Marcin Makowski: Program Platformy jak pisany przez agenta Kaczyńskiego
Po ośmiu latach rządzenia i dwóch w opozycji wreszcie jest - czteropunktowy program gospodarczy Platformy Obywatelskiej. Jak pisze przewodniczący partii Grzegorz Schetyna, ”ułatwi on życie przedsiębiorcom, zaktywizuje młodzież i emerytów”. A jeśli rząd nie uchwali go już tej jesieni, to tylko w wyniku ”ideologicznego zacietrzewienia, a nie z racjonalnych powodów”. Uważni uśmiechną się jednak w innym momencie. Tam, gdzie dojdzie do źródła finansowania reform.
Nie chcę wyjść na malkontenta, którego jedyną pasją życia jest czepianie się opozycji, ale naprawdę nie trzeba być wielkim fanem ”dobrej zmiany”, żeby zrozumieć, że jest ona silna głównie słabością swoich największych rywali - Platformy i Nowoczesnej. A te jak w zaklętym kręgu - raz obrawszy kurs na krytykę wszystkiego, co robi i proponuje władza - stały się nudne, przewidywalne i reaktywne. Dlatego uczciwie przyznaję, że moment, w którym Grzegorz Schetyna zapowiedział i przedstawił zarys reform gospodarczych państwa, przyjąłem z nadzieją. W końcu nic tak dobrze nie robi demokracji jak zdrowa rywalizacja i realna alternatywa w wyborze wizji rozwoju państwa.
Niestety, im bliżej było końca lektury dwustronicowego manifestu, który z niewiadomych względów PO opublikowała najpierw w ”Gazecie Wyborczej”, a dopiero później na swojej stronie internetowej, entuzjazm opadał. ”Gospodarka dla ludzi” - jak reklamuje swój plan Schetyna - to bowiem nic innego jak powrót do niezrealizowanej przez Platformę obietnicy obniżenia podatków, zwolnienia młodych przedsiębiorców i emerytów z konieczności płacenia części składek, a tym samym do aktywizacji zawodowej po 60-tce, która ma być jedynym ratunkiem dla polskiej gospodarki i starzejącego się społeczeństwa.
Hossa, ale na czyj rachunek?
Już pierwsze zdanie zarysu projektu reform gospodarczych wygląda jednak, jakby dyktował je agent Kaczyńskiego. ”Polska gospodarka jest dziś w szczególnym momencie. Jeszcze beztrosko konsumujemy, korzystając ze szczytu światowej koniunktury, ale na horyzoncie widać zagrożenia, które mogą nas zrujnować w perspektywie kilku lat” - pisze Schetyna i jak mantrę powtarza, że choć hossie nie da się zaprzeczyć, nie jest ona rezultatem polityki rządu, ale po prostu szczęśliwego zbiegu okoliczności makroekonomicznych.
Przewodniczący PO to samo stanowisko powtórzył w porannym wywiadzie w radiowej Trójce, twierdząc, że ”reformować gospodarkę trzeba wtedy, gdy jest dobrze”. Czyli za rządów poprzedniej koalicji nie można jej było równie gruntownie zreformować, ponieważ było źle? Skupmy się jednak na konkretach. Według Platformy, ”dramatyczne konsekwencje będzie miała w szczególności decyzja PiS-u o odwróceniu reformy emerytalnej. Skokowo wzrośnie obciążenie finansów publicznych – w przyszłym roku o 9 miliardów, o 18 mld w 2022” - dlatego trzeba zrobić wszystko, aby ludzie chcieli pracować dłużej. Jak to zrobić? W czterech krokach.
Po pierwsze, Schetyna proponuje zwolnienie wynagrodzenia osób, które pracują po przejściu na wiek emerytalny (kobiety 60, mężczyźni 65 lat), ze wszelkich składek oprócz NFZ. Takie rozwiązanie przyniesie około 200 zł dochodu na rękę więcej, budżet będzie natomiast kosztować maksymalnie 2,5 mld zł. Po drugie, partia planuje zaprzestać pobierania podatku PIT od emerytur, a koszt takiego rozwiązania szacuje się na 1 mld zł. ”Wiemy, że na zniesieniu odprowadzania PIT od emerytur straciłyby samorządy. Dlatego proponujemy odpowiednio zwiększyć ich procentowy udział w dochodach z PIT. Projekt naszej ustawy dba też o organizacje pozarządowe. Żeby one nie były poszkodowane, proponujemy podniesienie odpisu od PIT na ich rzecz z 1 do 1,5% podatku” - dodaje Schetyna. Dwa kolejne punkty zarysu programu, dotyczą dwudziestolatków.
Firmy na próbę
Jeśli chodzi o aktywizację zawodową ludzi młodych, a za takich Platforma Obywatelska uważa tych, którzy nie skończyli 25 roku życia, Schetyna wraca do pomysłu zwolnienia ich z wszelkich obowiązków składkowych, jeśli tylko zdecydują się założyć własną działalność gospodarczą. ”Jeśli w ciągu dwóch lat ktoś uzna, że jednak nie odnajduje się w roli przedsiębiorcy i woli pracować u kogoś – nadal będziemy taką osobę wspierać, zdejmując z niej obowiązek odprowadzania składek od wynagrodzenia (za wyjątkiem NFZ) – do 25 roku życia” - dodaje przewodniczący partii.
Pomijając już fakt, że rozwiązania tego nie udało się wprowadzić za rządów PO-PSL, m.in. z tego powodu, że obawiano się zakładania firm na fikcyjnych ”młodych przedsiębiorców”, aby przez dwa lata zwiększyć zyski, proponowane rozwiązanie to obciążenie rzędu kolejnych 4 do 6 mld zł. ”Wierzymy jednak, że dziś jeszcze naszą gospodarkę stać na ryzyko poniesienia takiego kosztu. Istnieje duża szansa, że będzie to inwestycja, która zaprocentuje” - pisze jednak z optymizmem Schetyna, kolejny raz każąc zapytać o to, skoro jest tak dobrze, dlaczego uważa, że jest tak źle?
Program sprzed dekady
Czwarty punkt ”Gospodarki dla ludzi” brzmi zupełnie komicznie, jeśli raz jeszcze złoży się w całość wszystkie zapewnienia z kampanii wyborczych Platformy, która nieustannie na sztandary brała obniżenie podatków i uproszczenie administracji państwowej. I właśnie tę obietnicę, słowo w słowo wyjętą z ulotek wyborczych Donalda Tuska sprzed prawie 10 lat, powtarza nowy przewodniczący PO.
Ostatni ”(…) element naszego pakietu ratunkowego dla gospodarki to uproszczenie podatków i powstrzymanie inflacji złych przepisów. Jego wprowadzenie jest potrzebne do ograniczenia niepewności, która dzisiaj zniechęca do inwestowania. (…) Składamy projekt nowelizacji ustawy o VAT, na mocy której cała żywność – za wyjątkiem napojów bezalkoholowych – zostałaby objęta stawką 5 proc.” - pisze Schetyna i zapewnia, że koszt tej reformy to 1,6 mld zł rocznie, czyli ”zaledwie procent planowanych na 2017 rok dochodów budżetu”. Jako postscriptum do swoich deklaracji polityk dorzuca jeszcze postulat koniecznego spowolnienia tempa obecnego ustawodawstwa, a tym samym ”powstrzymanie legislacyjnej biegunki”. Akapit kończący gospodarczy plan Schetyny warto jednak przytoczyć w całości.
”Powyższy pakiet propozycji powinien być przyjęty jak najszybciej, najlepiej tej jesieni. Ich koszt dla budżetu może być istotny, ale akurat dziś - na szczycie globalnej koniunktury gospodarczej - budżet naszego państwa stać na ryzyko jego poniesienia. Jeżeli obecny Sejm nie przyjmie propozycji Platformy Obywatelskiej, to tylko w wyniku ideologicznego zacietrzewienia, a nie z racjonalnych powodów” - twierdzi lider i twórca terminu ”totalnej opozycji”.
Bardzo umiarkowany postulat, prawda? Szczególnie, jeśli podliczy się, że proponowane prze PO wydatki to kwota rzędu 11 mld zł rocznie. Ile wyniosą zyski z proponowanej aktywizacji, tego póki co nie wiadomo. Tak czy inaczej wypada trzymać kciuki za pierwszą jaskółkę, zwiastującą samodzielność programową części opozycji. Najwyższa pora się usamodzielnić ideowo, bo Polacy zasługują na coś więcej niż tylko totalną negację.
Marcin Makowski dla WP Opinie