Marcin Makowski: Ustawa o IPN. Salomonowy wybór prezydenta
Prawie pół godziny budowania napięcia i dygresji historycznych, ale ostatecznie deklaracja padła - prezydent Duda podpisał nowelizację ustawy o IPN, ale jednocześnie skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego. Twardego elektoratu żadnej ze stron to nie zadowoli, ale ze wszystkich możliwych opcji, ta wydaje się najrozsądniejsza. Sporu polsko-izraelskiego jednak nie rozwiąże.
06.02.2018 | aktual.: 07.02.2018 13:25
Jeśli chodzi o nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, Andrzej Duda miał przed sobą trzy możliwości. Podpisać bez uwag, zawetować (ewentualnie proponując własny projekt dyskutowanych punktów 54 i 55a) albo podpisać, kierując jednocześnie ustawę w trybie następczym do Trybunału Konstytucyjnego. Żaden z nich nie był idealny, żaden nie rozwiązywał istoty kryzysu polsko-izraelskiego, ale ostatecznie to właśnie opcja pośrednia, może być nazwana salomonową.
Minimalizowanie strat
Dlaczego? Ponieważ po pierwsze, wysyła sygnał do prawicowego oraz konserwatywnego elektoratu, mówiący, że w kwestii pryncypiów prezydent uznaje prawo i obowiązek narodu polskiego do walki o niezafałszowaną pamięć historyczną. Nie godzi się on również na ingerencję podmiotów zewnętrznych w suwerenny proces legislacyjny. Po drugie, furtka TK otwiera pole do ponownej debaty nad konkretnymi ustępami nowelizacji ustawy. Na ile odpowiadają one zapisanej w konstytucji wolności słowa? Czy mogą być skutecznie egzekwowane? Kto będzie decydował, jaka wersja wydarzeń kwalifikuje się do miana faktów historycznych? Podobne uwagi co do projektu Ministerstwa Sprawiedliwości zgłaszało już wcześniej MSZ, i być może nie doszłoby do obserwowanej dzisiaj eskalacji kryzysu, gdyby zostały one wysłuchane.
Choć mleko się już jednak rozlało, straty dyplomatyczne nadal możemy starać się zminimalizować. Prezydent dał jasno do zrozumienia, że idea penalizacji przypisywania Polakom zbrodni hitlerowskich Niemiec nie jest dla niego kłopotliwa, ale brak doprecyzowania i wątpliwa skuteczność przepisów, już tak. Od braku prawa, groźniejsze jest bowiem martwe prawo. Niestety w obecnym kształcie tak wyglądałaby rzeczywistość egzekwowania art. 55a podpisanej ustawy o IPN. Mamy w Polsce przedziwną tendencję, do uważania, że moralna racja posiada magiczną moc sprawczą, a reszta - kwestie techniczne - są wobec niej wtórne. To koszmarny, i powracający w historii Polski jak ”dzień świstaka”, błąd.
Klincz prawny
Niestety pomimo jasnej intencji Andrzeja Dudy i sygnału, że ustawę powinno się napisać lepiej, niewiele więcej w tym zakresie da się dzisiaj zrobić. Trybunał Konstytucyjny może jedynie orzec, czy zapisy poszczególnych paragrafów mieszczą się w obrębie ustawy zasadniczej, ale nie może ich napisać na nowo. Równocześnie, aby tak się stało, a prezydent mógł zaproponować swoją, alternatywną wersję nowelizacji, najpierw ustawę musiałby zawetować, a to przez znaczną część jego elektoratu uznane byłoby za zdradę.
Tak źle, tak niedobrze. Knesset zdążył już zresztą orzec, że ruch strony polskiej jest fatalny, Platforma Obywatelska, że tragiczny i zgodny z wolą narodowców, a redaktor Dominika Wielowieyska z ”Gazety Wyborczej”, choć jeszcze 1 lutego pisała, że prezydent ustawę zawetuje i będzie to część ”diabelskiego planu Kaczyńskiego”, 6 lutego w dyskusji ze mną w TVN24 przekonywała, że Duda ją podpisał, bo działa ”pod dyktando Nowogrodzkiej”. I tu jest właśnie pies pogrzebany - na tym etapie kryzysu, każda decyzja prezydenta byłaby kontestowana, bowiem to nie ta czy inna ustaw stanowi istotę konfliktu polsko-izraelskiego, ale konserwowane przez dekady wzajemne uprzedzenia i brak promocji polskiej perspektywy historycznej. Tak dotkliwy, że gdy izraelscy dziennikarze przylatują na zaproszenie premiera Morawieckiego do Polski i odwiedzają Muzeum Powstania Warszawskiego, nie zawsze potrafią je odróżnić od powstania w getcie.
Prawda historyczna na solidnych fundamentach
Klucz bo budowy trwałych fundamentów polskiej polityki historycznej leży gdzie indziej niż w zapisach prawnych. Również we wtorek Sejmowa Komisja Kultury i Środków Przekazu pozytywnie zaopiniowała prezydencki projekt ustawy o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci Polaków ratujących Żydów, wyznaczony na 24 marca. Projekt, który promuje pozytywny i prawdziwy przekaz o bohaterach tamtych mrocznych czasów, co do treści którego właściwie cała komisja sejmowa początkowo była zgodna - dziś padł ofiarą rozgrywek politycznych. Według moich informacji, podczas początkowych prac nawet Bogusław Sonik z PO, proponował dopisać do nazwy projektu, że Polacy ratowali Żydów przed Niemcami, co spotkało się z ogólną aprobatą. Dziś zarówno Platforma jak i Nowoczesna głosowały przeciw. To ogromy błąd.
Błąd dotkliwy zwłaszcza dlatego, że godzi w realne interesy narodowe, czyli w miejsce, gdzie dyplomacja krzyżuje się z polityką. A to właśnie na tym obszarze racji stanu, jako kraj musimy mówić dzisiaj jednym głosem. Jak powiedział mi kiedyś Marcin Kędryna, doradca prezydenta Dudy, na początku jego kadencji do Polski przyleciał oficjalny reprezentant Baracka Obamy ds. monitorowania oraz walki z antysemityzmem, Ira N. Forman. Już wtedy - zaraz po otwarciu Muzeum im. Rodziny Ulmów w Markowej, tłumaczył on, że amerykańskie doświadczenia walki o prawdę historyczną odnoszą sukces, jeśli promują i utrwalają pozytywne postawy, zamiast posługiwać się groźbą i starać się wszystko kodyfikować. Czy właśnie w tym kierunku będzie zmierzała polska klasa polityczna? Odpowiedź na to pytanie będzie testem intencji dla wielu z jej przedstawicieli. Na razie wypadają blado.
Marcin Makowski dla WP Opinie