Hannah Arendt analizując przed laty zbrodnie Eichmanna wyraziła kontrowersyjny pogląd o banalności zła. Twierdziła, że źródłem zła są nie tyle wielcy zbrodniarze, ale ci, którzy nie reagują, nie sprzeciwiają się, potulnie i posłusznie „robią swoje”. W zbrodniach jednego i drugiego sprawcy najbardziej porażające jest to, że dokonywali ich zwykli obywatele. Obywatele, którzy mieli żony, znajomych, rodzinę, chodzili do Kościoła, jeździli na urlopy. Byli banalni, zwykli, żadnego demonizmu! Nie działali pod wpływem niezwykłych okoliczności i silnych emocji. Ze zbrodni uczynili zwyczajny element dobrze zorganizowanego życia.
Przerażające jest to, że nikt nie przejrzał takiego postępowania, a ci co o nim wiedzieli nie buntowali się, nie reagowali, traktując je jak „naturalne”? „Naturalizacja” zbrodni stanowi najbardziej silną broń przeciw jej wykryciu. Ofiary godzą się z losem, traktując go jako nieuchronny los ofiar.
Można krzyczeć, że ludzie ludziom zgotowali ten los, dziwić się, że niewolnictwo nie jest zjawiskiem, które odeszło w przeszłość, że pokusa czynienia niewolników z jednych przez innych jest stała; ale nie sposób też nie zauważyć, że ci ludzie, zarówno ofiary jak i sprawcy, mają płeć. I że nie jest sprawa przypadku, że ofiarą przemocy jest z reguły kobieta. To kobiety, na całym świecie, są ofiarami nadużyć, niewolnictwa, handlu, gwałtów, instrumentalizacji, wymiany.
Tylko przy takiej płciowo określonej relacji sprawcy i ofiary, zbrodnia może być naturalizowana. Kobiety „należały” zawsze do mężczyzn, stanowiły część jego domostwa, jego dóbr, z których mógł czynić dowolny użytek. Mężczyzna jako mąż i ojciec dysponował pełnią władzy nad domownikami. Ta relacja dominacji mężczyzny nad kobietą związana z faktyczną lub symboliczną przemocą nadal charakteryzuje życie wielu rodzin (jeśli nie wobec żon, to wobec dzieci). Rzadko przybiera tak monstrualne kształty i rzadko pociąga za sobą równie zbrodnicze konsekwencje, ale cały czas jest obecna. Jest wpisana w hierarchiczną strukturę rodziny i patriarchalnej kultury.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski