Makowski: "Gdyby Jan Kowalski wygrał 3,5 mln, zapłaciłby 350 tys. podatków. Tokarczuk nie zapłaci złotówki. Uczciwe?" [OPINIA]
Dwie rzeczy miejmy na początku za sobą. Tak, uważam, że literacki Nobel dla Olgi Tokarczuk to ogromny sukces i szczerze jej gratuluję. Nie, nie zazdroszczę Noblistce wygranej. Napisawszy to, zadam jednak pytanie na marginesie. Dlaczego akurat tę nagrodę zwalniać z podatku? Albo wszystkich, albo nikogo. Państwo ma lepsze sposoby na mecenat kultury.
Gdyby polski fiskus chciał być skrupulatny tak jak w przypadku wszystkich innych nagród, świeżo upieczona Noblistka Olga Tokarczuk musiałaby oddać do skarbu państwa 350 tys. zł z 3,5 mln zł, które wygrała wraz z najważniejszym literackim wyróżnieniem świata.
Minister Finansów Jerzy Kwieciński - jak poinformowało money.pl - podjął jednak inną decyzję. Zwolnił pisarkę z daniny, czyli de facto z opłacenia podatku od dochodu.
Nobel i podatki
Owszem, w polskim prawie istnieją wyjątki od 10 proc. podatku nakładanego w analogicznych sytuacjach, ale tylko wtedy, jeśli nagrody dotyczą dziedziny nauki, kultury i sztuki, a wygrane nie przekraczają 2 tys. zł. I nie ma od tej sytuacji odwołania. Jak stwierdził Paweł Jurek z resortu finansów, sytuacja ma się jednak zmienić, a precedens z Olgą Tokarczuk będzie stanowić przyczynek do napisania "stosownego rozporządzenia o zwolnieniu Noblistów z konieczności płacenia podatku PIT".
W sumie dobra inicjatywa, jeśli państwo wspiera promujących na całym świecie polską kulturę twórców. Ale dlaczego tak selektywnie i dlaczego akurat poprzez zabiegi podatkowe? Czy gdy Olga Tokarczuk wygrała niezwykle ważną w środowisku Międzynarodową Nagrodę Bookera (50 tys. funtów), wypromowała swoją ojczyznę za mało, aby wyróżnienie otrzymać w całości? A co z ludźmi - równie zdolnymi - którzy na Nobla szansy nie mają? Albo z przysłowiowym Janem Kowalskim wygrywającym grosze na loterii albo w konkursie krzyżówkowym. Oni płacić muszą.
Wsparcie dla twórców. Ale jakie?
Rozumiem logikę - wielkim wolno więcej. Rozumiem finisz kampanii i wizerunkowy gest rządu. Sądzę jednak, że można takie rzeczy zrobić lepiej. Mecenat państwa w dziedzinie kultury mógłby się w przypadku podobnych sytuacji opierać na rozwiązaniach systemowych - być może na regularnych dotacjach dla wybitnych twórców, stworzeniu stypendiów, kierunkowych nagród. Cokolwiek wydaje mi się lepsze niż zwykłe manipulacje przy podatkach, na które 99,9 proc. społeczeństwa liczyć nie może.
Na ciekawą rzecz podczas naszej dyskusji zwrócił również uwagę były minister Waldemar Kuczyński. "Powinna uważać, godząc się. To nie jest gest życzliwy. To pułapka. Jeśli przyjmie ulgę, będą jej ją wbijali w oczy przy każdej okazji, że przyjęła ochoczo propozycję nie dzielenia się z Ojczyzną. Radziłbym jej publicznie odmówić i niepotrąconą kwotę przeznaczyć na dobry cel" - stwierdził, pisząc o tym, co Olga Tokarczuk może zrobić z "ofiarowanym" jej podatkiem. Może ma trochę racji?
Raz jeszcze zaznaczam, że nie kwestionuję ani wartości wspierania twórców przez państwo, ani nie mam pretensji i cienia zazdrości, że Noblistka otrzyma pełną równowartość 9 mln koron szwedzkich. Sama na to zapracowała. Dobrze by było, gdybym jednak mógł to samo napisać o wszystkich, a nie tylko o jednej osobie. Bez względu na to, jak ważną nagrodę otrzymała.
Marcin Makowski dla WP Opinie