Marcin Makowski: Jak Jan III Sobieski został nazistą
O tym, że Jan III Sobieski był nazistą, dowiedzieliśmy się niedawno ”dzięki” wandalom, którzy zdewastowali postument upamiętniający odsiecz wiedeńską na wzgórzu Kahlenberg. Podobne - i absurdalne - wikłanie historii w bieżącą politykę ostatnio przybrało na sile zwłaszcza w USA. Tam, poza dowódcami Konfederacji, zaczął przeszkadzać nawet Krzysztof Kolumb.
”No nazi!” - głosi napis nabazgrany na postumencie, który ustawiono na wiedeńskim wzgórzu Kahlenberg. Z tego miejsca 12 września 1683 r. król Jan III Sobieski dowodził polskimi wojskami, które odparły ofensywę Imperium Osmańskiego. Tutaj również w przyszłości ma powstać pomnik z prawdziwego zdarzenia. Taki, na jaki zasługuje ranga bitwy, ratującej Europę Zachodnią przed armią wezyra Kary Mustafy. Dzisiaj tamte wydarzenia jakby poszły w niepamięć. Zamazano datę, pokreślono tablice informacyjne. Tak też z obrońcy chrześcijaństwa oraz imperium Habsburgów, polski władca zmienił się w nazistę. A przynajmniej za takiego uchodził w oczach zatrzymanych i podejrzanych o popełnienie czynu dwudziestoparolatków, najprawdopodobniej należących do organizacji skrajnie lewicowych.
Wiktoria niepoprawna politycznie?
Można gdybać, co skłoniło tych ludzi do podobnego absurdalnego wyskoku. Twarda polityka migracyjna polskiego rządu? Zamknięcie wrót starego kontynentu przed turecką inwazją? Niechęć do prawicowej Polski jako takiej, z którą kojarzy się Jan III Sobieski? Właściwie każda odpowiedź na pytanie o motywacje prowadzi do absurdu. Bo jakich argumentów można użyć? Czy wandale z Wiednia woleliby, aby wezyr dokonał dzieła podboju i zniszczenia, "ubogacając kulturowo" cywilizację Zachodu? Czy polityka Prawa i Sprawiedliwości to dla nich nazizm i przemoc - tylko jeśli tak - co ma ona wspólnego z odpieraniem agresji militarnej? Każdy, kto zna historię na elementarnym poziomie szkoły podstawowej musi sobie zdawać sprawę, że podobne stawianie sprawy wypisuje go poza nawias dyskursu publicznego. Sugeruje również, że obce jest mu rozumowanie przyczynowo-skutkowe, czyli to, co czyni z nas istoty inteligentne.
Niestety podobna instrumentalizacja historii i wpisywanie jej w kontekst współczesnych potyczek politycznych nie jest domeną tylko jednego kontynentu, grupy ideowej czy zagadnienia. Najjaskrawiej zjawisko to przebiega obecnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie spór o dziedzictwo Konfederatów brutalnie wkroczyło w starcia pomiędzy alt-prawicą i skrajnymi ugrupowaniami lewicowymi w rodzaju Antify. Wszystko zaczęło się od pomysłu usunięcia z centrum Charlottesville w Virginii postumentu dowódcy armii Południa, generała Roberta E. Lee. Choć walczył po stronie stanów broniących instytucji niewolnictwa, jego losy, postawa życiowa (sam był zwolennikiem abolicjonizmu) oraz geniusz strategiczny na trwale wpisał się w losy Ameryki. Morderstwo jednej ze zwolenniczek usunięcia pomnika oraz zamieszki w mieście pokazały jedynie, że nikt nie przyszedł się tam spierać o przeszłość, ale wyciągnął z niej nieuprawnione wnioski co do teraźniejszości. Tutaj leży istota problemu, z którym się obecnie zmagamy i którego doświadczyliśmy na wiedeńskim wzgórzu Kahlenberg.
Nawet z Kolumbem coś nie tak
Dewastacja zabytkowych pomników związanych z konfederacją osiągnęła w Ameryce tak alarmujący poziom, że nawet lewicowo-liberalne media występowały z apelem o poszanowanie miejsc pamięci oraz dziedzictwa narodowego. ”New York Times” pisał wprost, że akty wandalizmu to również występki przeciw sztuce oraz zabytkom, a pomniki żołnierzy Południa ”nie mogą być niszczone, tak jak nie niszczy się dowodów i śladów dawnych zbrodni, ale mogą być przeniesione na inne, bardziej adekwatne niż centra miast miejsca”. Do wydarzenia, porównywalnego skalą absurdu z nazwaniem Sobieskiego nazistą, można jednak porównać zdewastowanie popiersia… Krzysztofa Kolumba w nowojorskim Yonkers Park. Ponieważ wydarzyło się to chwilę po tragedii w Charlottesville pod koniec sierpnia, zatem kontekst polityczny nie był dla nikogo zaskoczeniem. Podobnie jak zdewastowanie pomnika Kolumba w Houston oraz podpalenie rzeźby Abrahama Lincolna w Chicago.
W jaki sposób zawinił odkrywca Ameryki centralnej oraz południowej, czy kojarzy się z niewolnictwem, a pośrednio z Trumpem? Nie sposób na trzeźwo prześledzić tropu intelektualnego, który zaprowadził kogoś do aktu wandalizmu pomników historii. Można jednak i należy wyciągnąć z tego stanu rzeczy poważne wnioski. Żyjemy w czasach politycznej wojny wszystkich ze wszystkimi - to banał i w pewnym wymiarze rzecz normalna w demokracji. Niestety, jeśli zaczniemy zrywać ostatnie nici wiążące nas w społeczeństwo o spójnej tożsamości i wspólnej przeszłości, nie będzie już niczego, co sprawi, że w przyszłości ktoś dwa razy się zastanowi, zanim sięgnie po przemoc. Agresję najłatwiej kieruje się wobec obcego, z którym nie mamy elementów wspólnych. Jaka nasza historia by nie była, szanujmy ją, wyciągajmy z niej wnioski, a bohaterów nazywajmy po imieniu. Sobieski był jednym z nich, i żaden ćwierćinteligent tego nie zmieni.
Marcin Makowski dla WP Opinie