Marcin Makowski: W sprawie Sądu Najwyższego opozycja potrzebuje symboli, a nie ”heroicznych powrotów z urlopu”
- Bardzo wypoczęłam, pływałam w jeziorach - powiedziała prof. Gersdorf komentując swój przerwany urlop, po czym weszła do budynku Sądu Najwyższego, bo w międzyczasie "sytuacja zrobiła się dramatyczna". Świetny przekaz dla opozycji. Najpierw wczasy, potem protesty.
Nigdy dość powtarzania, że dzisiaj największym sojusznikiem Prawa i Sprawiedliwości nie jest Viktor Orban czy Donald Trump, ale spora część polskiej opozycji i wymiaru sprawiedliwości. Jakby rząd nie naginał prawa, jakich ustaw w nocy nie przegłosował, jak nie manipulował obsadzaniem stanowisk w wymiarze sprawiedliwości, nieustannie powtarza się ta sama historia. Opozycja krzyczy ”faszyzm”, choć obecny ustrój nawet obok niego nie stał. Ogłasza się setny koniec państwa prawa, choć podobne oskarżenia należało trzymać w odwodzie do ostatniej chwili, być może właśnie do wygaszania kadencji sędziów Sądu Najwyższego. I na koniec, jakby było mało, zamiast charyzmatycznych liderów, ”wolnością wiodącą lud na barykady” okazuje się prof. Małgorzata Gersdorf, która jednego dnia nie uznaje decyzji prezydenta, a drugiego pojawia się na zaprzysiężeniu sędziów, przez PO i Nowoczesną uznawanych za ”dublerów”. W jednym momencie twierdzi, że jest I Prezes SN i nie zrobi kroku w tył, a następnego jedzie na urlop tylko po to, aby z niego wrócić, ponieważ ”sytuacja zrobiła się dramatyczna”. To ona wcześniej dramatyczna nie była?
Popływać, wypocząć. A może nie tędy droga?
Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć, jak mając tak mocne argumenty w rękawie, część opozycji i elit wymiaru sprawiedliwości woli rozmieniać się na drobne. Wyszła sprawa zatajania przeszłości sędziego Józefa Iwulskiego, jego orzekania podczas stanu wojennego i służby w kontrwywiadzie PRL - od takich spraw trzeba się szybko odciąć i iść dalej. Ale nie, zamiast tego słyszymy, że sędzia nie ma sobie ”niczego do zarzucenia”, ponieważ ma ”nieskazitelny charakter”. Natomiast jego przełożona, zamiast dyplomatycznie odciąć się od jego przeszłości, idzie w zaparte mówiąc: ”To jest najlepszy sędzia z zakresu prawa pracy i ubezpieczeń społecznych w Sądzie Najwyższym. To, że był przydzielony przymusowo do sądów wojskowych w stanie wojennym, to tylko młodzi ludzie mogą nie wiedzieć, jakie były wtedy konsekwencje nieorzekania w tych sprawach; to były konsekwencje więzienia”.
Czyli co, Stanisław Piotrowicz i Andrzej Kryże, słusznie rozliczani ze swoich haniebnych epizodów z tamtych czasów, nagle nie są niczemu winni, bo też musieli sądzić i wydawać wyroki, inaczej czekałoby ich więzienie? Idąc tą logiką - czy ktokolwiek jest winny, np. wydając wyroki więzienia na opozycjonistów - jeśli po prostu nie miał innego wyjścia? Nie wiem, jak I Prezes SN może nie dostrzegać konsekwencji takiej kulawej logiki. No ale czego się spodziewać, jeśli w momencie zejścia rozmowy na tematy urlopowe uśmiecha się promieniście i mówi, że nie żałuje swojej decyzji. - Bardzo wypoczęłam, pływałam w jeziorach - powiedziała prof. Gersdorf, po czym weszła do budynku Sądu Najwyższego. Nie zdziwiłbym się, gdyby część osób protestujących m.in. w obronie jej stanowiska pomyślała sobie wtedy: ”gdy będzie następny wiec, też pojadę sobie popływać w jeziorze i wypocząć”. Po prostu dramat.
Politycy wychodzą ze swoich ról
Do obrazu tego dramatu dokłada się oczywiście jego reżyser, który nie widzi żadnych możliwości ustępstwa, mediacji, złotego środka. Mało tego, wspomniany już prokurator Piotrowicz w rozmowie z Radiem Maryja pozwolił sobie bowiem na pogrożenie, że jeżeli Małgorzata Gersdorf podejmie jakiekolwiek czynności służbowe, ”(…) naraża się na odpowiedzialność dyscyplinarną z tego względu, że sędziów w stanie spoczynku również obowiązują ściśle określone zasady. Niestosowanie się do obowiązującego prawa może skutkować wyciągnięciem konsekwencji dyscyplinarnych. Jedna z najsurowszych sankcji, jaka może spotkać, to pozbawienie stanu spoczynku” - tłumaczył szef sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka.
Ale czy to jego rola, aby grozić w mediach sankcjami, zanim jeszcze zaistnieje jakakolwiek sytuacja, która zmusiłaby ustawodawcę do ich zastosowania? Mam wrażenie, że wszyscy - zarówno rząd jak i opozycja - wychodzą w przypadku kryzysu wymiaru sprawiedliwości ze swoich ról, albo przypisują sobie kompetencje, których nie posiadają. Tymczasem przeciętny wyborca coraz mniej z tego chaosu rozumie, nie wie komu ufać, za kim stanąć, jaki sztandar podnieść. Konsekwencją może być bierność wobec polityki oraz popularna w PRL ”emigracja wewnętrzna”. I właśnie taki scenariusz, braku zainteresowania obywateli kwestiami przyszłości ich państwa, w pełni zasługuje na nazwanie go końcem demokracji. Czy już w tym punkcie jesteśmy?
Marcin Makowski dla WP Opinie