PublicystykaMakowski: "Jan Paweł II. Jak 'odkremówkowić' papieża?" [OPINIA]

Makowski: "Jan Paweł II. Jak 'odkremówkowić' papieża?" [OPINIA]

W setną rocznice urodzin Karola Wojtyły, nie boję się tego napisać - jednego z największych Polaków w historii - jesteśmy mu winni coś więcej, niż bezrefleksyjny zachwyt, albo bezceremonialną dekonstrukcję mitu. Zamiast stawiać kolejne pomniki, powinniśmy postarać się zrozumieć kim był oraz co chciał nam o świecie i Kościele naprawdę powiedzieć.

Makowski: "Jan Paweł II. Jak 'odkremówkowić' papieża?" [OPINIA]
Źródło zdjęć: © Getty Images
Marcin Makowski

18.05.2020 | aktual.: 18.05.2020 14:00

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

O ludziach w moim wieku, mówiło się w Kościele początku lat dwutysięcznych: "pokolenie JPII". To mit. Takiego pokolenia nie ma i chyba nigdy nie było. Owszem, wychowaliśmy się nie znając innego papieża niż Jan Paweł II, który wydawał się zasiadać na Stolicy Piotrowej od zawsze i na zawsze. Jego poprzednicy byli ledwie cieniami w podręcznikach historii, natomiast dla każdego było jasne, że gdy mówimy papież - w myśli dodajemy: "Polak". Tylko co z tego wynikło?

Religijna strefa komfortu

Papież-Polak dźwigał nas z komunizmu, pomagał wchodzić we wspólnotę europejską, uczył dialogu. Dawał polskiemu Kościołowi aurę niezwyciężoności, niezwykłości, poczucie dziejowej misji. Niestety zamiast ożywiać i intrygować, Janem Pawłem II zaczęto się zasłaniać. Jego słowa stały się rytualnie odczytywaną mantrą listów duszpasterskich Episkopatu, która pomagała osiąść w sferze komfortu. Nie ma pokolenia JPII, bo nigdy realnie nie odważyliśmy się szukać "własnego Westerplatte", wychodząc poza sztampę kremówki, "Barki", górskich wędrówek i tworzenia sentymentalnych "szlaków papieskich".

Tymczasem Karol Wojtyła zawsze wymagał od nas więcej. Właśnie podczas kazania do młodych w 1987 r., kiedy odwoływał się do szukania symbolicznego Westerplatte - sprawy i idei, o które warto walczyć do końca - cytował następujące słowa kardynała Newmana. "Potrzeba ludzi, którzy znają swoją religię i którzy ją zgłębiają; którzy dokładnie wiedzą, jaka jest ich pozycja; którzy są świadomi tego, w co wierzą, a w co nie; którzy tak dobrze znają swoje Credo, że potrafią z niego zdać sprawę; którzy do tego stopnia poznali historię, że umieją jej bronić". Wątpię, abyśmy to umieli. Ja sam chyba nadal nie umiem.

Ile zostało w nas z Jana Pawła II?

Zastanawiam się również, ile w nas - społeczeństwie - zostało z Jana Pawła II, a na ile czujemy się od niego mądrzejsi? Pamiętam, gdy w 2014 r. - chwilę przed kanonizacją - media informowały w aurze sensacji o niepublikowanych do tej pory notatkach, rozważaniach i tekstach papieża, które po raz pierwszy ujrzą światło dzienne. Kard. Stanisław Dziwisz zorganizował konferencję prasową, prywatne wydawnictwo wydrukowało, wszystko zadziałało jak w dobrze naoliwionej maszynce marketingowej. Gdzie problem?

Papież wyraźnie zaznaczył w swoim testamencie, aby jego prywatnych zapisków nie upubliczniać. "Nie pozostawiam po sobie własności, którą należałoby zadysponować. Rzeczy codziennego użytku, którymi się posługiwałem, proszę rozdać wedle uznania. Notatki osobiste spalić. Proszę, ażeby nad tymi sprawami czuwał Ks. Stanisław, któremu dziękuję za tyloletnią wyrozumiałą współpracę i pomoc. Wszystkie zaś inne podziękowania zostawiam w sercu przed Bogiem Samym, bo trudno je tu wyrazić" - brzmiała ostatnia wola Jana Pawła II. Tej woli nie uszanowano. W konsekwencji otrzymaliśmy do rąk zbiór nieusystematyzowanych zapisków, szkiców kazań, niedokończonych myśli. Po co i na co?

Odkryć Wojtyłę na nowo

Równie łatwe co "ukremówkowanie" papieża, jest jednak dzisiaj również pozowanie na jego pragmatycznego krytyka. Takiego, który nie boi się poruszania "trudnych tematów", z oskarżeniem głowy Kościoła o wiedzę oraz tuszowanie skandalu pedofilii. Często bez żadnych dowodów, gdy sam zainteresowany siłą rzeczy odpowiedzieć i bronić się nie może. Może to skutek uboczny przesłodzenia narracji, nie wiem. Wiem natomiast, że prawdziwy człowiek z krwi i kości - Karol Wojtyła - nie bałby się stanąć w prawdzie i na pewno nie chciałby popadania w żadną ze skrajności, między którymi rozpina się dzisiaj jego wizerunek.

Sto lat minęło od jego urodzin w małopolskich Wadowicach, a tak mało go znamy. Jego rolę w formowaniu się "Solidarności", rozmowy z politykami, filozofię, teologię, poezję - głębię myśli, która zmieniła oblicze XX wieku. Po śmierci papieża na chwilę zrozumieliśmy, kogo straciliśmy. Wielu z nas poczuło się duchowo osieroconymi, kibice Wisły i Cracovii modlili się na wspólnej mszy. Wszystko miało się zmienić, a zmieniło się tak niewiele. Tymczasem, aby spuścizna Jana Pawła II żyła, my musimy nią żyć. Ci, którzy chcą i czują, że są mu to winni. To byłoby najlepsze uczczenie tej rocznicy. Tak, aby do przymiotnika "wielki", nie trzeba było dodawać "niesłuchany".

Marcin Makowski dla WP Opinie

Komentarze (0)