Łżepospolita
W Polsce nie da się funkcjonować, nie okłamując państwa.
28.08.2006 | aktual.: 28.08.2006 08:48
Własne państwo okłamuje codziennie co trzeci Polak. Kłamiemy, żeby nie klepać biedy, nie mieć kłopotów, szybciej załatwić swoje sprawy, mieć święty spokój czy po prostu nie popaść w obłęd. Kłamiemy, bo ten, kto nie kłamie, nie mógłby w Polsce normalnie żyć. Nic dziwnego, że w badaniu przeprowadzonym przez CBOS w styczniu 2006 r., określającym poziom zaufania obywateli do państwa w 20 krajach, Polacy zajęli przedostatnie miejsce. Mniej od nas ufają swojemu państwu tylko Brazylijczycy.
"Gdyby ktoś co miesiąc kradł ci dwie trzecie twojego dochodu, nie wahałbyś się nazwać go bandytą. A przecież robi to państwo. Różnica między państwem a bandytą polega jedynie na tym, że państwo jest mniej uczciwe - złodziej przynajmniej nie mówi, że cię okrada dla twojego dobra. Dlatego większość obywateli oszukuje państwo w obronie własnej, tak jak oszukuje się bandytę, który nas napada - tłumaczy Chris R. Tame w "Libertarian Alliance". Friedrich Schneider z uniwersytetu w Linzu, badający polską szarą strefę, szacuje, że niemal 30 proc. obywateli RP ukrywa przed państwem swoje rzeczywiste zarobki. A to oznacza, że co trzeci Polak kłamie, żeby nie zostać obrabowanym przez państwo! Statystycznie przyznajemy się do mniej niż połowy swoich pieniędzy. Oficjalnie nasze dochody zwiększają się w tempie 0-1,4 proc. rocznie, tymczasem wydatki rosną niemal trzy razy szybciej.
Pieniądze to tylko jeden z powodów zatajania informacji przed instytucjami państwa i jego urzędnikami. Państwo oplata nas ciasną siecią tak niedorzecznych przepisów, zapisów, nakazów i wymagań, że większość czasu zajmowałoby nam wyłącznie załatwianie urzędowych formalności.
Urzędowa droga przez mękę
Z opublikowanego przez Bank Światowy raportu "Doing Business in 2005" wynika, że obywatele okłamują swoje państwo tym częściej, im więcej ono produkuje urzędników i przepisów. Zgodnie z tym kryterium Polska to jeden z najbardziej nieprzyjaznych własnym obywatelom krajów Unii Europejskiej. Ciągle bliżej nam do Lagos w Nigerii, gdzie zarejestrowanie nieruchomości wymaga spełnienia 21 procedur, zajmuje 274 dni, a oficjalne opłaty to 27 proc. wartości transakcji, niż do Oslo w Norwegii, gdzie na tę samą czynność wystarczy dzień, a jej koszt to zaledwie 2,5 proc. ceny nieruchomości. Prowadzenie biznesu oznacza u nas trzy razy wyższe koszty administracyjne i dwa razy więcej biurokratycznych procedur niż w krajach o wyższym od naszego poziomie PKB.
Liczba urzędników w Polsce ciągle rośnie - ze 140 tys. na początku lat 90. do ponad 370 tys. w 2005 r. Mamy dwa razy więcej urzędników niż słynąca z biurokracji Francja. Nasza administracja publiczna jest przy tym niesprawna, a urzędnicy traktują obywateli jak natrętów przeszkadzających im w piciu kawy. Większość z nas przeraża i zniechęca sama myśl o formalnościach, które trzeba załatwić, i podatkach, jakie trzeba zapłacić, żeby wykonać najprostszą czynność, taką jak objęcie spadku czy kupno bądź sprzedaż mieszkania. Roman Kluska, który zmęczony wojną z urzędem skarbowym zajął się wypasem owiec, mówi, że aby wybudować drewniana oborę, musiał uzyskać pozwolenia od 12 instytucji!
Polscy politycy (oczywiście, nie wszyscy) od lat nie mogą pojąć prostej zależności, którą dawno temu zrozumieli nasi zachodni sąsiedzi: jeśli prawo jest tak skomplikowane, że nie da się go przestrzegać, obywatele działają poza prawem. Żeby zatrudnić w Polsce pracownika, kupić samochód, handlować mięsem na bazarze, sprzedawać piwo, sprzedać albo wynająć mieszkanie, trzeba się postarać o jedno z kilkuset pozwoleń lub 300 koncesji, napisać kilka podań, uiścić opłaty i spędzić niezliczoną ilość czasu w kilku różnych urzędach. A jeszcze trzeba wyrobić pieczątki, sporządzić umowy, ustalić płacę minimalną, przeprowadzić na swój koszt szkolenia BHP, badania lekarskie, zamontować w samochodzie dostawczym kratkę i zdobyć liczne zaświadczenia.
Gdyby bazarowi handlarze, hotelarze, właściciele małych knajpek nie kłamali, musieliby pozamykać swoje interesy. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii - tak jak w USA - firmę zakłada się w kilka minut przez Internet. Formalności związane z prowadzeniem własnej działalności są uproszczone do minimum, biurokracja maksymalnie ograniczona, a składka na obowiązkowe ubezpieczenie społeczne wynosi tylko 2,1 funta tygodniowo.
Eliza Michalik