PolskaMały agent

Mały agent

Harry Potter znalazł swojego pogromcę. Nazywa się Rider. Alex Rider. Ma czternaście lat i czaruje świat nie różdżką, lecz urodą modela, sprawnością fizyczną i repertuarem sztuczek à la James Bond. Bo w istocie jest Bonda młodszym wcieleniem. Miliony młodych fanów kupują książki Anthony'ego Horowitza o Riderze, a ekranizacja pierwszego tomu jego przygód była na Wyspach Brytyjskich jedną z najbardziej oczekiwanych premier roku.

Mały agent
Źródło zdjęć: © AFP

06.11.2006 | aktual.: 06.11.2006 14:29

Wraz z filmem "Misja Stormbreaker" nieletni szpieg trafił też do Polski. W księgarniach dostępne są już dwa tomy sześcioodcinkowej serii jego przygód. Pomysł był jak najbardziej logiczny - skoro i tak odbiorcą większości popkultury jest średnio rozgarnięty nastolatek, to dajmy mu bohatera w jego wieku. I nie jest to pomysł oryginalny, bo przecież był już serial telewizyjny o młodym Indiana Jonesie, film kinowy o młodym Sherlocku Holmesie i liczne nieznane w Polsce opowieści o młodym Bondzie. Rider jest w tym towarzystwie postacią nową, którą udało się wylansować na ponownie rosnącej fali popularności literatury dla dzieci. Na przykładzie Ridera widać też doskonale, jak u progu XXI stulecia wygląda wzorzec młodego herosa. To wiecznie niedojrzała aspołeczna sierota.

Rodzinie dziękujemy

Alex Rider traci rodziców w dzieciństwie, potem zajmuje się nim wuj - agent brytyjskiego wywiadu, którego podwójne życie wychodzi na jaw dopiero po jego śmierci. Do 14-letniego Aleksa zwracają się szefowie tajnych służb, którzy szantażem zmuszają go do podjęcia ryzykownej misji. Ten motyw powtarza się w kolejnych powieściach o Riderze - motorem, który go napędza, jest albo osobista wendetta, albo przymus ze strony przełożonych. Daleko tej historii do archetypu sieroty z baśni, klasycznej literatury fantasy czy powieści Dickensa. Podobnie jak powieściom o innych bohaterach naszych czasów. Pozbawiony rodziców w kołysce Potter jest postacią zadziwiająco statyczną, która nawet dorastając, fizycznie pozostaje infantylna. W odróżnieniu od bohaterów Tolkiena czy Ursuli Le Guin, próby, którym jest poddany, nie uczą go moralnych konsekwencji podejmowanych wyborów. Fowl z powieści Eoina Colfera to z kolei osierocony młodociany geniusz przestępczości. Co z tego, że jego koncepty służą szlachetnym celom, skoro po ich
osiągnięciu (odzyskanie rodziców) Artemisa martwi głównie fakt, że "nie będzie mógł dalej prowadzić nielegalnych przedsięwzięć, niestety, matka postanowiła, że Fowlowie będą postępować uczciwie". Czyżby prościutki komiks o Spidermanie niósł głębszą prawdę niż wspomniane bestsellery, kiedy przypominał, że "wielka moc oznacza wielką odpowiedzialność"? Sęk w tym, że obok nastoletnich herosów XXI wieku nie ma nikogo, kto mógłby im o tym powiedzieć.

Rodzina nie jest już trendy. Ojcowski nakaz wczesnego powrotu do domu nie pozwalałby przecież małemu bohaterowi iść światu z odsieczą. Normalna rodzina broni się jeszcze w getcie filmów familijnych (jak "Mali agenci") albo animowanych ("Iniemamocni"). Ale już w tym ostatnim wypadku pochwała rodziny wymieszana jest z nietzscheańską pogardą dla zwykłych śmiertelników. Kto nie jest superherosem, jest nikim. Podobną pogardą wobec mugoli (zwykłych ludzi) zioną liczni bohaterowie cyklu o Potterze.

Piotr Gociek

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)