Maleńczuk i "ciule w mundurach"
W pociągach spędzam pół życia. Jeżdżę od tak dawna, że powinienem mieć darmowy bilet i specjalne ulgi oraz przywileje. Do pewnego stopnia tak jest – w Intercity traktują mnie specjalnie, to fakt. Od 1980 roku nigdy nie miałem najmniejszych przykrości na trasie Kraków-Warszawa-Gdańsk. Co mnie podkusiło, żeby ją zmienić?
Coraz więcej grania w Poznaniu. Widownia tamtejsza nie ma sobie równych w Polsce - kiedy to pojąłem, dałem kilkadziesiąt koncertów w różnych konfiguracjach, rozkoszując się zawsze pełną salą, a też i urodą poznanianek. Poznałem tamtejszych muzyków – mają oni nieznany gdzie indziej zwyczaj przychodzenia punktualnie i w dodatku są przygotowani. Hm, doprawdy ciekawe. Właściwie wszystko w Posen jest w porządku, tylko trudno zeń wyjechać. Ciężko też przyjechać, lecz zawsze, gdy się tam zbliżam, jestem podekscytowany – to niweluje trudy podróży. To i nie tylko to.
Takoż nastała chwila wyjazdu, a droga daleka. Jestem w stanie, w którym nie mogę prowadzić auta. Nie mogę być do cholery wszystkim. Tak, przyznaję, iż wypiłem sporo fałszywego burgunda. Były tego powody bardziej pyszne niż zwykle. Z pogardą dla maluczkich podróżujących dwójką położyłem się w jedynce, po czym udałem do Warsu. W Warsie nic nie było – a ja chciałem pić dalej. Nic nie mogło mnie zatrzymać. Tak się szczęśliwie złożyło, że ta przeklęta bana jechała tylko do Wrocławia. Tam okazało się, że przede mną dwie godziny. Dobra nasza!, zawołałem w duchu i udałem się do baru. Ledwo z niego wyszedłem. Tak się zagadałem z rodakami, że prawie nie zdążyłem.
W sumie lepiej było zostać. Przygoda, która czekała na mnie w drugim pociągu, była z rodzaju tych, które nie mają happy endu. Trudno, co robić, to jest życie, które sam wybrałem i nikt go nie przeżyje za mnie. Zaraz po starcie do przedziału weszło tamtych dwóch. Jeden przylizany, drugi w okularach jak butelki. Jakie butelki, pomyślałem, to nie są butelki, tylko okulary. A ten drugi to już całkiem podejrzany i robi wydech przed wdechem, jak mówi poeta i jakoś tak pokasłuje lewą łopatką.
- Bilet.
- Chciałbym kupić.
- To czemu pan nie kupił.
- Teraz chcę kupić.
- Teraz to pan karę zapłaci.
- Pan żartuje.
- Czy wyglądam na dowcipnisia?
Nie wyglądał. Pierwszy lepszy nieboszczyk miał od niego więcej humoru. Poczułem jak coś wzbiera we mnie. Była to prawdopodobnie urażona pycha.
- Dokumenty.
- Twoje dokumenty, p… kapusiu.
- I jeszcze jedno.
- Ty w d…j…p…g…, żeby ci…(w całości nie do druku), przecież można kupić bilet w pociągu.
- Zgłaszał pan?
- Teraz zgłaszam.
- Teraz pan zapłaci.
- W „Życiu Warszawy” pisali, że pana żonę... (nie do druku)
- Zresztą to niemożliwe żeby taki mały...(nie do druku)
Wręczył mi mandat roztrzęsiony jak... (nie do druku) na deszczu i uśmiechnął się pełną żółtych pokrzywionych szabli szczurowatą gębą.
- Wyp…! Pożegnałem uprzejmie panów i już ich nie było.
………………………………………………………………
Obudziło mnie szarpnięcie za ramię.
- Dokumenty!
- Z nogami na siedzeniu się śpi? Pan zapłaci.
Przede mną dwóch mundurowych. Zaczynam szukać portfela i uświadamiam sobie, że tam gdzie był, nie ma go.
Portfel leży między siedzeniami i jest wypruty z kasy.
- Okradziono mnie!
- Bilet.
Zza grubego wyszedł jakiś taki z przerostem przysadki. Ręką jak szufla wymierza mi policzek, od którego na chwilę całkowicie trzeźwieję. Odnajduję bilet.
- Dokumenty.
- Pierwszy raz mnie widzisz na oczy, matole?
- Zamknij się.
Tego rozkazu w żaden sposób nie mogłem i nie chciałem wykonać. Wszystko się we mnie zagotowało. Czas, jaki spędziliśmy w drodze do zbliżających się Gliwic, umilałem moim opiekunom wiązankami całkowicie nie do druku. A szkoda.
W Gliwicach już na mnie czekał komitet powitalny w mundurach policji.
- Pan pójdzie z nami.
- Nigdzie nie idę, okradli mnie.
- Jeśli się pan upiera, użyjemy środków przymusu.
- Chcę zgłosić kradzież.
- Jak pan wytrzeźwieje, to pan zgłosi.
I tak po wielu latach na wolności przekręcono za mną klucz we drzwiach i jak przed laty znowu znalazłem się pod celą.
Coś się we mnie uspokoiło. Wiedziałem, że niekoniecznie łatwo mnie wypuszczą. Niedługo potem wprowadzono kolegę. Stanął pod ścianą i próbuje lać. W kilku słowach nie do druku wytłumaczyłem, żeby tego nie robił.
- Nawet masz męski głos, jak na kobietę.
- Chcesz się przekonać, że jestem mężczyzną?
Zamknął się. Pozdrawiam pana, który przynosił mi picie. Dziękuję całej ekipie, że nie lali mnie wodą i nie przykuli pasami. Dziękuję, że sprzedali całą historię szmacie o nazwie „Super Express”. Mogłem zobaczyć swoje zdjęcie i opis zajścia od strony ciuli, którzy mnie skręcali, w mundurach, które ozdobione były symbolami mojego państwa. Pozdrawiam komisariat przy dworcu w Gliwicach i panią aspirant, która po przesłuchaniu mnie i wręczeniu mandatu za lżenie funkcjonariuszy na służbie, nie mogła sobie darować i na koniec poprosiła mnie o autograf. Kradzieży nie zgłaszałem. Pieniądz rzecz nabyta.
Nie sądziłem, że tak łatwo mnie puszczą. Na zewnątrz czekał w mojej bryce mój frendol Lala. Siódma rano. Słyszę klucz w zamku.
- Pan Maleńczuk?
- Tak, to ja.
Maciej Maleńczuk dla Wirtualnej Polski