Magister z bazaru
Nasza reporterka w jeden dzień została magistrem Uniwersytetu Łódzkiego. Dyplom kupiła w sobotę na łódzkim targowisku „Górniak”. Za 2,5 tys. zł dostała dokument in blanco, ze zdjęciem, które wcześniej dostarczyła, i z pieczęciami uczelni. Wystarczyło tylko wpisać swoje dane i wybrany kierunek studiów...
04.08.2003 | aktual.: 04.08.2003 10:35
Zdobycie tytułu magistra okazało się dziecinnie proste. – Może coś potrzeba, prawo jazdy, dowodzik… – zagaił mężczyzna w bluzie dresowej, kręcący się po „Górniaku”. Widząc zainteresowanie, zaprosił w zaciszne miejsce.
Handlarz zażądał za dyplom 3,5 tys. zł, ale ostatecznie opuścił o tysiąc. Wziął 500 zł zaliczki i umówił się na następny dzień. Interes – „z rączki do rączki” – został ubity na środku ulicy, w tłumie przechodniów. Fałszerze byli jednak bardzo ostrożni – zewsząd znad gazet naszą reporterkę obserwowały czujne pary oczu. Na odchodne zaprosili do dalszej współpracy: – Polecamy się na przyszłość…
Dyplom wygląda bardzo wiarygodnie. – Nie zwróciłabym uwagi na nic podejrzanego – powiedziała kadrowa w jednym z dużych łódzkich wydawnictw, której pokazaliśmy dyplom. Zażyczyliśmy sobie dokumentu sprzed trzech lat i rzeczywiście papier oprawiony jest w okładkę krakowskiego Starodruku, który po raz ostatni współpracował z Uniwersytetem Łódzkim właśnie w 2000 roku.
– To wykluczone, by skórzana oprawa mogła zginąć u nas. Dyplomy są kilkakrotnie liczone – zapewnia Beata Siwek ze Starodruku Kraków. Jednak fałszywe dyplomy pojawiły się też w ubiegłym roku na krakowskich bazarach.
Według Jadwigi Janik, rzecznika UŁ, wypukłe pieczęcie uczelni na dyplomie są prawdopodobnie fałszywe. – Pieczęć potwierdzającą autentyczność dyplomu mamy tylko jedną, a dostęp do niej mają zaledwie trzy osoby – mówi Jadwiga Janik.
W sąsiedztwie targowiska są komisariat policji i siedziba Prokuratury Łódź Górna. Witold Kozicki, rzecznik KWP, twierdzi, że policja wciąż prowadzi na rynku działania operacyjne. – Nie chodzi jednak o to, żeby zgarnąć pojedynczych handlarzy, lecz tych, którzy stoją za interesem – twierdzi Kozicki. To samo policjanci mówili kilkanaście miesięcy temu, gdy dokładnie w tym samym miejscu nasz reporter kupił prawo jazdy.
(pz)