Magdalena Żuk już wcześniej próbowała sobie zrobić krzywdę? Nie wezwano nawet pomocy
Magdalena Żuk dwa razy wchodziła na dach hotelu, w którym mieszkała w Marsa Alam. Świadkowie twierdzą, że zbliżała się do krawędzi. Nie wezwano jednak do niej lekarza ani karetki. - Nie możemy jednoznacznie stwierdzić czy to była próba samobójcza czy nietypowy spacer - mówi Wirtualnej Polsce Radomir Świderski, rzecznik biura podróży, które organizowało pobyt Magdaleny Żuk w Egipcie.
Jak przyznają świadkowie, którzy przebywali z Magdaleną Żuk w hotelu Three Corners w Marsa Alam, kobieta niemal od początku zachowywała się dziwnie. Z dnia na dzień jej stan się pogarszał, stała się agresywna. W piątek trafiła do szpitala, jednak odmówiła przyjęcia pomocy lekarza. Następnego dnia około szóstej rano dwukrotnie weszła na dach hotelu. – Podchodziła do krawędzi – mówią świadkowie.
- Dwa razy ochroniarze zdejmowali ją z dachu z powodu prób samobójczych. Tak ustaliliśmy – komentuje Maja Plich, detektyw z biura Krzysztofa Rutkowskiego, która w Egipcie zajmowała się sprawa śmierci Polki.
Zobacz, co pracownicy szpitala mówią o ostatnich godzinach życia Magdaleny Żuk:
Próby samobójcze czy nietypowy spacer
To, że Magdalena Żuk dwa razy weszła na dach, potwierdza biuro podróży, w którym wykupiła wycieczkę. - Zarówno na dachu, jak i po sprowadzeniu zachowywała się spokojnie. Nie możemy jednoznacznie stwierdzić czy to była próba samobójcza czy nietypowy spacer – mówi rzecznik biura.
Mimo pogarszającego się stanu zdrowia kobiety i relacji świadków, że podchodziła do krawędzi dachu, nie wezwano pomocy lekarskiej. - Od samego początku pojawienia się nietypowych zachowań pani Magdalena była pod opieką zarówno naszego rezydenta, jak i ochrony hotelowej. Proszę pamiętać, że do Pani Magdaleny wzywano karetkę poprzedniego dnia i odmówiła ona pomocy lekarza, a wiele jej wcześniejszych zachowań w trakcie pobytu w hotelu i jego okolicach chociaż dziwnych, nie zagrażało bezpośrednio jej ani innym osobom – mówi Radomir Świderski.
Jak wynika z relacji biura podróży, "po sprowadzeniu pani Magdy z dachu udała się ona do pokoju i nie wyzwano do niej lekarza ani policji". - Ani przedstawiciele biura podróży, ani też lekarze nie mogą nikogo ubezwłasnowolnić ani też na siłę umieścić w szpitalu psychiatrycznym. Tym bardziej, że najbliższa taka placówka znajdowała się 800 km dalej, w Kairze. Dlatego tak bardzo nam wszystkim zależało na szybkim sprowadzeniu kogoś z rodziny pani Magdy, aby pomóc jej w tej trudnej sytuacji – dodaje rzecznik biura podróży.
Hotel już jej nie przyjął
Po dwukrotnym wejściu na dach rezydent odwiózł Magdalenę Żuk na lotnisko. Z powodu jej złego stanu zdrowia lekarz nie wydał zgody na to, by weszła na pokład samolotu. W związku z tym pracownik biura podróży odwiózł Polkę do hotelu. Tam jednak obsługa nie zgodziła się jej przyjąć. Argumentowano to wcześniejszym wymeldowaniem z hotelu oraz troską o bezpieczeństwo pozostałych gości, ponieważ Magdalena Żuk na lotnisku zachowywała się agresywnie. Polka miała tam jednak opłacony pobyt.
W drugim hotelu, po wstępnym zakwaterowaniu, obsługa odmówiła wydania jej klucza do pokoju. Tłumaczono to kolejnym nietypowym zachowaniem turystki. Po tym, jak Magalena Żuk odmówiła zakwaterowania w trzecim hotelu rezydent odwiózł ją do szpitala, ponieważ jej stan zdrowia się pogorszył. - Była w bardzo złym stanie psychicznym - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Ahmed Shawky, lekarz, który zajmował się Polką. Przyznaje, że jego placówka nie ma narzędzi czy specjalistów, by zajmować się takimi przypadkami. Do dyspozycji miał tylko lekkie środki uspokajające, które podziałały na bardzo krótko.
Kilka godzin później – jak twierdzi pielęgniarka, która była z nią wówczas w pokoju - Polka wyskoczyła z okna. Według wstępnych ustaleń zmarła najprawdopodobniej wskutek odniesionych obrażeń.
Pogrzeb we wtorek
Pochodząca z Bogatyni 27-letnia Polka 25 kwietnia poleciała do kurortu Marsa Alam. Ze względu na pogarszające się samopoczucie trafiła do miejscowego szpitala. Jak wynika z zeznań personelu, Magda Żuk miała wyskoczyć z drugiego piętra. Obrażenia były na tyle poważne, że przewieziono ja do większej, oddalonej o 290 km placówki. Tam w niedzielę zmarła.
W ostatni piątek w Polsce przeprowadzono sekcję zwłok Magdaleny. We wtorek o godz. 15:00 odbędzie się jej pogrzeb.