Marcin Makowski: Rząd naprawia błędy, które sam stworzył. Ale bałaganu po ustawie o IPN łatwo posprzątać się nie da
Pięć miesięcy minęło od przegłosowania nowelizacji ustawy o IPN. Ponad cztery od skierowania jej przez prezydenta do TK. I choć zdążyliśmy usłyszeć, że rząd nie zrobi ”ani kroku wstecz”, nagle wycofuje się rakiem z kontrowersyjnych przepisów. A premier mówi: ”to nasz sukces”. I choć decyzje podjął dobrą, sposób w jaki do niej doszło obnaża słabość państwa.
27.06.2018 | aktual.: 27.06.2018 12:48
Stefan Kisielewski zwykł mawiać, że ”socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju”. Czasy się zmieniają, ale błędy polityków pozostają podobne. I choć (formalnie) socjalizmu w Polsce już nie ma, również dzisiaj – w przypadku nowelizacji ustawy o IPN – rząd bohatersko zabiera się za naprawianie błędów, które sam stworzył. I do tego każe doceniać, że gdzieś na końcu międzynarodowego zamieszania, zainicjowana została ”pozytywna debata” na temat roli Polaków i ich heroizmu podczas II wojny światowej. Bądźmy poważni.
Mądrość etapu
Uchwalanie w pośpiechu i w trybie nadzwyczajnym nowelizacji do nowelizacji ustawy, która wykreśla z niej najbardziej dyskusyjne punkty mówiące m.in. o możliwości aresztowania osób, które dopuszczają się przypisywaniu Polsce zbrodni nazistowskich Niemiec - nie ma nic wspólnego z realpolityk, pragmatyzmem, dalekowzrocznością i dostosowywaniem się do ”mądrości etapu”. A tak przekonywali wyborców w środowych przemówieniach sejmowych politycy Prawa i Sprawiedliwości. Mówiąc obrazowo, dzisiejsza sytuacja przypomina nie tyle ”dobre owoce złego drzewa”, ale łatanie przeciekającego statku na pełnym morzu, przy jednoczesnym twierdzeniu, że sam fakt zdecydowania się na naprawy pobudza debatę o pozytywnym wkładzie Polaków do światowego żeglarstwa.
Przecież tweety, wywiady i artykuły nie płoną. Jeszcze 28 stycznia rzecznik KP PiS oraz wicemarszałek Sejmu Beata Mazurek pisała w mediach społecznościowych, że: ”Nie będziemy zmieniać żadnych przepisów w ustawie o IPN. Mamy dosyć oskarżania Polski i Polaków o niemieckie zbrodnie”, a Patryk Jaki zapewniał, że ustawa o IPN ”jest dobrze napisana”. Dzisiaj natomiast, z ust Sebastiana Kalety z Ministerstwa Sprawiedliwości słyszymy: ”W obliczu niezrozumienia naszych intencji gdzieniegdzie poza Polską, podjęto decyzję, która może pozwolić na wyprostowanie nieporozumień i manipulacji”. Rzecznik rządu, Joanna Kopcińska twierdzi natomiast, że: ”Nie wycofujemy się z nowelizacji ustawy o IPN. Odstępujemy jedynie od przepisów karnych, które mogły przesłaniać to, co ta ustawa miała pierwotnie na celu”. Czy nikt tutaj nie widzi gwałtu, na zdrowym rozsądku? Zaprzeczeniu własnym argumentom o twardym stanowisku i braku ustępstw, jako strategii, która przyniesie Polsce poważanie na świecie?
Dobre owoce złej ustawy?
Nawet, gdyby przyjąć że Mateusz Morawiecki wraz ze swoim umiarkowanym środowiskiem wymógł na prezesie wykreślenie art. 55a i 55b z nowelizacji (jeśli tak było, chwała mu za to), dlaczego musieliśmy czekać tak długo? Na co była pięciomiesięczna zwłoka ze skierowaniem przepisów do Trybunału Konstytucyjnego. I czego będzie dotyczył jego wyrok, gdy już się ukaże? Nieaktualnej i historycznej wersji znowelizowanej noweli? Przecież ta sytuacja – wypisz wymaluj – wygląda jak państwo z dykty, z którym Zjednoczona Prawica miała raz na zawsze skończyć, przywracając powagę i skuteczność instytucjom, ministerstwom i urzędom.
– Celem tej ustawy była i jest walka o prawdę, o strasznych czasach II wojny światowej – stwierdził w przemówieniu Sejmowym premier Mateusz Morawiecki. Dodał przy tym, że ”wstrząs był potrzebny”, aby nikt więcej nie mówił na świecie o ”polskich obozach śmierci bezkarnie”. Ale gdzie tutaj jest przyczyna, a gdzie skutek? - Ta drobna korekta ustawy, naszą pozycję tylko umocni. Bo przez kilka miesięcy, mieliśmy okazję pobudzić dyskusję i wzbudzić świadomość polskiej historii również u naszych partnerów żydowskich – dodaje premier w swoim wystąpieniu w Sejmie, twierdząc, że ”nie cofamy się i nie działamy pod żadną presją”.
Bilans zysków i strat
Nie jest jednak tajemnicą, że Amerykanie uzależniali nie tylko spotkanie Andrzeja Dudy z Donaldem Trumpem od losów nowelizacji, ale postawili również na szali obecność stałych baz wojskowych w Polsce. Tymczasem w Izraelu już chodzi news, który można streścić jako: "presja miała sens". Dzisiejsze wycofanie się z przepisów o karaniu więzieniem za kłamstwo historyczne – choć pożyteczne – nie będzie już jednak w stanie zatrzeć fatalnego wrażenia, jako poczyniła pierwotna dyskusja na temat ustawy o IPN. W swoim elektoracie PiS przedstawiał ją bowiem jako ”twarde prawo, ale prawo”, które wreszcie pokaże na świecie, że nie można nas oczerniać bezkarnie, natomiast w opinii międzynarodowej (o czym miałem się okazję przekonać wielokrotnie), jej intencje zostały zrozumiane zupełnie odwrotnie.
Nie można zatem dzisiaj twierdzić, że z całego półrocznego zamieszania wychodzimy zwycięsko, ponieważ świat się dowiedział, że nie ma ”polskich obozów”. Taką debatę mogliśmy sprowokować będąc przygotowanymi, oraz prowadząc ją w kontekście faktów, popularyzacji wiedzy i PR-owej osłony. A tak wystawiliśmy się na strzały liberalnych mediów, doraźnie próbując ratować, co się da z wizerunku Polski na świecie. Nie tędy droga. Dobrze, że premier Morawiecki zdobył się na korektę wadliwego prawa, szkoda tylko, że to wszystko trwało o kilka miesięcy za długo. Natomiast na marginesie, w sprawie nowelizacji ustawy o IPN, potwierdza się credo starej szkoły dziennikarstwa. Zawsze pisać i mówić w zgodzie z intuicją, wiedzą i poglądami. Bo później trzeba wstawać z kolan z przetrąconym kręgosłupem. I wstydzić się własnych tekstów, gdy zmienia się narracja. Najpierw obrona ustawy IPN jak Częstochowy, teraz bajka o pragmatyzmie politycznym. Kto to kupi?
Marcin Makowski dla WP Opinie