Małgorzata Wassermann o najnowszym oświadczeniu ppłk rez. Komisarczyka: "brzmi infantylnie"
• Nowe oświadczenie ppłk. rez. Sławomira Komisarczyka
• "Mogę zaryzykować twierdzenie, że znam powód zniszczenia Dziennika"
• Wasserman: to oświadczenie brzmi infantylnie
• "Zastanawia jak dużą liczbę dokumentów zniszczono lub nie wytworzono, choć powinny powstać
Wirtualna Polska ujawniła nowe oświadczenie ppłk rez. Sławomira Komisarczyka ws. zniszczenia Dziennika Działań Dyżurnej Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych RP. W piśmie nadesłanym do redakcji przedstawiony został możliwy powód likwidacji dokumentu. W ocenie ppłk. Komisarczyka nie ma on nic wspólnego z katastrofą smoleńską.
"W listopadzie 2011 r., jako Mąż Zaufania Oficerów, wystąpiłem do Prokuratury Wojskowej w sprawie, nazwijmy to krótko - mobbingu. Dla jednego z oficerów wpis w Dzienniku Działań był bardzo niewygodny w aspekcie toczącego się wówczas postępowania wyjaśniającego. Stąd mogło dojść do zniszczenia całego Dziennika. Pojedynczej kartki nie dało się usunąć." - wyjaśnia w piśmie przesłanym do redakcji WP. Zapewnia on, że dokładne wyjaśnienia złoży wyłącznie prokuratorowi prowadzącemu sprawę zniszczenia dziennika.
Do informacji przekazanej przez ppłk. Komisarczyka odniosła się Małgorzata Wassermann. - To oświadczenie brzmi infantylnie. Doszło do zniszczenia dokumentu i teraz trzeba zweryfikować to na płaszczyźnie prawnej. Są przecież przepisy, które regulują, co i ile czasu powinno być przechowywane. Po drugie publiczna dyskusja o tym, co znajdowało się w Dzienniku i czy było to istotne, z punktu widzenia tego człowieka jest śmieszna - mówi Wirtualnej Polsce posłanka Prawa i Sprawiedliwości.
Wassermann krytycznie odnosi się do oświadczeń publikowanych przez ppłk rez. Sławomira Komisarczyk. - Nie może być tak, że ktoś prowadzi przedszkolną dyskusję na łamach opinii publicznej o tym, co znajdowało się w tym dokumencie i czy można było go zniszczyć. Dlaczego mamy dziś publicznie gdybać na ten temat? - pyta Wasserman. Rozmówczyni WP podkreśla, że skoro zniszczony dziennik był dokumentem, to oznacza, że znajdowały się w nim istotne rzeczy. - Po to są notatniki i dzienniki, żeby rejestrować w nich potrzebne rzeczy. Nie prowadziłoby się ich, gdyby były zbędne - mówi Wassermann. W jej ocenie Komisarczyk prowadzi groteskową dyskusję z mediami, a jego oświadczenia są niewiarygodne.
Zdaniem posłanki PiS zniszczenie Dziennika rodzi pewne wątpliwości. - Mocno zastanawia mnie fakt jak dużą liczbę dokumentów z dnia katastrofy lub następnych, zniszczono lub nie wytworzono, choć powinny powstać - mówi Wassermann. I tłumaczy, że to właśnie tego typu zaniedbania skłoniły ją do większego zaangażowania się w śledztwo smoleńskie.
- Gdy po raz pierwszy zaczęłam zaglądać w dokumenty ze śledztwa, zorientowałam się, że nie są one prowadzone przez prawników tylko przedszkolaków, o czym świadczył sposób sporządzenia tych akt. Sprawa z dziennikiem jest kolejną, kiedy słyszę, że "ktoś coś zniszczył lub czegoś zaniedbał, ale w zasadzie to bez znaczenia". Pytanie tylko dlaczego w tysiącu innych spraw ma to znaczenie - kończy Wassermann.