Makabryczna zbrodnia

Zginęła jak ksiądz Jerzy Popiełuszko...

Obraz

/ 10Makabryczna zbrodnia - zginęła jak ks. Popiełuszko

Obraz
© Archiwum prywatne Krzysztofa Piesiewicza

Krzysztof Piesiewicz po czterech latach od afery, która przekreśliła jego karierę polityczną przerywa milczenie. W rozmowie-rzece z Michałem Komarem o obyczajowym skandalu nie przeczytamy jednak wiele - traktuje na ten temat ledwie kilka stron (stąd jej tytuł "Skandalu nie będzie"). Autor, który z Piesiewiczem zna się od wielu lat nie chciał, żeby sprawa szantażu, którego ofiarą padł jego rozmówca, "dziwnych zabaw senatora" w sukience i "białego proszku" zdominowała książkę. Przypomina osiągnięcia Piesiewicza jako adwokata - był obrońcą w procesach politycznych w PRL, m.in. w procesie działaczy "Solidarności" i KPN. W 1985 r. był oskarżycielem posiłkowym w procesie oficerów SB sądzonych za uprowadzenie i zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki. Zasłynął jako współautor scenariuszy filmowych do 17 filmów Krzysztofa Kieślowskiego, m.in. "Bez końca", "Dekalog", "Podwójne życie Weroniki", "Trzy kolory". Był za nie wielokrotnie nagradzany, a scenariusz filmu "Trzy kolory - czerwony" był nominowany do Oscara. Senator od
1991 do 1993 r. (z listy PC) oraz ponownie od 1997 r. (początkowo z listy AWS, potem Bloku Senat 2001 i PO) do 2011 r.

Na zdjęciu: Krzysztof Piesiewicz na pierwszym roku studiów prawniczych.

(js)

/ 10"Nogi i ręce związane kablem, który biegł ku górze. Kończył się pętlą na szyi..."

Obraz
© Archiwum prywatne Krzysztofa Piesiewicza

Krzysztof Piesiewicz na dzień przed zabójstwem, ok. 21.30 zadzwonił do matki, że przyjedzie do niej za pół godziny. "Wsiadłem do samochodu. Podjechałem pod dom mamy. Coś mnie tknęło, nie wiem, nie pamiętam, pomyślałem, że wpadnę jutro" - relacjonuje. Teraz wciąż zadaje sobie pytanie, co by się stało, gdyby tamtego wieczoru wszedł do mieszkania mamy?

"Rankiem 22 lipca 1989 r. zadzwoniła pielęgniarka, która przychodziła do mamy robić zastrzyki. Powiedziała, że nie może otworzyć drzwi. Natychmiast tam pojechaliśmy z Myszką (Maria Świątek - żona Piesiewicza - przyp. red). Przez taras weszliśmy do środka. Przy drzwiach w korytarzu leżała maczeta. Zacząłem biegać po mieszkaniu. Mamy nie było ani w pokoju, ani w łazience. Myszka wybiegła na podwórko. Łóżko przywalone poduszkami i odwróconym fotelem. Obok łóżka znalazłem obcęgi i pilnik. Zdjąłem ten fotel. Odrzuciłem poduszki. Zobaczyłem nogi. Zobaczyłem kabel. Nogi i ręce związane kablem, który biegł ku górze. Kończył się pętlą na szyi. Dokładnie tak jak u księdza Jerzego. Dotknąłem jej ręki, była jeszcze ciepła..." - czytamy w książce "Skandalu nie będzie".

Na zdjęciu: Aniela Piesiewicz w 1946 r.

/ 10"Nie byłem w stanie patrzeć na zdjęcia z sekcji"

Obraz
© Archiwum prywatne Krzysztofa Piesiewicza

Piesiewicz zadzwonił po milicję, ale - jak ujawnia - zamiast mundurowych pojawił się asesor prokuratorski ze Śródmieścia. Milicjanci przyjechali później. W tym czasie Piesiewicz pracował z Krzysztofem Kieślowskim nad "Podwójnym życiu Weroniki", dwa dni po tragicznych wydarzeniach spotkali się. Reżyser sugerował przyjacielowi emigrację: "Powiedział: 'Może powinieneś wyjechać? Ktoś cię bardzo nie lubi...'. Cały czas chodził nerwowo po pokoju, przyniósł mi pieniądze i powiedział: 'Bierz, będziesz miał teraz spore wydatki'". Pomimo tych rad, Piesiewicz nie zdecydował się wyjechać z Polski.

"Potem były te straszne czynności w Zakładzie Medycyny Sądowej na ul. Lindleya. Wedle opinii biegłego przyczyną zgonu było zagardlenie. To taki termin specjalistyczny, który oznacza gwałtowne uduszenie" - opisuje. Zapytany przez Komara o to, czy miał jakieś podejrzenia odnośnie sprawców tego zabójstwa, odpowiada: "Mieli je dziennikarze, którzy skojarzyli sposób działania morderców z datą 22 lipca. Rzeczywiście było to ostatnie święto Polski Ludowej. W tym czasie na Starym Mieście doszło do dwóch podobnych zabójstw. Sprawcy nie zostali wykryci". Piesiewicz wyjawia, że nie był w stanie patrzeć na zdjęcia z sekcji matki.

Na zdjęciu: Krzysztof Piesiewicz z matką w 1950 r.

/ 10"Prasowanie babki żelazkiem" - to była zbrodnia służb bezpieczeństwa PRL?

Obraz
© Archiwum prywatne Krzysztofa Piesiewicza

Piesiewicz odnosi się także do słów Bronisława Wildsteina zawartych w artykule opublikowanym na łamach "Rzeczpospolitej" w 22. rocznicę tej zbrodni, który zarzucił mu opieszałość lub zgoła obojętność. Dziennikarz pisał: "Morderstwo jego matki było rzeczywiście wstrząsające - znaleziono ją związaną dokładnie w taki sam sposób jak księdza Jerzego - ale pomimo przypominania o tej tragedii, nie są znane żadne przedsięwzięcia Piesiewicza w celu jej wyjaśnienia".

Co na to Piesiewicz? "Co do zabójstwa mojej matki... Oto kolejność wydarzeń. 16 czerwca 1990 r. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście umorzyła sprawę 'wobec niewykrycia sprawców'. 28 września 1990 r. mój pełnomocnik Czesław Jaworski wniósł zażalenie, w wyniku którego Prokuratura Wojewódzka wznowiła śledztwo. Został zatrzymany Zygmunt G., który opowiadał o swym udziale w 'prasowaniu babki żelazkiem' i że 'kobieta została przykryta kocami, narzutami, krzesłami...'. W czasie przesłuchania stwierdził, że usłyszał opowieść od współwięźnia w zakładzie karnym. Doprowadzono do konfrontacji, która nie przyniosła istotnych rezultatów. Nieco później aresztowano Mariusza J., który twierdził, że posiada wiadomości o grupie dokonującej napadów na Starym Mieście. Wymienił nazwiska. Jeden z członków tej grupy Zbigniew R. oświadczył, że 'postępowanie w sprawie zabójstwa Anieli Piesiewicz wiąże się między innymi ze służbami bezpieczeństwa PRL', zaś Mariusz J. jest 'informatorem Komendy Głównej MO'. Inny - wyjechał do
Stanów Zjednoczonych. Ustalenie jego miejsca pobytu okazało się niemożliwe. 30 października 2005 r. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście umorzyła śledztwo. Obecnie prowadzi je Instytut Pamięci Narodowej. I stosunkowo niedawno ponownie składałem zeznania" - mówi. Na pytanie Komara, dlaczego redaktor Wildstein napisał to, co napisał, Piesiewicz odpowiada pytaniem: "No właśnie - dlaczego?".

Na zdjęciu: przymiarka togi, Krzysztof Piesiewicz w 1973 r.

/ 10Stan oblężenia w Toruniu w czasie procesu ks. Popiełuszki

Obraz
© Archiwum prywatne Krzysztofa Piesiewicza

Michał Komar pyta Piesiewicza o proces sprawców morderstwa księdza Popiełuszki, w którym był pełnomocnikiem oskarżycieli posiłkowych - rodziny ks. Jerzego i Waldemara Chrostowskiego wraz z Andrzejem Grabińskim, Janem Olszewskim i Edward Wendem. Tzw. proces toruński toczył się od 27 grudnia 1984 r. do 7 lutego 1985 r. przed Sądem Wojewódzkim w Toruniu.

"Wieczorem 26 grudnia wsiadłem do pociągu. W korytarzu zobaczyłem kilkanaście dziwnych postaci. Jakby poprzebieranych. Zajęliśmy przedział, grupą pełnomocników. Pociąg rusza. Za oknami ponury mrok. Nastroje też nie najlepsze. I nagle w progu przedziału staje elegancka pani. Grażyna Szapołowska. To rozjaśniło nam podróż.

Dworzec w Toruniu był szczelnie obstawiony przez patrole ZO MO, rynek staromiejski też, zamknięto dla pieszych uliczkę, na której znajduje się neogotycki budynek sądu. Rankiem obudził mnie warkot helikoptera krążącego nad miastem. W drodze z plebanii do sądu, a to nie więcej niż sto metrów, zobaczyłem samochody z charakterystycznymi antenami. Stan oblężenia. Do sądu można było wejść za okazaniem przepustki. W holu zobaczyłem Józefę Hennelową z 'Tygodnika Powszechnego', ks. Zdzisława Króla, kanclerza kurii metropolitalnej archidiecezji warszawskiej, oraz Jacka Ambroziaka, który protokołował całość rozprawy dla episkopatu. Dalej stali dziennikarze zagraniczni i funkcjonariusze MSW . Klatka schodowa została przedzielona stalową kratą, przy niej stali milicjanci rewidujący wszystkich wchodzących na salę rozpraw" - opowiada Piesiewicz.

Na zdjęciu: Krzysztof Piesiewicz, początek lat 70.

/ 10"To była zbrodnicza prowokacja"

Obraz
© PAP / Wojciech Kryński

Zdaniem Piesiewicza porwanie i zamordowanie ks. Popiełuszki było zbrodniczą prowokacją. Tyle że wykonaną przez najwierniejszych ludzi systemu. "Na rozprawie padały później określenia typu: 'prowokacja w prowokacji, konspiracja w konspiracji...'. Lęk władzy był więc nieudawany i zasadny. Jednocześnie tę zbrodnię należało potraktować jako mord polityczny. Dokonany na osobie kapłana. I łatwo można było przewidzieć, że wszystkie przedmioty znalezione przy jego zwłokach staną się kiedyś relikwiami" - zwraca uwagę.

Tak opisuje dalszy przebieg rozprawy: "Obok sali rozpraw zobaczyłem pomieszczenie wypełnione sprzętem nagrywającym i nadawczym. Zdaje się, że to był pierwszy w dziejach Polski proces transmitowany live. I chyba pierwszy w świecie proces, w którym nie dość, że dyktatura wojskowa postawiła przed sądem członków 'szwadronu śmierci', to jeszcze nadała temu procesowi tak ogromny rozgłos, jakby szukała w nim źródła legitymizacji. Co wieczór w telewizji ukazywały się kilkunastominutowe sprawozdania z procesu. Ktoś w przedszkolu zapytał moją Anię, gdzie pracuje jej ojciec. Odpowiedziała bez wahania, że w telewizji.

Dziś myślę tak: w wyniku serii wydarzeń związanych z powstaniem Solidarności i wprowadzeniem stanu wojennego, a niejako zwieńczonej morderstwem, ekipa Jaruzelskiego uznała, że nie da się cofnąć czasu, nie da się powrócić do modelowego realnego socjalizmu, a jeśli tak, to trzeba ratować, co się da".

/ 10Ks. Popiełuszko "siał nienawiść"?

Obraz
© PAP / Grzegorz Rogiński

W procesie trzej oficerowie MSW: kpt. Grzegorz Piotrowski (naczelnik wydziału Departamentu IV), por. Leszek Pękala i por. Waldemar Chmielewski zostali oskarżeni i skazani za uprowadzenie, torturowanie i zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki, zaś ich przełożony płk Adam Pietruszka (zastępca dyrektora Departamentu IV MSW) - za sprawstwo kierownicze zbrodni. Prokurator Leszek Pietrasiński żądał kary śmierci dla Piotrowskiego oraz kar pozbawienia wolności dla pozostałych oskarżonych. Sąd, któremu przewodniczył SSW Artur Kujawa, a sprawozdawcą był SSW Jurand Maciejewski, wymierzył Grzegorzowi Piotrowskiemu karę 25 lat pozbawienia wolności, Adamowi Pietruszce - 25 lat, Leszkowi Pękali - 15 lat, Waldemarowi Chmielewskiemu - 14 lat.

W 1986 r. w wyniku interwencji Czesława Kiszczaka trzem sprawcom złagodzono karę: Adamowi Pietruszce karę 25 lat zamieniono na 15 lat, Leszkowi Pękali z 15 lat obniżono do 10 lat, Chmielewskiemu z 14 lat do 8. W grudniu 1987 r. sprawców objęła kolejna amnestia - Pietruszce złagodzono karę z 15 do 10 lat (wyszedł na wolność w 1995 r.); Pękali z 10 do 6 lat, Chmielewskiemu z 8 do 4 lat i 6 miesięcy. Piotrowskiemu zamieniono karę z 25 na 15 lat, wyszedł na wolność w 2001 r.

"Pamiętam twarze. Pamiętam głosy. Pamiętam nieskazitelną dykcję prokuratora Pietrasińskiego, który starał się dowodzić, że nie doszłoby do porwania i zabójstwa, gdyby ks. Popiełuszko nie 'siał nienawiści', a więc, że 'ekstremalna postawa księdza zrodziła nie mniej szkodliwą ekstremę, której produktem jest odrażająca zbrodnia'. I nawykły do wydawania rozkazów głos Grzegorza Piotrowskiego, który z jednej strony brał na siebie odpowiedzialność za dokonanie zabójstwa w imię wyższych zasad i z przywódczą dumą mówił o respekcie, jaki wzbudzał u podwładnych. Z drugiej strony - właśnie ich wskazywał jako faktycznych wykonawców, tych, co kneblowali, bili, wiązali kamulki do nóg. I nieco schrypnięty głos Jana Olszewskiego, który zarzucił prokuratorowi, że ten stawia znak równości między ofiarą a sprawcą, znak równości, który godzi w standardy moralne i prawne cywilizowanego kraju. Szept załamanego Pękali. I wreszcie drżący, na pograniczu szlochu, głos jąkającego się z przerażenia Waldemara Chmielewskiego, jego rojenia
o wojnie światów i słowa: 'działaliśmy jak automaty'" - wspomina Piesiewicz. Zdradza, że wykorzystał ten zwrot, bo przecież rodziło się pytanie, kto te automaty wytworzył, zaprogramował i ich użył...".

/ 10Kierowca Popiełuszki był współpracownikiem SB? "To obrzydliwa pasja poszukiwania sensacji"

Obraz
© PAP / Reprodukcja / Archiwum

Piesiewicz mówi do Komara: "Wiesz, to ciekawe, że w czasie tej rozprawy łapałem się na adwokackim odruchu. Chciałem ich bronić. Oskarżając tych ludzi, broniliśmy ks. Jerzego. Broniąc Piotrowskiego i innych - można było oskarżyć system, który ich stworzył". Jako adwokat był pełnomocnikiem Waldemara Chrostowskiego, kierowcy ks. Popiełuszki. Tak o nim mówi: "Dzielny człowiek. Dzięki niemu świat dowiedział się o porwaniu". Odpiera zarzuty jednego z obrońców, który stwierdził, że Chrostowski po wyskoczeniu z samochodu pojechał na plebanię w Toruniu, zamiast powiadomić milicję: "W czasie rozprawy ustalono stan faktyczny. Po skoku z samochodu Chrostowski dobiegł do hotelu w Przysieku i poprosił recepcjonistkę o natychmiastowe powiadomienie toruńskiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, episkopatu albo kurii i pogotowia ratunkowego. Milicja pojawiła się po półtorej godziny. Więcej, Chrostowskiemu zarzucono też, że zatrzymał samochód na znak dany przez esbeka przebranego w mundur milicjanta z drogówki. Zatrzymał, czyli, jak
twierdził jeden z obrońców, pośrednio ułatwił porywaczom wykonanie zadania. Zarzuty absurdalne".

W 2005 r. tygodnik "Wprost" opublikował artykuł, w którym Waldemar Chrostowski został nazwany współpracownikiem SB. Co na to Piesiewicz? "Wokół ks. Jerzego działało kilku tajnych współpracowników. Żadnym z nich nie był Waldemar Chrostowski. Ten artykuł został napisany albo z obrzydliwej pasji poszukiwania sensacji, albo z chęci zakłócenia procesu beatyfikacyjnego ks. Popiełuszki. Cytowano w nim opinie wygłaszane przez te same osoby, które rozpowszechniając informację o tym, że żywy ks. Popiełuszko został przekazany przez Piotrowskiego jakiejś innej tajnej grupie, zmierzały do zdjęcia odpowiedzialności za zabójstwo z oskarżonych w procesie toruńskim. Zarzut wobec Chrostowskiego został definitywnie obalony przez IPN, między innymi w oficjalnej wypowiedzi prof. Jana Żaryna" - stwierdza.

Na zdjęciu z 3 listopada 1984 r. uprowadzony i zamordowany ksiądz Jerzy Popiełuszko w trumnie.

/ 10"Pętla samodławiąca była połączona z workiem wypełnionym kamieniami. Każdy z tych przedmiotów może stanowić samoistne narzędzie zbrodni"

Obraz
© PAP / Photoshot

"Istniała spójność między zeznaniami Waldemara Chrostowskiego, złożonymi w śledztwie zeznaniami oskarżonych, wynikami badań sądowo-lekarskich i innymi dowodami materialnymi. Owszem, w trakcie rozprawy obrona starała się na przykład dowodzić, że oskarżeni nie chcieli i nie przewidywali konsekwencji swych działań, a więc w grę wchodzi nieumyślne spowodowanie śmierci ks. Jerzego.

Dowody wskazywały na prawdopodobieństwo, że chwilę przed wrzuceniem do wody lub w chwili wrzucenia ks. Jerzy jeszcze żył. Rzecz została wyjątkowo dokładnie i rzetelnie opisana przez prof. Krystynę Daszkiewicz, która obserwowała rozprawę od pierwszego do ostatniego dnia. Prof. Daszkiewicz stwierdza: 'Chodzi o połączenie pętli samodławiącej z workiem wypełnionym kamieniami. Każdy z tych przedmiotów może stanowić samoistne narzędzie zbrodni (...). Realizacja zbrodni popełnionej na osobie ks. Jerzego Popiełuszki miała także dlatego szczególny charakter, że z tych dwóch narzędzi uczyniono jedno. Ucisk pętli samodławiącej zależał w związku z tym nie tylko od ruchów kończyn dolnych Księdza. Zależał także od obciążenia tych kończyn workiem z kamieniami i od tego, co się później z tym workiem działo'" - czytamy w książce "Skandalu nie będzie".

Na zdjęciu: Lech Wałęsa, ks. prałat Henryk Jankowski i ks. Jerzy Popiełuszko.

10 / 10"Jakie to wartości chcieli uratować oskarżeni, maltretując ks. Popiełuszkę?"

Obraz
© PAP / Wojciech Kryński

Jak wskazuje Piesiewicz, w tym procesie toczyły się dwie albo i trzy akcje równoległe. "W jednej szło o opisanie wszystkiego, co łączyło się ze znamionami czynów przestępczych - porwania i zabójstwa. Tu występowałem jako pełnomocnik oskarżycieli pomocniczych, niejako ramię w ramię z prokuratorem. W drugiej nasuwało się nieuchronne pytanie o źródła inspiracji. Mówiąc krótko: kto za tym stał? W tym przypadku musiało dojść do konfliktu z prokuratorem i sądem. W trzeciej prokurator podejmował gigantyczne wysiłki, aby przeprowadzając zarzut z karą śmierci włącznie, wykorzystać rozprawę do zdezawuowania ks. Popiełuszki i Solidarności. Tu musieliśmy łączyć pozycję oskarżyciela z pozycją obrońcy. Był taki moment, w którym Grzegorz Piotrowski wystąpił z tezą, iż działał w stanie wyższej konieczności. Mówił: 'Wydawało mi się, że mniejsze zło...'. Że mniejsze zło dla zapobieżenia większemu jest potrzebne".

Na to Piesiewicz ripostował: "Mówiłem wówczas, że 'Jeden z oskarżonych postawił tezę o działaniu bezprawnym, by ratować prawo. (...) Forsuje więc tezę brzmiącą w tej sprawie absurdalnie, lecz forsuje ją. Potraktujemy to przez moment poważnie. Otóż pytanie podstawowe: jakie to wartości chcieli uratować oskarżeni, maltretując ks. Popiełuszkę i porywając Waldemara Chrostowskiego? Jakie to wartości chcieli wnieść do życia społecznego? Jaki nowy wspaniały świat chcieli kreować swym przestępczym działaniem? Stan wyższej konieczności jako obronę? (...) Jaką wartość chcieli uratować, narażając życie dwóch osób i wstrząsając opinią społeczną? Wartością tą miały być, proszę Sądu, wiara w totalną nieomylność i władzę - my tu jesteśmy sędziami i prawem. W nocy pałkami regulujemy stosunki społeczne!'".

Na zdjęciu z 3 listopada 1984 r. pogrzeb ks. Jerzego Popiełuszki w kościele Świętego Stanisława Kostki na Żoliborz, który zgromadził tysiące ludzi i przekształcił się w wielką manifestację.

(js)

Wybrane dla Ciebie

Eksplodujące paczki w Europie. Śledczy z Litwy i Polski rozbili grupę
Eksplodujące paczki w Europie. Śledczy z Litwy i Polski rozbili grupę
Ałła Pugaczowa przemówiła. Rozwścieczyła rosyjskie elity
Ałła Pugaczowa przemówiła. Rozwścieczyła rosyjskie elity
Trump zachwycony księżną Kate. Kamery wyłapały, co jej powiedział
Trump zachwycony księżną Kate. Kamery wyłapały, co jej powiedział
Tak Rosja "promuje się" za granicą
Tak Rosja "promuje się" za granicą
Zełenski ujawnił koszty wojny. Mówi o dwóch planach
Zełenski ujawnił koszty wojny. Mówi o dwóch planach
Prawomocny wyrok dla "Małej Emi". Za hejtowanie sędziego Żurka
Prawomocny wyrok dla "Małej Emi". Za hejtowanie sędziego Żurka
Odszedł z Polski 2050. W partii nie kryją zaskoczenia
Odszedł z Polski 2050. W partii nie kryją zaskoczenia
Trump w Wielkiej Brytanii. Protesty już od pierwszych minut
Trump w Wielkiej Brytanii. Protesty już od pierwszych minut
Kolorowe ziemniaki. Nowa era w polskim rolnictwie
Kolorowe ziemniaki. Nowa era w polskim rolnictwie
MSWiA chce przedłużenia kontroli na granicy z Niemcami i Litwą
MSWiA chce przedłużenia kontroli na granicy z Niemcami i Litwą
Chcą ścigać Żurka. "Możliwość popełnienia przestępstw"
Chcą ścigać Żurka. "Możliwość popełnienia przestępstw"
Zaskakujące porozumienie. Sikorski i Nawrocki lecą razem do USA
Zaskakujące porozumienie. Sikorski i Nawrocki lecą razem do USA