Marcin Król: widać zmierzch zarówno PO, jak i PiS
Jeśli Platforma Obywatelska po wyjeździe Donalda Tuska do Brukseli pogrąży się w wewnętrznych walkach, szybko upadnie - uważa socjolog prof. Marcin Król. Jego zdaniem PiS raczej nie skorzysta z wyjazdu Tuska, bo Jarosław Kaczyński jest w bardzo złej formie.
08.09.2014 | aktual.: 08.09.2014 08:07
Czy nominacja dla Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej zmieni coś w polskiej polityce? Dotąd scena polityczna była zbudowana wokół dwóch głównych rywali - Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego.
Marcin Król:Na dłuższą metę takie zmiany na pewno nastąpią, choć nie sądzę, by były one szybkie. Ich zakres zależy od kilku czynników, których dziś nie znamy. Z tego punktu widzenia ważne jest przede wszystkim pytanie o sytuację w Platformie Obywatelskiej. Donald Tusk tłumił dotąd swoją osobą innych polityków PO. Teraz okaże się, czy jest w tej partii ktoś, kto udźwignie funkcję lidera. Nie wykluczam, że pani Ewa Kopacz może się w tej roli sprawdzić. Czasem ludzie dorastają do takich funkcji.
Sugeruje pan, że może być jakiś problem w PO z wyłonieniem nowego lidera?
- Niekoniecznie musi być problem. Po prostu teraz nie jesteśmy w stanie wskazać wyraźnego przywódcy. Są dwa wyjścia. Albo nie wyłoni się nikt na tyle błyskotliwy, kto będzie mógł poprowadzić Platformę, co będzie oznaczać powolną degenerację PO. Świat się nie zawali, jakaś formacja na pewno zajmie jej miejsce, bo takie ugrupowanie jest w Polsce potrzebne. Albo ktoś taki się pojawi i okaże się doskonałym przywódcą, równie dobrym, jak Tusk. Wtedy Platforma przetrwa.
Niemniej jednak prawdopodobny jest wybuch walk wewnętrznych o władzę w PO. Grzegorz Schetyna nie kryje swoich ambicji, może chcieć powalczyć o wpływy w partii.
- Tak czy inaczej ktoś tę partii musi poprowadzić. Wbrew pozorom partia to nie jest ciało demokratyczne, choć urządza się w niej wybory. Partia to organizacja polityczna, a na czele każdej organizacji musi stać szef. Jeżeli okaże się, że Platforma pogrąży się w wewnętrznych rozgrywkach, to się skończy.
A co z PiS? Pozornie mają korzystną sytuację, bo znika z polskiej sceny politycznej ich najgroźniejszy rywal - Donald Tusk. Ale skutkiem może być też pewna demobilizacja elektoratu PiS, skoro nie będzie perspektywy walki z Tuskiem?
- Ten element może być rzeczywiście istotny. Choć z drugiej strony Tusk całkowicie nie zniknie z polskiej polityki, będzie w niej odgrywał pewną rolę. Nikt nie zakaże mu wpadania tu raz na kilka tygodni. Jego pozycja w kraju będzie też zależeć od tego, jak będzie wypełniał rolę przewodniczącego Rady Europejskiej. Pan Van Rompuy był cichym, skromnym człowiekiem, który zajmował się głównie mediowaniem. Jeśli jednak jego następcą będzie ktoś bardziej dynamiczny, może wywalczyć o wiele więcej uprawnień. A to będzie przekładało się też na jego postrzeganie w Polsce, a zatem na sytuację jego macierzystej partii - PO.
Co do Prawa i Sprawiedliwości większym problemem tej partii może być sam Jarek Kaczyński. Mówię tak, bo znam go osobiście. To śmiesznie zabrzmi, bo jestem od niego trochę starszy, ale Kaczyński bardzo się zestarzał i fizycznie, i mentalnie. Widać to choćby po tym, że nie ma żadnych świeżych pomysłów. Niedawno ze swoimi studentami próbowałem odtworzyć w celach edukacyjnych aktualny program PiS. Nie da się. Nic dzisiaj nie wiemy, poza tym, że są przeciw Platformie.
Chcą wyjaśnić do końca katastrofę smoleńską.
- Ale to nie jest program na rządzenie Polską. Kiedyś PiS miał jakieś pomysły w sferze gospodarczej, w sferze polityki zagranicznej. Główne wyznaczniki choćby zagranicznego programu PiS trochę się zdezaktualizowały. Nie można przecież mieć dziś nastawienia antyniemieckiego.
A antyrosyjscy są dziś wszyscy.
- Tak, więc PiS znalazł się trochę w kropce programowej. Bezustanne krytykowanie PO do niczego nie prowadzi. To jest zatem duży kłopot dla PiS. Bo też trudno sobie tę partię wyobrazić bez Kaczyńskiego. Mówi się u nas chyba przesadnie o partiach wodzowskich, ale PiS jest na pewno bliżej tej formuły niż Platforma. W PiS prezes nie ma w tej chwili zupełnie liczącego się zaplecza.
Abstrahując od formy Kaczyńskiego, czy sam brak Tuska bardziej pomoże PiS, czy zaszkodzi?
- Moim zdaniem zaszkodzi. Tusk jednak w ciągu tych siedmiu lat stracił sporo ze swojej politycznej atrakcyjności. Już nie umie się tak rozbrajająco uśmiechać jak kiedyś. Być może było to nieuniknione po tylu latach rządzenia. Stawał się więc lepszym obiektem do ataków. Ktoś nowy na czele Platformy może jej dodać energii i atrakcyjności. Coś nowego ludzie zawsze są bardziej skłonni akceptować, niż odrzucać. Przez parę miesięcy, może rok, będzie to dla Platformy bardziej plus niż minus. Tym bardziej że PiS swoje ataki koncentrował bardzo na samym Tusku.
Choć polskie obyczaje polityczne, przepraszam za słowo, schamiały, ale może być kłopot z tak ostrym atakowaniem kobiety, jeśli nową przewodniczącą PO będzie pani Kopacz. To może być też istotnym czynnikiem. PiS może zatem niepotrzebnie cieszył się z wyjazdu Tuska. Oczywiście jeśli Platforma w wyniku odejścia Tuska zdezintegruje się wewnętrznie, będzie to dla nich korzystne.
Może w tej sytuacji otwiera się pole dla trzeciej siły politycznej?
- Na razie jej nie widzę. Lewica Millera to jednak partia popierana przede wszystkim przez elektorat PRL-owski, a ci ludzie stopniowo wymierają. Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego do wyborów parlamentarnych może się rozpaść, a nawet jeśli nie, nie będzie miała istotnego wpływu. A w ich koalicję z PiS nie wierzę. Są jakieś nowe inicjatywy, ale wszystkie dotychczasowe, jak choćby inicjatywa związana z Rafałem Dutkiewiczem, upadły z powodu braku pieniędzy i dostępu do mediów. Zrobienie czegoś nowego jest trudne. Nawet Palikot nie dał rady, jak dziś widać.
Leszek Miller cieszył się ostatnio, że świat polityczny spolaryzowany przez konflikt PO z PiS się kończy. Cieszył się przedwcześnie?
- Myślę, że do końca tego świata potrzeba jeszcze jednego - odejścia Jarosława Kaczyńskiego z polityki. Niczego złego mu nie życzę, ale to się wcześniej czy później zdarzy, w ciągu kilku lat. Wtedy PiS się rozleci. Jeśli PO i PiS upadną, będzie przestrzeń do budowania czegoś całkiem nowego. Wtedy do polityki wejdzie być może nowe pokolenie. Jest dzisiaj wielu bardzo sensownych ludzi, którzy nie są w stanie przebić się do polityki. Uważam, że dopiero to pokolenie doprowadzi Polskę do w miarę stabilnej sytuacji politycznej, z jedną silną partią rządzącą i jedną czy dwoma opozycyjnymi.
Rozumiem, że nie wierzy pan w przetrwanie zarówno PO, jak i PiS?
- Nie wierzę. Ale nie wiadomo, jak to długo potrwa.