PolskaMandat za ratowanie życia

Mandat za ratowanie życia

Wodzisławska policja karze kierowców ambulansów za przekroczenie prędkości. Dwóch kierowców z pogotowia ma do zapłacenia kary za przekroczenie prędkości. Przyłapał ich fotoradar. Sęk w tym, że jechali ambulansami do chorych! Policjanci jednak skierowali wnioski o ich ukaranie do sądu grodzkiego.

Mandat za ratowanie życia

Piotr Banko dostał już wyrok: do zapłacenia ma 180 zł, natomiast jego kolega z innej karetki, Jan Kaczor, ma już dwa wyroki: Pierwszy na 180 drugi na 230 zł- wylicza mężczyzna.

Zdaniem policji, kierowcy jechali bez sygnałów świetlnych, gdy ustrzelił ich fotoradar przy ul. Jastrzębskiej, więc pojazdy nie były uprzywilejowane. - Jechaliśmy do chorych ratować życie! Nie jesteśmy piratami drogowymi - dowodzą kierowcy. Zapewniają, że mieli włączone sygnały świetlne, choć na czarno-białym zdjęciu z fotoradaru tego nie widać.

Piotr Frelich, kierownik pogotowia w Wodzisławiu Śląskim uważa, że cała sprawa jest kuriozalna. - To jedno wielkie nieporozumienie. Rozmawiałem już z szefem drogówki, przecież takie wnioski nie powinny trafiać do sądu- mówi kierownik. Cała procedura oczyszczania kierowców z zarzutów jest bardzo czasochłonna i niepotrzebna. - Trzeba pisać mnóstwo druków, uzasadnień, że posiadają uprawnienia. A to są przecież karetki reanimacyjne i wypadkowe! - mówi Frelich.

Feralny fotoradar znajduje się na ul. Jastrzębskiej w Wodzisławiu Śląskim. Piotr Banko jeździ karetką od blisko 15 lat. 28 listopada o godz. 18.16 dostał pilne wezwanie do Jastrzębia Zdroju. - Chory miał zawał, więc mieliśmy go zabrać do Zabrza. Sprawa nie cierpiąca zwłoki. Jechałem ratować życie- przypomina kierowca.

Pamięta, że na ul. Jastrzębskiej "ustrzelił" go fotoradar, ale nie przywiązywał do tego większej wagi. - Przecież jechałem ratować człowieka. Miałem poza tym włączonego koguta. Trudno jechać w takim przypadku 50 kilometrów na godzinę- pokpiwa kierowca.

Jak się okazuje, tego samego dnia ten sam fotoradar błysnął w oczy także Janowi Kaczorowi, kierowcy karetki wypadkowej z tego samego pogotowia. - Raz zrobił mi fotkę o godzinie 11. A kilka dni później, 3 grudnia, błysnęło późno w nocy- przypomina Kaczor. - Mam codziennie kilkanaście transportów. Gdybym jeździł przepisowo, nic bym nie załatwił.

W styczniu do biura pogotowia przyszło wezwanie z policji w sprawie zapłacenia mandatu Piotra Banko. - W komendzie policjant od razu stwierdził, że nie miałem włączonego koguta i pokazał mi czarno-białe zdjęcie, na którym faktycznie nie było widać sygnałów świetlnych- przypomina Banko. Przekroczenie prędkości było spore - zamiast 50 km na godzinę, ambulans jechał 91 km/h.

Policjanci ustalili, że dyspozytor nie wydał zgody na włączenie koguta, więc dla nich sprawa okazała się czysta. - Ale przecież o włączeniu koguta w tamtym wypadku zdecydował lekarz. Dlaczego nikt się go nie zapytał? - dziwi się mężczyzna. - Poza tym mamy włączone syreny. Może przy fotoradarach powinni montować mikrofony, wtedy by nam chyba uwierzyli. Banko postanowił zrobić eksperyment. Wykonał cyfrowym aparatem serię zdjęć swojego ambulansu z włączonymi sygnałem świetlnym. - Światło widać na co piątym, przecież koguty migają - pokazuje fotografie. O co w tym wszystkim chodzi? Dlaczego policjanci nie odstąpili od czynności? - Nie było widać sygnału świetlnego. Policjant nie może takiego zdjęcia przecież wyrzucić do kosza. Albo kończy postępowanie mandatem, albo wnioskiem do sądu grodzkiego. To teraz sąd powinien rozstrzygnąć, kto ma rację - wyjaśnia podinspektor Ernestyn Bazgier, rzecznik wodzisławskich policjantów. I dodaje, że policjanci jeżdżący radiowozami przyłapani przez fotoradar na
przekroczeniu prędkości też dostają mandaty - jeśli nie widać na zdjęciach kogutów. Policjanci skierowali więc wnioski do sądu grodzkiego. Kierowcy karetki myśleli, że poczekają na rozprawę i wszystko wyjaśnią w oparciu o dokumentację. Tymczasem sąd grodzki ukarał ich w tzw. postępowaniu nakazowym. Dla oszczędności czasu - gdy zdaniem policji wina jest oczywista - sąd wydaje wyrok bez rozprawy, bez wzywania obwinionego...

- W tym wypadku było przyznanie się do winy kierowcy, tak wynika z przedstawionej nam dokumentacji- wyjaśnia sędzia Iwona Hyła, wiceprezes Sądu Rejonowego w Wodzisławiu Śląskim. Piotr Banko zdębiał, gdy kilka dni temu otrzymał wyrok, nakazujący mu zapłacić 100 złotych mandatu plus 80 złotych opłat sądowych. - Żadnej rozprawy, nic! Nikt nie zapytał o dokumenty. Oczywiście odwołałem się- denerwuje się kierowca.

Podobne wyroki dostał pan Jan. Pierwszy na 180 zł, drugi na 230 zł. - Od jednego się odwołałem, ale od drugiego już nie zdążyłem. Nie wiedziałem, że jest na to tylko 7 dni- rozkłada ręce Jan Kaczor. Wiceprezes wodzisławskiego sądu uspokaja. - Jeżeli panowie złożyli sprzeciw od wyroku wydanego w trybie nakazowym, wkrótce zostanie wyznaczony termin zwykłej rozprawy. Tam będą mieli szanse wszystko wyjaśnić - mówi pani wiceprezes.

Tak czy inaczej, kierowców karetek czekają jeszcze korowody procesowo-sądowe, w których będą musieli udowadniać, że... nie są wielbłądami.

Jacek Bombor, (Polskapresse)

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)