Marcin Makowski: Izrael będzie uczyć wycieczki o "polskim antysemityzmie". To jawny sabotaż
Naftali Bennett, szef izraelskiego Ministerstwa Edukacji, w reakcji na ”kłamliwe” porozumienie premierów Morawieckiego i Netanjahu, chce wprowadzić obowiązkowe lekcje o "roli Polaków w Holokauście". To sabotaż dialogu polsko-żydowskiego. I sygnał, że porozumienie nie zamknęło debaty.
10.07.2018 | aktual.: 10.07.2018 12:24
Miało być historyczne oświadczenie obu premierów, i było. Szefowie rządów Polski i Izraela nigdy wcześniej nie wystosowali dokumentu, w którym potępiają zarówno antysemityzm, jak i antypolonizm. Nasz rząd oraz część mediów, zamiast zamknąć trudny odcinek frontu wywołanego nowelizacją ustawy o IPN, odtrąbiły przed całym światem swój sukces.
Zarówno premier Mateusz Morawiecki, jak i prezes Jarosław Kaczyński tłumaczyli, że właściwie całe pięć miesięcy zbierania batów za rzekome "cenzurowanie wolności słowa" i przeczołganie przez Zachodnie media oraz polityków, blednie przy skali tryumfu ogłoszonego publicznie pod koniec czerwca.
A skoro coś ugraliśmy, należało to wszystkim ogłosić, publikując dokument w trzech językach w światowej prasie. Odbyło się to bez koordynacji z izraelską stroną negocjacji. Ta najpierw wyraziła swoje zaskoczenie, a później zaczęła w sposób kontrolowany ujawniać stopniowo szczegóły tajnych rozmów i ustaleń.
Dyplomatyczne kunktatorstwo
Pytanie zasadnicze w tym przypadku brzmi: czy jako kraj mieliśmy prawo "celebrować sukces", którym niewątpliwie było skłonienie Benjamina Netanjahu do podpisania korzystnego dla Polski porozumienia? W końcu nie był to tekst poufny. Odpowiadam: mieliśmy. Tak samo, jak mamy prawo walczyć z kłamstwami historycznymi.
W dyplomacji i polityce nie wygrywa jednak ten, kto ma rację, ale ten, kto przewiduje następstwa wydarzeń i wie, jakiej bitwy uniknąć, aby wygrać wojnę. Kunktatorstwo z polskiej perspektywy jest bowiem nie tyle rozwagą, co powinnością, jak w każdym starciu, w którym wróg dysponuje przewagą liczebną.
W przypadku narracji historycznej, nie liczy się jej jednak dywizjami, ale siłą przebicia. Akurat tu Izrael - i część środowisk żydowskich w USA - mają ją nieporównywalnie większą od stu Polskich Fundacji Narodowych. I tyle. Nie powinniśmy czuć wstydu, spuszczać po sobie uszu, ale po prostu dostosowywać metody do posiadanych zasobów i opisywać rzeczywistość bez zbędnego lukrowania. Oczywiście - choć można mieć uwagi do polskiego rządu - aby udało się zażegnać konflikt, do tanga trzeba dwojga.
Tymczasem w Izraelu echa deklaracji nie milkną, a można nawet odnieść wrażenie, że na użytek polityki wewnętrznej i walki z gabinetem Netanjahu, ktoś celowo je wzmacnia. W tym przypadku wykrzykując: "Polski antysemityzm!". I tą osobą jest dzisiaj minister edukacji Naftali Bennett. Ten sam, który miał przyjechać do Polski na zaproszenie wicepremiera Jarosława Gowina. Zanim jednak doszło do spotkania, już trzeba je było odwoływać, ponieważ Bennett (członek religijnej koalicyjnej partii Żydowski Dom) pochwalił się w izraelskich mediach, że przyjedzie powiedzieć polskim studentom "prawdę o zaangażowaniu Polaków w Holokaust".
Będą uczyć o ”polskim Holokauście”?
Dzisiaj żydowskie środowiska konserwatynwe, uzbrojone w paliwo krytykowanej deklaracji Morawiecki-Netanjahu, zapowiadają kolejny krok, który zaogni sytuację. Otóż tamtejszy MEN doda do obowiązkowych wycieczek szkolnych do Polski moduł zajęć o stosunku Polaków do Żydów - przed, po i w trakcie II wojny światowej. Jak podaje serwis Ynet News, chociaż przewodnicy mają wspominać o polskich Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, skupią się głównie na "szerokiej współpracy Polaków z nazistami, donoszeniu na Żydów, wydawaniu ich i mordowaniu".
W dużym skrócie: izraelska młodzież zostanie wysłana do Krakowa, następnie pojedzie do niemieckiego obozu śmierci w Auschwitz, gdzie dowie się, jak przez wieki Polacy nienawidzili ich braci, wydawali Niemcom, uczestniczyli w mordach i kolaborowali z faszystami. Następnie wrócą na Kazimierz, i zapewne pomyślą: "ile tego antysemityzmu w tych ludziach zostało?".
Zachowanie Bennetta, rzucającego kłody pod nogi premiera-koalicjanta, to jawny sabotaż dialogu polsko-żydowskiego. I o tym trzeba mówić głośno i bez strachu: politykom rozsądnie myślącym, a w obu państwach tacy się znajdą, nie może dzisiaj zależeć na budowaniu uprzedzeń i licytowaniu się na radykalizm. Nie może również zależeć na licytowaniu się w tym, kto lepiej ograł drugą stronę podczas negocjacji i wykroił większy kawałek frontu. Czas, aby również w Izraelu ktoś na poważnie wziął to pod uwagę.
Marcin Makowski dla WP Opinie
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez [dziejesie.wp.pl](https://dziejesie.wp.pl/)