Marcin Makowski: Zamieszanie wokół składania wieńców pod pomnikiem katyńskim. Cenna lekcja dla polskiej dyplomacji
Czy prezydent Andrzej Duda powinien się spotkać z burmistrzem Jersey City, który zasłynął wywołaniem skandalu wokół pomnika katyńskiego? Myślę, że nie. Ostatecznie do spotkania jednak doszło, ale dosłownie o włos udało się uniknąć prawdziwej wpadki.
O tym, że dyplomacja potrafi być jak pole minowe, przekonaliśmy się dobitnie przy okazji kryzysu wokół nowelizacji ustawy o IPN. Błędy w tej dziedzinie mają również tendencje do nawarstwiania się, jak w efekcie kuli śniegowej. Kiedy wydaje się, że gorzej być nie może, po czasie wycieka notatka z poufnego spotkania polskich dyplomatów z Amerykanami, pojawiają się doniesienia o tym, że Andrzej Duda nie odebrał telefonu od sekretarza stanu Rexa Tillersona, odsyłając go do ministra Krzysztofa Szczerskiego. W efekcie powstaje chaos informacyjny.
Lekcje z dyplomacji
Czego nas to uczy? Na pewno dwóch rzeczy. Relacje międzynarodowe na wysokim szczeblu nie znoszą wielogłosu i plotek, ale bez względu na to, jak byłby ten fakt komentowany przez opinię publiczną, powinno się w nich kierować starą i sprawdzoną zasadą ekwiwalencji. Oznacza ona, że spotkania i rozmowy pomiędzy przedstawicielami poszczególnych państw, odbywają się na tej samej płaszczyźnie.
Niestety właśnie w atmosferze sprzecznych informacji i zaburzenia tradycyjnych ustaleń protokolarnych, mijały ostatnie chwile przed uroczystością złożenia wieńca przez prezydenta Andrzeja Dudę pod pomnikiem katyńskim w Jersey City. Inicjatywy - to trzeba przyznać - słusznej. Otóż według pierwszych ustaleń medialnych, miała się ona odbyć równocześnie z asystą burmistrza miasta Stevena Fulopa, który zasłynął wywołaniem kryzysu z przesunięciem pomnika, nazwaniem marszałka Stanisława Karczewskiego rasistą, antysemitą i negacjonistą Holokaustu, a Polski krajem, który ”na nowo pisze swoją historię”.
Gdyby doszło do podobnej sytuacji, byłby to dyplomatyczny skandal. Polski prezydent nie tylko nie powinien tego robić ze względu na wspomnianą już zasadę ekwiwalencji oraz nieporównywalnej rangi obu stanowisk, ale również ze względów etycznych. Steven Fulop, choć po fakcie stara się zgrywać przyjaciela Polonii, który zrozumiał swój błąd i przejął się losem żołnierzy pomordowanych podczas zbrodni katyńskiej, w rzeczywistości nigdy otwarcie za swoje słowa nie przeprosił. Mówił o błędzie, planowanej wizycie w Polsce i lekcji, którą wyciągnął z całego zajścia, ale gdyby nie szybka reakcja Polonii, polskiego rządu oraz zakulisowego lobbingu części środowisk żydowskich - do żadnego pokajania się by nie doszło.
Burmistrz miasta to nie jest partner godny prezydenta kraju
Choćby z tego względu, Steven Fulop nie miał protokolarnego oraz moralnego prawa jak równy z równym wziąć udział w ceremonii z polskim prezydentem. Ostatecznie doszło na tym polu do małego zamieszania, ponieważ wszystko wskazuje na to, że jednak chciał to zrobić. Na swoim Twitterze pisał wprost o spotkaniu z Andrzejem Dudą, planowanych rozmowach z nim i składania wieńców. Wieńce na szczęście złożono jednak osobno, a jak podkreśla Kancelaria Prezydenta, gest ze strony burmistrza miał charakter prywatny. Niestety, kto oglądał relację z wydarzenia na żywo, ze strony Fulopa niezwykle niechlujny.
Nie wiem, czy konieczne było jakiekolwiek spotkanie obu panów, nawet krótkie, pod samym pomnikiem, ale z dwojga złego dobrze się stało, że zamiast udawanej dobrej atmosfery, ograniczyło się ono do wymiany kilku zdań, podczas której prezydent Duda przekazał burmistrzowi Fulopow książkę o historii Katynia. Ten z kolei odwdzięczył się oryginalnym odlewem miniatury monumentu. Koniec końców, być może czegoś się dzięki tej książce Steven Fulop nauczy i dojrzeje do prawdziwych przeprosin. Polska dyplomacja powinna jednak jak ognia unikać w przyszłości podobnych sytuacji. Ludzi tego typu nie powinno się zaszczycać obecnością głowy państwa. Po prostu na to nie zasługują.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl