"MAK w raporcie uwzględnił jedną naszą uwagę"
Szef MSWiA Jerzy Miller powiedział, że MAK w swoim raporcie końcowym uwzględnił jedną uwagę polskich ekspertów dotyczącą współpracy załogi Tu-154M z wieżą w Smoleńsku. Minister zastrzegł, że całkowity raport powstanie wtedy, gdy zakończą się analizy nagrań z czarnych skrzynek.
Miller, który przewodniczy pracom polskiej komisji wyjaśniającej okoliczności katastrofy smoleńskiej, zapowiedział, że jeszcze w czwartek w internecie opublikowana zostanie treść raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) z zaznaczeniem tych fragmentów, w których uwzględniono polskie uwagi. Wyjaśnił jednak, że te uwagi mają charakter porządkowy.
- Porządkowe uwagi (strony polskiej) uwzględnione zostały wszystkie. Nie jest to jednak liczba dla nas satysfakcjonująca, bo nie uważamy, by pozostałe miały charakter szukania winnych, jak to określił pan Morozow (Aleksiej Morozow, szef komisji technicznej MAK). Te uwagi, których nie uwzględniono, mają tak samo istotne znaczenie dla rzetelnego przedstawienia okoliczności wypadku - dodał minister.
Powiedział, że Rosjanie uwzględnili jedną polską uwagę dotyczącą pracy rosyjskich kontrolerów - a dokładnie współpracy załogi z wieżą.
Raport cząstkowy w styczniu
Miller poinformował, że raport cząstkowy w tej sprawie powinien być gotowy jeszcze w styczniu. Minister zaznaczył, że całkowity raport powstanie wtedy, gdy zakończą się analizy nagrań z czarnych skrzynek. "Chcielibyśmy je jak najszybciej skończyć, ale pośpiech nie jest dobrym doradcą" - powiedział. Zastrzegł też, że nawet jeśli w styczniu powstanie raport cząstkowy, nie zostanie opublikowany. "Trzeba opublikować całość. To tak jak z naszymi uwagami, gdyby państwo czytali same uwagi bez raportu MAK, to obraz byłby wypaczony" - zaznaczył minister.
Szef MSWiA poinformował także, iż ponownie wystąpił do strony rosyjskiej o wszystkie materiały, których polscy eksperci jeszcze nie otrzymali. Ich pełen wykaz znalazł się w polskim stanowisku do projektu raportu Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (opublikowano je w środę razem z raportem końcowym MAK - PAP). Dotyczą one m.in. procedur obowiązujących na lotnisku w Smoleńsku i pracy rosyjskich kontrolerów.
Poznamy rozmowy kontrolerów
Materiały, które zostaną upublicznione w następnym tygodniu, to zapis rozmów z lotniska w Smoleńsku, uzyskany w trakcie pracy polskich ekspertów - zapowiada przewodniczący pracom polskiej komisji badającej katastrofę, szef MSWiA, Jerzy Miller.
Jak dodał, na razie nie wiadomo, kiedy konkretnie te materiały zostaną opublikowane. - Nie wiem, kiedy wszystkie elementy będą gotowe. Zapis uzyskaliśmy w trakcie pracy naszych ekspertów, to nie jest dokument, o który występowaliśmy do strony rosyjskiej i nie ma nic wspólnego z czarnymi skrzynkami. To zapis rozmów na ziemi, prowadzonych na terenie lotniska Smoleńsk" - powiedział minister.
Nie chciał jednak wprost ocenić, czy z nagrań można wnioskować, iż była wywierana presja na kontrolerów, by zgodzili się na lądowanie polskiego Tu-154M.
- Chcemy opublikować ten zapis, by nie było potrzebne dawanie wiary słowom ministra, tylko by każdy sam mógł posłuchać i wyciągnąć wnioski - powiedział. - My nie mówimy, że gdyby nie te rozmowy, to nie byłoby katastrofy. My tylko mówimy, że słuszna uwaga pani Anodiny (Tatiany Anodiny, przewodniczącej MAK) pod adresem polskim, iż kabina pilotów powinna być podczas lądowania zamknięta dla osób trzecich, odnosi się również do kontrolerów lotu. Kontroler też powinien prowadzić swoją pracę bez ingerencji trzecich osób - dodał Miller.
Minister ponownie powiedział też, że polskie uwagi "nie kwestionują treści raportu MAK w sensie dotyczącym polskich błędów". - Jest to dowód wprost, że nie chcemy przerzucać odpowiedzialności na kogokolwiek, ale w naszych uwagach pokazaliśmy, co chcemy, aby było uzupełnieniem raportu - dodał.
"Warunki były niewystarczające"
Pytany, czy jego zdaniem, lotnisko w Smoleńsku, biorąc pod uwagę jego stan, powinno być 10 kwietnia 2010 r. zamknięte, powiedział: "my mówimy o czymś innym, że stan lotniska i jego obsługa na te warunki, które wystąpiły 10 kwietnia, były niewystarczające".
Przyznał, że z punktu widzenia formalnego - postępowanie wyjaśniające okoliczności katastrofy kończy się po zakończeniu raportu końcowego. "Oprócz tego formalnego kroku jest jeszcze coś, co zdrowy rozsądek nakazuje dyskutować ze wszystkimi, dopóki się nie wprowadzi wszystkich zmian do praktyki. Zmian, które zagwarantują, że tego typu wypadek nie powtórzy się nigdy więcej" - dodał.
Powiedział, że strona rosyjska nie proponowała jeszcze spotkania w sprawie końcowego raportu. Pytany, czy polska będzie się zwracać do międzynarodowych ekspertów, minister powiedział: "Na pewno warto rozważyć wszystkie warianty, ale na razie nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie".
Uwagi były "czysto techniczne"
Miller pytany w radiu TOK FM o to, jakie polskie uwagi zostały uwzględnione w raporcie, odpowiedział, że chodzi o sprawy "czysto techniczne". - Jeżeli pomylili wiek stewardesy, albo jeżeli zmienili liczbę wylatanych godzin przez pilotów, albo pomylili się i długość odłamanego skrzydła nie wyniosła 4,5 metra tylko 6,5 m. Tego typu uwagi, powiedziałbym czysto porządkowe, uwzględniono - powiedział szef MSWiA.
Minister podkreślił także, że strona polska nie potwierdza, iż w kokpicie obecny był szef protokołu dyplomatycznego MSZ Mariusz Kazana. - Nie stwierdzamy obecności pana ambasadora Kazany w kabinie pilotów i to jest bardzo istotna różnica pomiędzy podejściami polskim a rosyjskim. Nie zaprzeczamy, że generał Błasik był w kabinie, natomiast jesteśmy zaskoczeni wczorajszym stwierdzeniem pani Anodiny, że w kabinie pilotów był do końca ambasador Kazana - powiedział Miller.
Załoga nie chciała lądować
Szef MSWiA pytany w radiu RMF FM, czy więcej win związanych z katastrofą jest po polskiej stronie, Miller odpowiedział: "zdecydowanie". Pytany o presję wywieraną na załogę samolotu Miller odpowiedział: "załoga nie chciała lądować i powiedziała to wyraźnie zanim wleciała na teren Federacji Rosyjskiej, gdy dowiedziała się o sytuacji meteorologicznej". - Później stało się to, co się stało. Na pewno nie z inicjatywy załogi - zaznaczył. Dodał, że istnieje kilka hipotez dotyczących wpływania na decyzję załogi, ale - jak mówił - nigdy nie będzie "twardych dowodów".
W Programie 1 Polskiego Radia szef MSWiA zapowiedział, że poinformuje premiera Donalda Tuska o wynikach analizy raportu MAK, która była prowadzona do późnych godzin nocnych.
W przedstawionym w środę przez MAK raporcie uznano, że żadne z wytkniętych w dokumencie uchybień nie obciąża strony rosyjskiej. Wśród przyczyn katastrofy smoleńskiej wymienionych w raporcie MAK są: błędy w pilotażu, zły dobór załogi, złamanie przepisów, obecność osób postronnych w kabinie pilotów, zlekceważenie ostrzeżeń, braki w wyszkoleniu załogi, brak zgrania jej członków i zła organizacja lotu.
Przedstawiciele MAK podali, że bezpośrednimi przyczynami katastrofy było: nieodejście od lądowania na lotnisku w Smoleńsku mimo złych warunków, nieuwzględnienie komunikatów TAWS, presja psychiczna na załogę.