Makowski: ”Okrągły Stół. Jego największa siła, okazała się największą słabością” [OPINIA]
Okrągły Stół, szczególnie w kolejną, 30. już rocznicę rozpoczęcia obrad, przypomina nam, że w przestrzeni politycznej i medialnej - pomimo niewątpliwego sukcesu - pozostawił po sobie również wiele nierozstrzygniętych spraw. Czy z upadającą władzą trzeba było iść na kompromis? Jakie były alternatywy? Te pytania nie przestają być aktualne.
Dwa miesiące - od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 roku - trwały obrady Okrągłego Stołu. Usiedli przy nim przedstawiciele władz PRL, Kościołów i - przede wszystkim - demokratycznej opozycji. Celem było wypracowanie kompromisu ustrojowego. Wiele mitów narosło przez lata wokół tego wydarzenia, w którym udział brali nie tylko politycy i działacze pojawiający się jeszcze dzisiaj na pierwszych stronach gazet, ale łącznie niespełna 720 osób. W tym wielu, anonimowych dzisiaj, ekspertów.
Kto agent, a kto patriota?
Mało kto pamięta, że również same obrady, choć rozpoczęły się i skończyły w Pałacu Namiestnikowskim (jak ówcześnie nazywano Pałac Prezydencki), prowadzono w kilku innych miejscach i sekcjach tematycznych. Czy ktoś wyobrażał sobie wtedy, że trwa proces, który będzie końcem komunizmu i Polski Ludowej?
Być może tak, ale szok po obu stronach spowodowany wyborami czerwcowymi wskazywał, że cele były początkowo nieco bardziej "realistyczne". W końcu, jak ustalono podczas słynnych rozmów w Magdalence we wrześniu 1988 r., chodziło o opracowanie "modelu funkcjonowania państwa i życia publicznego, przyspieszenie rozwoju i modernizacja gospodarki narodowej oraz kształt polskiego ruchu związkowego".
Choć komuniści zerwali termin pierwszych obrad Okrągłego Stołu, które miały się odbyć w październiku tegoż roku, kształt debaty w lutym w dużej mierze pozostał niezmienny. I po dziś dzień budzi kontrowersje.
Czy dało się inaczej? Kto naprawdę wtedy przegrał, kto oddał władzę, a kto się uwłaszczył, fundując sobie "złoty spadochron" i wille pod Warszawą? Kto był moralnym zwycięzcą, a kto przejmował za grosze państwowe spółki, tworzył media, agencje ochrony i firmy importowe? Jak to możliwe, że ówczesna władza, już jako postkomunistyczna, chwilę później z powrotem sprawowała rządy w Rzeczpospolitej?
"Wtedy nie uświadamialiśmy sobie, w jakiej rzeczywistej kondycji jest władza. Tak jak do dziś wielu obserwatorów nie uświadamia sobie, jak głęboka prawda była w komentarzu Andrzeja Gwiazdy, który powiedział, że podczas obrad Okrągłego Stołu komuniści podzielili się władzą z własnymi agentami” – powiedział do licealistów podczas wtorkowej debaty oksfordzkiej prof. Andrzej Zybertowicz, doradca prezydenta Andrzeja Dudy.
Komfortowy upadek komunizmu
Po tych słowach spadły na niego gromy. "Co za intelekt? Co za wyobraźnia? Co za łajdactwo?" - napisał na Twitterze Eugeniusz Smolar. Niektórzy internauci domagali się odebrania tytułu naukowego Zybertowiczowi.
I faktycznie można się zapytać, czy przy Okrągłym Stole, przy którym debatowali również bracia Kaczyńscy, to ”agenci” dogadali się z władzą?
Choć te słowa stanowią duże uproszczenie, po latach wyraźnie widać, że oddają być może inną, równie ważną prawdę o tamtych dniach i wydarzeniach. To, co było największą siłą Okrągłego Stołu: kompromis, pokojowe rozmowy, merytoryczny dialog, okazało się również jego największą słabością.
Być może nie trzeba było bratać się z generałem Czesławem Kiszczakiem tak szybko, na (w dużej mierze) jego warunkach? Być może nie wszystko poukładało się w nowej Polsce tak dobrze, jak mogło, bo debatowano nie tylko na temat pryncypiów, ale za kulisami, również na temat twardych interesów? Jaką rolę faktycznie odegrała siatka agenturalna SB w wypracowanych punktach porozumienia?
Problemem w 2019 roku jest bowiem nie fakt, że udało się pokojowo obalić komunizm, a zrobiliśmy to w Polsce jako pierwsi na świecie. Z tego musimy i możemy być dumni. Wszyscy.
Problem polega na tym, że trzy dekady później Okrągły Stół, zamiast pozostać historycznym meblem, nadal jest elementem żywego politycznego sporu. Przez co uniemożliwia zadanie podstawowych pytań o realny przebieg tamtych wydarzeń i miękkie (dla niektórych wręcz komfortowe) przejście z socjalizmu do demokracji.
Bez zamknięcia tego sporu, nie będziemy mogli z czystym sumieniem patrzeć w przyszłość.
Marcin Makowski dla WP Opinie