Mali: nowe kłopoty z Tuaregami. Chcą autonomii i grożą nową wojną
Tuaregowie, którzy wywołali przed rokiem powstanie i wojnę domową w Mali, zakończoną zbrojną inwazją Francji przeciwko saharyjskim dżihadystom, grożą nową wojną, jeśli rząd w Bamako nie przyzna im autonomii w pustynnej, północnej części kraju.
Malijskie wojsko ściąga pod miasto Kidal, twierdzę Tuaregów, i zamierza zająć je przez zapowiedzianymi na koniec lipca wyborami prezydenckimi. W tym tygodniu malijska armia wygrała pierwszą od roku bitwę i wyparła Tuaregów z wioski Anefis odległej o ok. 100 km na południe od Kidalu. Malijscy żołnierze podchodzą pod wioskę Amessine, z której do tuareskiej stolicy dzielić ich będzie już tylko niespełna 40 km.
- Rząd z Bamako złamał rozejm, wobec czego nic nas więcej nie powstrzymuje przed ponownym ruszeniem na południe i zdobyciem Gao i Timbuktu - grożą przywódcy Ruchu Wyzwolenia Narodowego Azawadu (MNLA) i dodają: - Oczekujemy, że wojska Francji i z krajów Afryki zachowają neutralność.
Tuaregowie już wcześniej zajmowali te wszystkie trzy miasta i całą północną część Mali. Na początku 2012 r., po powrocie z wojny w Libii, gdzie walczyli po stronie Muammara Kadafiego, uzbrojeni w zagrabione na odchodnym arsenały wywołali zbrojne powstanie i rozgromili malijskie wojsko. Na pustynnej północy ogłosili niepodległość Azawadu, tuareskiego państwa.
Ale już w czerwcu Azawad odebrali im ich towarzysze broni, malijscy talibowie i partyzanci z saharyjskiej filii Al-Kaidy. Po bratobójczej wojnie dżihadyści wygnali z Azawadu tuareskich separatystów i przekształcili go w afrykański kalifat Al-Kaidy.
W styczniu, gdy dżihadyści ruszyli na południe, by zaatakować stolicę Bamako, Francja dokonała zbrojnej inwazji na Mali, aby powstrzymać ich dalszą ekspansję. Cztery tysiące francuskich spadochroniarzy i żołnierzy Legii Cudzoziemskiej, wspieranych przez wojska z Czadu, Nigru i Burkiny Faso, w sto dni rozprawiło się z pustynnym kalifatem, a pobici dżihadyści uciekli z Mali do swoich kryjówek na Saharze, głównie na południu Libii.
W walce przeciwko dżihadystom, szczególnie w górach na północy Mali, wsparli Francuzów także tuarescy separatyści. Chcieli choćby w ten sposób zemścić się na zdradzieckim dżihadystach, a także wytargować od rządu w Bamako choćby autonomię. W nagrodę za pomoc Francuzi, zdobywszy Kidal, nie wpuścili tam malijskiego wojska, lecz Tuaregów, którzy zaprowadzili w mieście własne rządy, wybrali własnego gubernatora i zapowiadają, że nie wpuszczą żadnego żołnierza, ani urzędnika z Bamako.
Dyskretne przymierze Francuzów z Tuaregami wywołuje coraz większą irytację w dowództwie malijskiego wojska, w malijskim rządzie, a także wśród zwykłych ludzi, którzy w styczniu witali interweniujących francuskich żołnierzy jak wybawców. W ostatnich tygodniach w największym na północy mieście Gao coraz częściej dochodzi do antyfrancuskich demonstracji, podczas których Paryżowi zarzuca się zdradę.
Już w styczniu 2012 r., gdy Tuaregowie wywołali wojnę domową, wielu Malijczyków oskarżało Francję o sprzyjanie rebelii. Ulica w Bamako huczała od pogłosek, że Francuzi, którzy za wszelką cenę pragnęli obalić Kadafiego, podburzyli przeciwko niemu Tuaregów, obiecując im wsparcie w zabiegach o autonomię na malijskiej północy.
Paryż zaprzeczał temu w zeszłym roku i zaprzecza dziś. Namawia jednak rząd Mali i Tuaregów do ugody, by w lipcu na terytorium całego malijskiego państwa mogły się odbyć wybory, a Francja mogła wycofać swoich żołnierzy.
Francuzi na wszelki wypadek zamierzają pozostawić tysiąc żołnierzy, a dodatkowo od lipca ma ich wspierać kilkanaście tysięcy żołnierzy z wojsk pokojowych ONZ. Nowy konflikt z Tuaregami może jednak udaremnić te plany.
Zorganizowane w Burkinie Faso rokowania między przedstawicielami Bamako i Tuaregów idą bardzo opornie. Tuaregowie żądają dla siebie prawa do samostanowienia, a upokorzone przed rokiem malijskie wojsko marzy o okazji do odwetu. Malijski rząd oskarża Tuaregów o prowadzenie etnicznych czystek w Kidalu i prześladowania tamtejszych Arabów i czarnych Afrykanów.
Wojskową sytuację komplikuje też ciągła obecność rozbitych przez Francuzów dżihadystów, którzy po utracie kalifatu ukryli się w górskich wąwozach na granicy z Algierią i Nigrem. Dżihadyści nie toczą walk, nie próbują nawet wojny partyzanckiej, ale od czasu do czasu organizują zasadzki na drogach i dokonują samobójczych zamachów bombowych.
PAP, Wojciech Jagielski