Małgorzata Wassermann o najnowszym oświadczeniu ppłk rez. Komisarczyka: "brzmi infantylnie"
• Nowe oświadczenie ppłk. rez. Sławomira Komisarczyka
• "Mogę zaryzykować twierdzenie, że znam powód zniszczenia Dziennika"
• Wasserman: to oświadczenie brzmi infantylnie
• "Zastanawia jak dużą liczbę dokumentów zniszczono lub nie wytworzono, choć powinny powstać
12.02.2016 | aktual.: 12.02.2016 12:26
Wirtualna Polska ujawniła nowe oświadczenie ppłk rez. Sławomira Komisarczyka ws. zniszczenia Dziennika Działań Dyżurnej Służby Operacyjnej Sił Zbrojnych RP. W piśmie nadesłanym do redakcji przedstawiony został możliwy powód likwidacji dokumentu. W ocenie ppłk. Komisarczyka nie ma on nic wspólnego z katastrofą smoleńską.
"W listopadzie 2011 r., jako Mąż Zaufania Oficerów, wystąpiłem do Prokuratury Wojskowej w sprawie, nazwijmy to krótko - mobbingu. Dla jednego z oficerów wpis w Dzienniku Działań był bardzo niewygodny w aspekcie toczącego się wówczas postępowania wyjaśniającego. Stąd mogło dojść do zniszczenia całego Dziennika. Pojedynczej kartki nie dało się usunąć." - wyjaśnia w piśmie przesłanym do redakcji WP. Zapewnia on, że dokładne wyjaśnienia złoży wyłącznie prokuratorowi prowadzącemu sprawę zniszczenia dziennika.
Do informacji przekazanej przez ppłk. Komisarczyka odniosła się Małgorzata Wassermann. - To oświadczenie brzmi infantylnie. Doszło do zniszczenia dokumentu i teraz trzeba zweryfikować to na płaszczyźnie prawnej. Są przecież przepisy, które regulują, co i ile czasu powinno być przechowywane. Po drugie publiczna dyskusja o tym, co znajdowało się w Dzienniku i czy było to istotne, z punktu widzenia tego człowieka jest śmieszna - mówi Wirtualnej Polsce posłanka Prawa i Sprawiedliwości.
Wassermann krytycznie odnosi się do oświadczeń publikowanych przez ppłk rez. Sławomira Komisarczyk. - Nie może być tak, że ktoś prowadzi przedszkolną dyskusję na łamach opinii publicznej o tym, co znajdowało się w tym dokumencie i czy można było go zniszczyć. Dlaczego mamy dziś publicznie gdybać na ten temat? - pyta Wasserman. Rozmówczyni WP podkreśla, że skoro zniszczony dziennik był dokumentem, to oznacza, że znajdowały się w nim istotne rzeczy. - Po to są notatniki i dzienniki, żeby rejestrować w nich potrzebne rzeczy. Nie prowadziłoby się ich, gdyby były zbędne - mówi Wassermann. W jej ocenie Komisarczyk prowadzi groteskową dyskusję z mediami, a jego oświadczenia są niewiarygodne.
Zdaniem posłanki PiS zniszczenie Dziennika rodzi pewne wątpliwości. - Mocno zastanawia mnie fakt jak dużą liczbę dokumentów z dnia katastrofy lub następnych, zniszczono lub nie wytworzono, choć powinny powstać - mówi Wassermann. I tłumaczy, że to właśnie tego typu zaniedbania skłoniły ją do większego zaangażowania się w śledztwo smoleńskie.
- Gdy po raz pierwszy zaczęłam zaglądać w dokumenty ze śledztwa, zorientowałam się, że nie są one prowadzone przez prawników tylko przedszkolaków, o czym świadczył sposób sporządzenia tych akt. Sprawa z dziennikiem jest kolejną, kiedy słyszę, że "ktoś coś zniszczył lub czegoś zaniedbał, ale w zasadzie to bez znaczenia". Pytanie tylko dlaczego w tysiącu innych spraw ma to znaczenie - kończy Wassermann.