Łysy Webb

Oto „wróg publiczny numer jeden”, człowiek, który zrobił z naszych ofiary. Ofiary losu. Howard Webb.

Łysy Webb
Źródło zdjęć: © AFP

19.06.2008 | aktual.: 19.06.2008 09:33

We wczesnych latach 80. w środowisku warszawskich punków krążyła legenda o Tycu i Zakresie. Tycu był pierwszym skinem w Polsce, a Zakres – krewkim młodzieńcem, który potrafił rozłożyć na części nawet komandosa. Los zetknął obu na balandze. Lało się wino, grało KSU, a Tycu chciał zrobić z Zakresa skina. Ten okazał się na tyle odporny, że trzeba było zmienić metody. Gdy Zakres odzyskał przytomność w kuchni, pierwszą rzeczą, którą zobaczył, była twarz Tyca. A pierwsze słowa, które usłyszał, brzmiały: „Właśnie zostałeś skinem”.

Właśnie zostałeś sędzią

Obecność Zakresa w tekście o sędzi piłkarskim to efekt dwóch skojarzeń. Howard Webb nie tylko jest łysy jak wczesny Zakres. On przede wszystkim – jak tenże – jest kimś, kim nie chciał być. „Nigdy nie myślałem o karierze sędziego – wyznał kiedyś. – Mój ojciec był arbitrem. Ja wolałem być piłkarzem. Dałem spokój, gdy się okazało, że nic z tego nie będzie. Ojciec wtedy przekonał mnie, że powinienem pójść w jego ślady. Powiedział: »Wisi nad tobą klątwa rodzinna«”.

Słowo „klątwa” brzmiało wtedy zabawnie. Po meczu Austria–Polska, którego arbitrem głównym był Howard Webb, nabrało złowrogiego odcienia. W 92. minucie spotkania brytyjski sędzia podyktował rzut karny dla Austriaków i kilkanaście sekund później było 1:1. Trzy punkty diabli wzięli i nasi stracili szanse na wyjście z grupy. Miliony Polaków znienawidziły łysego arbitra. Za wymyślenie karnego, za odesłanie nas do domu, za nadzieje zamordowane jednym gwizdkiem. W Internecie zaroiło się od niewybrednych żartów, eksperci obwieścili skandal, pojawiły się doniesienia, że rodzina Howarda Webba dostała policyjną obstawę.

Ciąg na kartki

Pytanie o obstawę rozśmiesza Andy’ego Barrsa, nadkomisarza policji w Sheffield. – To nieprawda – mówi nam. – Ani pan Webb, ani jego rodzina nie dostali żadnej ochrony. A co? Pana zdaniem powinni?

Barrs jest przyjacielem Howarda Webba. Bo Webb jest nie tylko sędzią, ale także, a może nawet przede wszystkim, policjantem. Znakomitym policjantem – jak zapewnia Barrs. – Świetnie się z nim pracuje, jest spokojny, pewny siebie, dobrze żyje z mieszkańcami. Także z Polakami – zastrzega nadkomisarz. Widział karnego, ale nie chce go komentować. – Howard to świetny arbiter, jeden z najbardziej szanowanych w Anglii. Jestem pewien, że podjął decyzję o karnym tylko dlatego, że uznał ją za słuszną. I tak macie szczęście. Anglia w ogóle nie gra na tych mistrzostwach.

Barrs przy okazji dementuje dwa inne mity o Webbie: że jest stronniczy i że po każdym kontrowersyjnym meczu koledzy wieszają na jego szafce nagłówki z prasy. – Niczego nie wieszamy. I nie jest stronniczy, choć bywa stanowczy. Gdy trzeba, nie żałuje kartek. W 2007 roku między 17 lutego a 17 marca pokazał aż pięć czerwonych kartek. Siedem lat temu w jednym ze spotkań w ciągu 15 minut wyrzucił dwóch piłkarzy i podyktował dwa karne. W 2006, sędziując mecz Fulham–Arsenal, rozdał 11 kartek. Podczas ostatnich młodzieżowych mistrzostw świata pokazał czerwony kartonik Krzysztofowi Królowi. Polacy puścili mu to płazem, bo nasi i tak wygrali wtedy z Brazylią.

Bramkarz broni

Teraz nie ma zmiłuj. Trener, piłkarze, kibice, eksperci – nikt nie ma wątpliwości, że Webb nas skrzywdził. No, prawie nikt.

– Nie rozumiem tego zamieszania – mówi Jan Tomaszewski (wiadomo kto, który wiadomo kiedy zatrzymał wiadomo kogo wiadomo gdzie). – Lewandowski ściągał Austriaka do parteru. Takie rzeczy w polu karnym to codzienność, ale robi się je tylko wtedy, kiedy sędzia nie widzi. Webb powinien stracić licencję, ale za inne karygodne błędy, które popełnił w meczu: za to, że nie podyktował karnego po faulu Golańskiego, i za to, że uznał bramkę strzeloną po akcji z metrowym spalonym.

– Spodziewam się wielu emocji – powiedział Webb w wywiadzie przed Euro 2008. – Nam na pewno też się dostanie.

Prorocze słowa. Brytyjski sędzia poczuł siłę polskiego gniewu. W 92. minucie wszyscy zdali się zapomnieć, że Austria powinna była wygrać ten mecz 6:0, że biało‑czerwoni grali jak beniaminek okręgówki i że znów okazało się, że nie ma zespołu. I wyszło na to, że Polska nie zostanie mistrzem Europy przez jeden głupi gwizdek sędziego.

Rafał Kostrzyński

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)