Manifestacja skrajnej prawicy w Budapeszcie
Około 1000 zwolenników skrajnej
prawicy wzięło udział w manifestacji w Budapeszcie -
poinformowała agencja AFP. Jednocześnie około 3000 osób kolejny
dzień z rzędu zebrało się na placu przed parlamentem, protestując
przeciwko "kłamstwom" premiera Ferenca Gyurcsanya.
Podczas manifestacji zorganizowanej przez skrajnie prawicową Węgierską Partię Sprawiedliwości i Życia (MIEP) przywódca MIEP Istvan Csurka wezwał do "strajku generalnego" przeciwko zapowiadanym przez rząd "środkom oszczędnościowym".
Wielu uczestników manifestacji trzyma czerwono-biało-zielone flagi węgierskie oraz transparenty z napisami "Mamy dość" i "Węgrzy, obudźcie się".
MIEP zwołała manifestację na placu Rakoczego, by domagać się ustąpienia premiera Ferenca Gyurcsanya. Protest rozpoczął się od symbolicznego uprzątnięcia przez działaczy MIEP okolicznych śmieci, które - zdaniem skrajnej prawicy - stanowią zniewagę dla pamięci księcia Ferenca Rakoczego, przywódcy powstania przeciwko Habsburgom w XVIII wieku.
Jednocześnie kilkaset osób kolejny dzień z rzędu zebrało się na placu Lajosa Kossutha przed parlamentem, protestując przeciwko "kłamstwom" premiera. Także ten protest przebiega w spokoju.
W Budapeszcie co wieczór dochodzi do manifestacji po opublikowaniu wypowiedzi premiera Gyurcsanya, w której przyznaje się do okłamywania społeczeństwa w celu wygrania wyborów. W starciach, wywoływanych między innymi przez zwolenników skrajnej prawicy, blisko 225 osób zostało rannych. Aresztowano ponad 200 osób.
Sondaż, przeprowadzony przez ośrodek Szazadveg, wykazał, że 45% Węgrów opowiada się za ustąpieniem premiera, podczas gdy 48% jest temu przeciwnych.
Z najnowszego sondażu Szondy Ipsos wynika, że większość Węgrów (51%) przynajmniej częściowo obwinia przywódcę opozycyjnego Fideszu Viktora Orbana o wzniecanie zamieszek. Przy tym 57% ankietowanych wyraża przekonanie, że Gyurcsany nie był pierwszym politykiem, który skłamał, toteż to nie jego wypowiedź była przyczyną kryzysu.
Z innego sondażu tego samego ośrodka, przeprowadzonego tuż przed wybuchem protestów, wynika, że poparcie dla rządzących socjalistów spadło do 34% (z 36% w sierpniu), zaś dla Fideszu - wzrosło do 54% (z 52%).