Maksymiuk i cosa nostra
Przedstawiciel mafii sycylijskiej,
hochsztapler gospodarczy, oficerowie WSI - w takim towarzystwie
działał w fundacji "Pro Civili" w połowie lat 90. jeden z liderów
"Samoobrony" Janusz Maksymiuk - ujawnia "Dziennik".
Dziś zasłania się złą pamięcią. Fundacja posłużyła do ograbienia banku PKO BP z ponad 100 mln zł.
Przyjęcie inauguracyjne latem 1994 r., urządzono z rozmachem. W willi na warszawskim Targówku zebrali się politycy, biznesmeni i generałowie Wojska Polskiego. Fundacja miała pomagać urzędnikom państwowym i duchownym, którzy znaleźli się na życiowym zakręcie. Trudno dziś ustalić, co dokładnie kryło się pod tym określeniem.
Chodziło nam np. o pomoc finansową gdy ktoś ulegnie wypadkowi - tłumaczy rozmówca gazety. Inny mówi wprost: Mieliśmy pomagać szychom, które spadną ze swoich posad. Zapewnić im miękkie lądowanie.
Budynek święcił prałat Henryk Jankowski. W radzie fundacji zasiadali Edward Małecki, legenda "Solidarności Rolników" i ówczesny działacz kółek rolniczych Janusz Maksymiuk.
Przez fundacje przechodziły miliony dzięki prezesom: Januszowi S. i Pawłowi P., oficerom WSI. Handlowali oni z Wojskową Akademią Techniczną nieistniejącym oprogramowaniem Axis. Operacja miała na celu wyciągnięcie gotówki z PKO BP. Sam Maksymiuk twierdzi, ze nie wiedział o przekrętach z Axisem. (PAP)