ŚwiatMają banki, szpitale i... organizują zamachy

Mają banki, szpitale i... organizują zamachy

Libańska Partia Boga wydała setki zamachowców-samobójców. Nazwali ich "męczennikami". Dzięki hojności Iranu oraz potężnej sile przekonywania ugrupowaniu udało się zdominować kraj, który niegdyś był ostoją zachodniej cywilizacji na Bliskim Wschodzie. W tym czasie Hezbollah stał się w regionie "pochodnią przyłożoną do beczki prochu". O tym, co może uczynić ta szyicka organizacja pisze na łamach Wirtualnej Polski Tomasz Otłowski.

Mają banki, szpitale i... organizują zamachy
Źródło zdjęć: © AFP | Taher Abou Hamdan

25.10.2010 | aktual.: 25.10.2010 14:42

Tyr w południowym Libanie, 11 listopada 1982 roku - rozpędzona ciężarówka taranuje prowizoryczne ogrodzenie, otaczające budynek mieszczący izraelskie dowództwo sił interwencyjnych i eksploduje, zrównując konstrukcję z ziemią. Za kierownicą pojazdu siedzi młody, zaledwie 15-letni zamachowiec Ahmad Kusajir, członek jednej z libańskich szyickich grup paramilitarnych, przekształconych już wkrótce w jedną organizację o nazwie Hizb al-Allah - czyli Hezbollah, "Partia Boga". Pierwszy szahid - bojownik-męczennik za świętą sprawę. Pierwszy w historii (przynajmniej tej nowożytnej) islamista zamachowiec-samobójca.

Bejrut, stolica Libanu, 11 października 2010 roku - atmosfera nerwowego oczekiwania, a dla wielu i radosnego podniecenia, przed spodziewaną za dwa dni oficjalną wizytą prezydenta Islamskiej Republiki Iranu, Mahmuda Ahmadineżada. Na ulicach libańskiej stolicy morze charakterystycznych żółtych flag z godłem Hezbollahu, którym często towarzyszą - zwłaszcza w południowo-wschodnich szyickich dzielnicach - flagi irańskie i nieliczne flagi z godłem Libanu. Rząd w Bejrucie podejmuje decyzję, że w czasie wizyty prezydenta Iranu w szkołach nie będzie lekcji, a urzędy mają być czynne krócej, aby wszyscy mogli "godnie przywitać dostojnego gościa".

Podróż, która pokazała zmiany

Czy jest coś, co łączy te dwa wydarzenia, tak bardzo wydawałoby się od siebie różne i odległe w czasie? Paradoksalnie tak, irańska głowa państwa nie byłaby tak hucznie przyjmowana w Libanie, gdyby nie ów młody szyicki "męczennik" z Tyru i późniejsze setki mu podobnych, którzy przez ostatnie trzy dekady budowali polityczne wpływy Iranu w Kraju Cedrów.

Wizyta prezydenta Iranu doskonale uwidoczniła, jak potężne są to wpływy. Świąteczna atmosfera towarzysząca wizycie, królewskie przyjęcie zgotowane gościowi przez władze i społeczeństwo Libanu, a także sam program podróży - pokazują, jak na naszych oczach zmienia się geopolityczny krajobraz całego Bliskiego Wschodu.

Podróż prezydenta Mahmuda Ahmadineżada do Bejrutu zwróciła przy tym uwagę opinii publicznej na aktywność Hezbollahu oraz jego dominującą rolę w życiu społecznym i politycznym Libanu. Fakt ten, nie wynikający bynajmniej z legitymacji politycznej uzyskanej przez to ugrupowanie w wyborach, odciska swe piętno nie tylko na wewnętrznej sytuacji tego kraju, ale coraz wyraźniej niesie negatywne konsekwencje także dla całego regionu.

Jak to się stało, że w Libanie - kraju, który jeszcze kilka dekad temu był oazą nowoczesności, postępu i liberalizmu społeczno-politycznego w całym świecie muzułmańskim, nosząc nieco patetyczne miano "Perły Lewantu" - dziś najwięcej do powiedzenia mają zwolennicy konserwatywnej wersji islamu szyickiego? Jak to możliwe, że kraj jeszcze pół wieku temu uznawany w Europie za chrześcijański oraz, co ciekawe, za bardziej zachodni (w sensie kulturowym i historycznym) niż wiele z dzisiejszych nowych państw członkowskich Unii Europejskiej, znalazł się w orbicie wpływów irańskiej rewolucji islamskiej?

"Perła Lewantu" zdruzgotana

Aby móc choć w części zrozumieć ten zadziwiający proces, należy cofnąć się do przełomu lat 70. i 80. ubiegłego stulecia. Okresu, który wstrząsnął fundamentami ładu międzynarodowego w całym regionie bliskowschodnim, inicjując szereg procesów i mechanizmów, których efekty odczuwamy do dziś. Czasu, gdy obalano stary ład polityczny nie tylko w Iranie, ale także w Libanie, gdzie krwawa wojna domowa w szokująco brutalny sposób odsłoniła kruchość fundamentów, na jakich zbudowano niegdyś "Perłę Lewantu".

Wojna domowa umożliwiła wielu siłom zewnętrznym wykorzystanie podzielonego Libanu do ich własnych celów, niekoniecznie zgodnych z interesem samego Bejrutu. Jedną z takich sił - jak się dziś okazuje, najskuteczniejszą - była dopiero co proklamowana Islamska Republika Iranu. W Teheranie szybko zorientowano się bowiem, jaki potencjał tkwi we właściwym wykorzystaniu libańskich szyitów. Społeczność ta cieszy się bodaj najbliższymi historycznymi i kulturowymi związkami z Iranem spośród wszystkich szyitów rozsianych po Bliskim Wschodzie, może tylko za wyjątkiem Bahrajnu (onegdaj prowincji perskiej). Już w 1981 roku do szyickich enklaw w Libanie przybyły setki oficerów i instruktorów Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej (Pasdaran), świeżo co sformowanego w Iranie. Utworzyli oni w Dolinie Bekaa na wschodzie kraju całą sieć obozów szkoleniowych i treningowych dla libańskich szyitów.

Dzięki nim w latach 1982-83 powstało kilkadziesiąt paramilitarnych organizacji szyickich, których większość została później wchłonięta przez Hezbollah. Oficjalnie Partia Boga ujawniła się światu w 1985 roku, składając w Bejrucie publiczny hołd i przysięgę na wierność ajatollahowi Ruhollahowi Chomeiniemu, przywódcy rewolucji islamskiej w Iranie. Trudniej byłoby o bardziej przekonujący dowód na rzeczywiste ulokowanie interesów i mocodawców Hezbollahu.

Dziś Hezbollah to potężny ruch społeczno-polityczny, działający niemalże obok oficjalnego państwa libańskiego, dysponujący ponadto strukturą paramilitarną skuteczniejszą i lepiej wyszkoloną niż targana wyznaniowymi i etnicznymi napięciami armia Libanu, co dobrze pokazał przebieg wojny w 2006 roku.

Wielkie pieniądze od wielkiego patrona

Według pobieżnych szacunków na infrastrukturę socjalno-ekonomiczną Hezbollahu składa się m.in. kilkanaście dużych szpitali i przychodni lekarskich, kilka agencji prasowych, stacji radiowych i telewizyjnych, a także banki, sieci telefonii komórkowej, szkoły itp. Nie byłoby to jednak możliwe bez finansowej asysty Irańczyków - od chwili powstania Hezbollah otrzymał z Teheranu na swą działalność łącznie ok. 5,5 mld USD, czyli po ok. 200 mln USD rocznie.

W 2006 roku, tuż po zakończeniu działań wojennych z Izraelem, Hezbollah dzięki swej rozbudowanej sieci struktur terenowych był w stanie jako jedyny - na długo przed działaniami władz w Bejrucie, o społeczności międzynarodowej nie wspominając - wypłacać sowite (idące w tysiące USD) zapomogi każdemu, kogo majątek ucierpiał w izraelskich nalotach. Dosłownie każdemu - nie tylko szyitom, ale też członkom innych społeczności libańskich, w tym chrześcijanom i sunnitom, tradycyjnie nieufnym wobec proirańskigo ugrupowania.

To m.in. właśnie dzięki tej prostej taktyce, odpowiednio wykorzystanej propagandowo, pozycja i znaczenie polityczne Hezbollahu umocniły się jak nigdy dotąd, czyniąc zeń najważniejszą i najsilniejszą strukturę społeczno-polityczną dzisiejszego Libanu. I nie byłoby w tym zapewne nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że celem istnienia i działania Hezbollahu nie jest bynajmniej podtrzymywanie suwerenności, niepodległości i integralności terytorialnej państwa libańskiego.

Marzenia radykałów

Liderzy Partii Boga nie ukrywają, że marzy im się republika islamska, gdzie obowiązywałaby zasada welajat-e fakih, czyli mówiąc w skrócie sprawowanie pełni władzy politycznej przez duchownych. Nie ukrywają też, że ich celem jest wymazanie Izraela z mapy świata i "wyzwolenie" Jerozolimy. I publicznie dają do zrozumienia, że stoją ponad libańskim rządem i libańskim państwem. Nie dziwmy się więc, gdy bojówki Hezbollahu obsadzają międzynarodowe lotnisko w Bejrucie i bezkarnie grożą urzędującemu premierowi kraju aresztowaniem, jak miało to miejsce kilka tygodni temu.

Nie dziwmy się też tym, nielicznym już dzisiaj, libańskim politykom, którzy - jak Samir Geagea, weteran wojny domowej i lider chrześcijańskich Sił Libańskich - nie wahają się publicznie porównywać ostatniej aktywności Hezbollahu do pochodni, przytkniętej do pełnej prochu libańskiej beczki.

Tomasz Otłowski dla Wirtualnej Polski

Autor jest analitykiem w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego. Tezy i opinie zawarte w tekście nie są oficjalnym stanowiskiem BBN, wyrażają jedynie opinie autora.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)