Maciej Zientarski wybudził się ze śpiączki
Maciej Zientarski wybudził się ze śpiączki farmakologicznej, w której przebywał po wypadku samochodowym w Warszawie. Nadal jednak jest nieświadomy - powiedział przyjaciel rodziny, Jerzy Ciszewski.
Galeria
[
]( http://wiadomosci.wp.pl/wypadek-dwoch-dziennikarzy-w-warszawie-6038675422642817g )[
]( http://wiadomosci.wp.pl/wypadek-dwoch-dziennikarzy-w-warszawie-6038675422642817g )
Wypadek dwóch dziennikarzy w Warszawie
Dziennikarz reaguje na bodźce, otwiera oczy i sprawia wrażenie, że rozpoznaje bliskich, ale może mieć uszkodzony mózg. W najlepszym wypadku wszystkich czynności będzie musiał uczyć się od nowa - mówi informator dziennika.pl.
Prokuratorzy chcą przesłuchać Zientarskiego i ustalić, czy to on kierował autem, będą musieli jednak długo poczekać na rozmowę. Może mieć uszkodzony mózg - powiedział informator dziennika.
Śledztwo w sprawie wypadku prowadzi Prokuratura Rejonowa Warszawa-Mokotów. Jej szefowa Katarzyna Dobrzańska powiedziała, że przesłuchano już świadka, który potwierdził, że widział za kierownicą samochodu Zientarskiego. Tuż po wypadku pojawiały się informacje, że auto mógł prowadzić Zabiega.
Powołany został też biegły z zakresu ruchu drogowego, który ma ustalić prędkość, z jaką jechało ferrari. Policja już wcześniej informowała, że ze wstępnych analiz wynika, iż była ona znacznie wyższa od prędkości dozwolonej na tym odcinku drogi. Pojawiły się także nieoficjalnie informacje, że mogła wynieść ponad 200 km/h.
Prokuratura powierzyła czynności w sprawie wydziałowi ruchu drogowego stołecznej policji. Podstawą śledztwa jest artykuł kodeksu karnego, który stanowi, że kto - naruszając chociażby nieumyślnie zasady bezpieczeństwa w ruchu - powoduje nieumyślnie wypadek, którego następstwem jest śmierć innej osoby, podlega karze więzienia od 6 miesięcy do 8 lat.
Do wypadku doszło 27 lutego br. Rozpędzone ferrari straciło przyczepność na nierówności jezdni i uderzyło w filar wiaduktu na Mokotowie.
Auto nie należało do Zientarskiego. Jak informował m.in. "Dziennik" jego właścicielem był były wiceszef Orlenu Paweł Szymański.
Auto zostało kupione dwa dni przed wypadkiem. Jego właściciel nie miał gdzie go przechowywać, dlatego zostawił auto na posesji dziennikarza. Nie było mowy o testowaniu samochodu- powiedziała Dobrzańska.