem w projekcie Ministerstwa Sprawiedliwości wyraźnie zaznaczono, że ewentualne śledztwo prokuratorskie nie dotyczy badań naukowych oraz aktywności artystycznej. Równocześnie nikt, kto wspomni o prawdziwych zbrodniach Polaków na Żydach nie będzie miał najmniejszej podstawy do obawiania się o jakiekolwiek reperkusje. Dlaczego? Ponieważ istnieje strukturalna różnica pomiędzy udziałem bądź współudziałem Polski czy Polaków w Holokauście, a aktami nienawiści, linczami sąsiedzkimi, a nawet morderstwami na tle rasowym. Gdyby obie te zbrodnie można było ze sobą zrównać, współwinna w tym samym stopniu byłaby praktycznie cała Europa. A nie jest.

Holokaust to systematyczna i realizowania przy udziale aparatu państwowego próba wymordowania całych narodów przy użyciu metod przemysłowych. Jednocześnie sam Avineri twierdzi, że Polska była jedynym krajem "(…) w którym pod niemiecką okupacją zlikwidowano instytucje rządowe, rozwiązano armię i zamknięto szkoły i uniwersytety". Właśnie dzięki tej próżni po polskich strukturach państwowych możliwe było zorganizowanie bezprecedensowej skali mordu, awykonalnego np. w okupowanej Belgii, Holandii, Danii czy Francji. Choćby tylko z tego powodu kłamstwem historycznym jest przypisywanie naszemu narodowi współudziału w zbrodni, która została zaprojektowana i wykonana przez Niemców (co Avineri sam przyznaje). Oczywiście przy ograniczonym wparciu innych państw, które wraz z zachowaniem resztek autonomii, chcąc nie chcąc, przyłożyły rękę do logistycznego "sukcesu" Shoah. Rozumując w logice izraelskiego profesora, należałoby stwierdzić, że sami Żydzi byli współwinni Holokaustu. W końcu służyli w Gettach i obozach jako Kapo - niejednokrotnie kolaborowali z niemieckim aparatem represji. To oczywisty absurd. Czym innym są bowiem indywidualne zbrodnie, których Polacy dokonywali, czym innym zrzucanie winy na cały naród za proces, który miał inne motywacje i aparat egzekucyjny.

Kto ściga kłamstwa historyczne?

Odnosząc się do samej idei penalizacji użycia konkretnych zwrotów oraz aktywnego włączenia się w ten proces wymiaru sprawiedliwości, Avineri pisze najbardziej kompromitujące go jako naukowca zdanie swojego wywodu. "Tylko niedemokratyczne reżimy używają takich środków, zamiast polegać na publicznym dyskursie, historycznych wyjaśnieniach, kontaktach dyplomatycznych i edukacji". Po prostu nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak - bez złej woli o której wspominałem - podobne słowa mogły wyjść spod pióra obywatela państwa, którego rząd wprowadził w życie samą ideę karania za kłamstwo historyczne. W głowie mi się to nie mieści i nie zmieści chyba każdemu, kto ma jakąkolwiek świadomość czym jest tzw. "przestępstwo negacjonizmu". Wypieranie prawdy o istnieniu Holokaustu jest bowiem karane od dawna w 16 krajach: od Austrii, przez Izrael, aż po Szwajcarię. W Polsce na podstawie art. 55 Ustawy z 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej ściga się osoby, zaprzeczające istnieniu Zagłady Żydów. Nie tak dawno temu we Francji właśnie oskarżony o negacjonizm do więzienia trafił prof. Robert Faurisson, ogromne problemy z tego tytułu (i słusznie) ma historyk David Irving.

Czym zatem jest oskarżenie Polski o to, że sięga po metody "niedemokratycznych reżimów", gdy de facto realizuje ona politykę Izreala, który obok prac naukowych i kontaktów dyplomatycznych, stosował surową metodę bezkompromisowego prostowania faktów? Jak widać podobne zapisy przynoszą efekt, bo po fali otwartego wypierania Holokaustu w latach 70. i 80., dzisiaj na podobne twierdzenia mogą się już tylko zdobyć bezpośredni wrogowie Izreala, tacy jak były prezydent Iranu Mahmud Ahmadineżad. Polska idzie przetartym szlakiem, mając do tego pełne prawo.

Armia Krajowa współwinna śmierci Żydów?

Niestety, poza powielaniem kłamstw i insynuacji Avineri zdobywa się na rzecz jeszcze gorszą - szantaż. Podkreślając drugowojenną martyrologię Polaków, sugeruje on równocześnie, że sam ten fakt nie zagłuszy pytań, które "były dotychczas w dużej mierze ignorowane". Mamy zatem wyraźne założenie: wy wypieracie swój udział w Shoah i chcecie ścigać za wzmiankę o nim, to my wam przypomnimy czyją krew macie na rękach. Tak się w istocie dzieje, a nieprzepracowanym wyrzutem na polskim sumieniu ma być bierność wobec powstania w getcie warszawskim. "Dlaczego Armia Krajowa czekała ponad cztery lata, aby powstać przeciwko niemieckiej okupacji? Dlaczego nie przeszkodziła systematycznej zagładzie trzech milionów Żydów, polskich obywateli, albo dlaczego nie uderzyła podczas żydowskiego powstania (...) w kwietniu 1943 roku?" - pyta politolog i filozof. Tym samym przypisuje on największej i najdzielniejszej armii podziemnej II wojny światowej współodpowiedzialność za wymordowanie milionów Żydów. I chyba również Polaków - jak sam Avineri przyznaje, trzy miliony ofiar Holokaustu to etniczni Polacy.

Fakt, że nie rzuciliśmy wszystkich sił w beznadziejnym starciu z III Rzeszą, która nie ruszyła nawet do kontrofensywy na łuku kurskim, ma być argumentem przeciw AK. Miałkość tego stwierdzenia rozkłada na łopatki. W tej samej logice można zapytać, dlaczego Francuzi nie wysadzali trakcji kolejowych, po których ich państwo wysyłało Żydów w wagonach sypialnych do obozów zagłady? Dlaczego Węgrzy nie wzniecili powstania w Budapeszcie dwa lata wcześniej? Na co czekali Włosi? Dlaczego zamiast podnieść rękę na Niemca, połowa okupowanych krajów wystawiała własne jednostki Waffen-SS? W jakim świetle ta sama argumentacja stawia choćby Stany Zjednoczone, które poprzez raporty Jana Karskiego i świadectwo Witolda Pileckiego miały świadomość, że dochodzi do masowych mordów na Żydach? Tak odważny Avineri już nie jest.

Jedyna nadzieja w Sowietach?

Rzeczą wzbudzającą co najmniej uśmiech politowania u historyków dyplomacji jest również twierdzenie Avineriego, że Holokaustu w ogóle można było uniknąć, gdyby nie ideologiczne zacietrzewienie i krótkowzroczność Polaków. W końcu już 2 sierpnia 1939 roku francusko-angielska delegacja negocjowała w Moskwie możliwość wejścia na terytorium naszego kraju Armii Czerwonej. Jej obecność miała "być konieczna" do odparcia ataku III Rzeszy. Jak wiemy rząd II RP nie wyraził takiej zgody, mając chyba najlepszą w Europie świadomość tego, do czego zdolni są Sowieci. Avineri niemrawo wspomina o przyczynach naszej niechęci, wymieniając jedynie wojnę 1920 roku, podczas której "tylko francuska pomoc wojskowa pomogła odeprzeć Rosjan i ocalić niepodległość Polski". O jakiej pomocy mówi, nie wiadomo. Jeśli miałaby to być misja Maxima Weyganda, z podobną tezą nie obroniłby się na żadnej konferencji naukowej. Niestety publicystyka rządzi się swoimi prawami.

Problem izraelskiego profesora polega na tym, że nie ma on świadomości, jak wielkim zagrożeniem dla Polski była obecność czerwonoarmistów na jej terytorium. Czy to możliwe, aby tak wykształcony człowiek nie wiedział o eksterminacji Polaków żyjących w ZSRR w latach 30.? Poza tym Polska nie musiała liczyć na Stalina, wystarczyło że nasi sojusznicy wywiążą się z zapisów traktatów, aby stłamsić wojska Hitlera przed zimą 1939 roku. Polska, Francja i Wielka Brytania górowały we wrześniu nad III Rzeszą na każdym polu - przewaga w piechocie wynosiła 6:1, w czołgach ok. 2:1. Podobnie rzeczy się miały w artylerii, lotnictwie i przede wszystkim - marynarce wojennej (szczegółowe porównanie proporcji sił w tym materiale)
. Czy bierność Zachodu również sprawia, że współodpowiada on za zbrodnie Holokaustu? O tym politolog i filozof również milczy. I tekstów na ten temat nie pisze.

Z przykrością stwierdzam, że "Zbrodnia Polski przeciw historii" to nie polemika z polityką historyczną rządu, ale antypolski paszkwil. Dlaczego tak mocno? Tylko paszkwile opierają się na półprawdach, oczywistych kłamstwach i karkołomnych alternatywnych scenariuszach, które służą poparciu własnej tezy. A ta brzmi następująco: Polacy nie mają prawa walczyć o prawdę o Holokauście, bo sami przyłożyli do niego rękę. Jeśli zaczną to robić, przypomnimy im, jak wiele grzechów mają na sumieniu. Podobne stawianie sprawy to skandal.

Marcin Makowski dla WP Opinii

Marcin Makowski - dziennikarz i publicysta tygodnika "Do Rzeczy". Współpracuje z Wirtualną Polską i Stacją7. Z wykształcenia historyk i filozof. Twórca projektu "II wojna światowa jakiej nie znacie". Doktorant Polskiej Akademii Nauk.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)