Makowski: "Złote lata Kościoła w Polsce minęły. Co dalej?" [OPINIA]
Lepiej już było, dłużej nie da się świecić światłem odbitym od Jana Pawła II, kolejne kryzysy i skandale podkopują zaufanie do Kościoła w Polsce. Równocześnie wszystkie istotne statystyki z roku na rok pokazują smutną prawdę - to nie jednorazowy problem, ale stała tendencja sekularyzacyjna. Co dalej z katolicyzmem w naszym kraju?
Złote lata Kościoła katolickiego w Polsce już minęły. Nie od roku ani dwóch, ale od ponad dekady statystyki miarowo, ale jednak spadają. W opublikowanym w grudniu raporcie Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, który podsumowuje 2019 r., tę tendencję widać na każdym polu. W badanym okresie na mszę w niedzielę chodziło 36,9 proc. wiernych, co stanowi spadek o 1,3 pkt. proc. w odniesieniu do 2018. Podobnie topnieje liczba chrztów - to 373 tys. dzieci i spadek o 3,5 punktu. Natomiast jeśli chodzi o tzw. communicantes, czyli osoby przystępujące do eucharystii podczas mszy, wynosi on 16,7 proc. czynnych katolików - ponownie, 0,6 pp. na minusie.
"Od śmierci Jana Pawła II maleje liczba wiernych uczestniczących w niedzielnej mszy świętej, od tamtego czasu nie zwiększa się już odsetek osób przyjmujących komunię świętą" - podsumowuje ks. Wojciech Sadoń, dyrektor Instytutu.
Widmo katastrofy
Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, że mówimy nie o incydencie, ale o stałym trendzie, to przeprowadzony we wrześniu 2020 r. sondaż CBOS dotyczący zaufania do instytucji publicznych ich nie pozostawia. Stosunek Polaków do Kościoła jest najgorszy od ćwierćwiecza. Tylko 49 proc. ankietowanych wypowiada się o nim pozytywnie (to spadek o 8 pkt. proc. od marca), negatywne zdanie o Kościele posiada natomiast 41 proc. badanych (wzrost o 9 pkt.). Równocześnie w ciągu ostatniej dekady liczba kandydatów na księży spadła z 5,5 tys. do 3. Jeśli weźmiemy pod uwagę okres 20-letni, to już strata 60 proc. Mówiąc dosadnie – jest źle, a będzie jeszcze gorzej.
Można tak wyliczać w nieskończoność; od poparcia ludzi młodych do aborcji na życzenie do 12 tyg. ciąży, po ostatnie antykościelne - niewidziane w Polsce w tej skali nigdy wcześniej - wystąpienia i akty wandalizmu części uczestników Strajku Kobiet. Jeśli dodamy do tego obrazu przestępstwa systemowego krycia pedofilii, bagatelizowania problemu oraz szukania sojuszników w politykach (ze wzajemnością) - zrozumiemy przynajmniej część procesu skutkującego erozją zaufania do instytucji Kościoła w naszym kraju.
Reszta to rzeczy pokutujące od długich dziesięcioleci, gdy większość hierarchów oraz duchownych żyła w błogim śnie o potędze, świecąc światłem odbitym od Jana Pawła II. To on miał być ostatecznym oparciem, argumentem rozwiązującym wszystkie spory, karcącym i chwalącym kapłanów oraz wiernych. Przykład kard. Stanisława Dziwisza pokazał dobitnie, jak działał proces skrywania się za sutanną świętego oraz życia z odcinania kuponów po jego życiu. Miałkość i mierność oraz kapelusze kardynalskie przyznawane były nie za realne zasługi, ale w związku ze środowiskowym uznaniem.
Cień o. Rydzyka
Dodatkowo Kościół uginał się pod ciężarem życia w poczuciu skrzywdzenia. W ustach kapłanów takich jak o. Tadeusz Rydzyk to nie bp Edward Janiak, oskarżony o zamiatanie pedofilii pod dywan, był winny, ale media, które o procederze poinformowały. I tak z hierarchy złożonego z urzędu przez Stolicę Apostolską zrobił się "męczennik mediów". A ludzie i wierni mają dobrą pamięć i ograniczoną zdolność tolerowania podobnych absurdów.
Być może żyjemy w momencie przełomowym, a nowy obraz Kościoła w Polsce dopiero się tworzy. Bez względu na jego kształt już dzisiaj wydaje się jasne, że czeka nas mała rewolucja. Dłużej nie da się utrzymać materialnego stanu posiadania instytucji, która coraz częściej płaci wysokie odszkodowania ofiarom księży pedofilów. Taki los spotkał choćby Kościół w USA i Irlandii. Nie da się również na dłuższą metę udawać, że społeczny status katolików, księży i biskupów znaczy tyle, co w PRL-u czy w latach 90. - to se ne vrati.
Co w zamian? Być może jedyna droga, którą Kościół podąża przez wieki, przechodząc przez kolejne kryzysy. Świetnie ujął ją w 1969 r. - wtedy jeszcze ksiądz - Joseph Ratzinger. "Z dzisiejszego kryzysu wyłoni się Kościół, który straci wiele. Stanie się nieliczny i będzie musiał rozpocząć na nowo, mniej więcej od początków. Nie będzie już więcej w stanie mieszkać w budynkach, które zbudował w czasach dostatku. Wraz ze zmniejszeniem się liczby swoich wiernych, utraci także większą część przywilejów społecznych. Rozpocznie na nowo od małych grup, od ruchów i od mniejszości, która na nowo postawi wiarę w centrum doświadczenia. Będzie Kościołem bardziej duchowym, który nie przypisze sobie mandatu politycznego, flirtując raz z lewicą, a raz z prawicą. Będzie ubogi i stanie się Kościołem ubogich. Wtedy ludzie zobaczą tę małą trzódkę wierzących jako coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali".
Ten cytat przypomniał mi inny kapłan, ks. Piotr Studnicki, zajmujący się naprawianiem grzechów i przestępstw wykorzystywania nieletnich w Kościele. I właśnie w takich ludziach i takich przemianach pokładam nadzieję, że być może mniejszy i uboższy, ale polski katolicyzm przetrwa i będzie stanowić etyczny drogowskaz na przyszłość.
Marcin Makowski dla WP Wiadomości