Łukasz Warzecha odpowiada Jackowi Żakowskiemu: UE nie jest żadnym bytem idealnym
Jackowi Żakowskiemu nie mieści się w głowie, że euroentuzjastyczna i federalistyczna wizja UE, budowanej pod dyktando Berlina i Paryża nie jest już jedyną możliwą. Nie dostrzega, że rozjazd pomiędzy opinią publiczną a księżycowymi wyobrażeniami biurokratów, siedzących w swoich wieżach z kości słoniowej w brukselskiej dzielnicy europejskiej, sięgnął zenitu. Tak naprawdę to nie Polska jest dziś na cenzurowanym, tylko Jean-Claude Juncker, Donald Tusk, Angela Merkel - nawet jeżeli jeszcze tego nie dostrzegli - pisze Łukasz Warzecha w polemice z Jackiem Żakowskim.
Jackowi Żakowskiemu nie mieści się w głowie, że euroentuzjastyczna i federalistyczna wizja UE, budowanej pod dyktando Berlina i Paryża nie jest już jedyną możliwą. Nie dostrzega, że rozjazd pomiędzy opinią publiczną a księżycowymi wyobrażeniami biurokratów, siedzących w swoich wieżach z kości słoniowej w brukselskiej dzielnicy europejskiej, sięgnął zenitu. Tak naprawdę to nie Polska jest dziś na cenzurowanym, tylko Jean-Claude Juncker, Donald Tusk, Angela Merkel - nawet jeżeli jeszcze tego nie dostrzegli - pisze Łukasz Warzecha w polemice z Jackiem Żakowskim dla Wirtualnej Polski.
Przeczytaj felieton Jacka Żakowskiego -Polska idzie do dentysty
Argumenty Jacka Żakowskiego zaczynają coraz bardziej przypominać te, które wysuwa Róża Thun. Oto bowiem, pisząc o oczekiwanym dzisiaj stanowisku Komisji Europejskiej, stworzył Żakowski zgoła fantastyczny obraz Unii Europejskiej oraz fantastyczny obraz konsekwencji naszego sporu z jej gremiami decyzyjnymi.
Dla fanatycznych euroentuzjastów UE to byt idealny, pozostający politycznym monolitem, który łaskawie dopuścił nas do członkostwa i ma prawo z boskich wyżyn swojego idealnego bytowania oceniać, czy jesteśmy grzecznymi dziećmi i czy dobrze się sprawujemy, a jeśli nie - da nam po łapkach albo nawet, jak straszy Żakowski, zabierze pieniądze i ostatecznie wypluje. W wizji Żakowskiego istnieje niepodzielny, demokratyczny, idealny byt - Unia - w którym nie ma osobnych interesów Niemiec, Francji, Włoch, Wielkiej Brytanii i innych ani też aparatu biurokratycznego z własnymi potrzebami. Do tego bytu dokooptowano małych i głupszych - kraje Europy Środkowej - które powinny z rozdziawionymi w niemym podziwie gębami potulnie, jak objawienie, przyjmować prawdy głoszone przez ową mityczną "Unię" jako całość.
To oczywiście bzdura i od tego trzeba zacząć rozmontowywanie wizji Żakowskiego. UE nie jest żadnym bytem idealnym. To po prostu struktura prawna i instytucjonalna, w której ścierają się różne interesy i której organy decyzyjne - a więc przede wszystkim Komisja Europejska, nieposiadająca żadnego demokratycznego mandatu, za to wielką siłę - nie działają w próżni politycznej, ale podlegają naciskom, sugestiom, lobbingowi. Wewnątrz UE ścierają się rozmaite wektory interesów, bo istnieje nie tylko interes państw członkowskich, ale też europejskiej biurokracji, który od czasu do czasu polega na tym, żeby przypomnieć słabszym członkom o swojej sile. Tylko słabszym, bo już nie mocniejszym - by wspomnieć choćby, jak Niemcy swego czasu notorycznie łamały europejski pakt stabilizacyjny, nie ponosząc z tego powodu żadnych konsekwencji.
Są też interesy lobbystów, interesy poszczególnych gospodarek, centrów finansowych. Jasne jest, że państwo, które do tej pory nie sprawiało kłopotów - czytaj: potulnie funkcjonowało na zasadzie peryferii, które można dość łatwo wykorzystywać - a teraz domaga się dla siebie ważniejszego miejsca, wzbudzi niezadowolenie. Nie dlatego - jak twierdzi Żakowski - że naruszyło jakieś mityczne standardy, ale dlatego, że naruszyło konkretne interesy. W takiej właśnie sytuacji jest Polska. Oczywiście rząd daje łatwy pretekst, aby się go czepiać i za to należy go krytykować. Ale tylko za to.
Standardy są, jako się rzekło, mityczne. Nie ma tu mowy o równym ich stosowaniu. We Francji od dawna mają miejsce incydenty antysemickie - nie wypisywanie na murach brzydkich haseł, ale znacznie poważniejsze, takie jak wzięcie zakładników przez uzbrojonego zamachowca w koszernym supermarkecie w Port de Vincennes w styczniu 2015 roku czy atak nożownika na żydów wychodzących z synagogi w październiku tego samego roku. Żydowskie miejsca kultu czy spotkań są we Francji rutynowo pilnowane przez uzbrojonych żołnierzy lub żandarmów. Czy zainteresowała się tą sytuacją Komisja Europejska?
Kiedy w 2010 roku prezydent Francji Nicolas Sarkozy podjął decyzję o usuwaniu nielegalnych cygańskich obozowisk przez policję (zresztą jak najbardziej słuszną), skończyło się na oburzeniu ówczesnej komisarz Viviane Reading i rezolucji Parlamentu Europejskiego. Francja była zbyt mocna w UE, żeby potraktować ją tak jak Węgry czy dzisiaj Polskę.
W Niemczech pogwałcona została wolność mediów, które przez kilka dni nie informowały o atakach muzułmanów na kobiety w Kolonii i innych miastach. Gdzie była Komisja Europejska?
W Szwecji wolność słowa jest fikcją. Kodeks karny zakreśla obszar "mowy nienawiści" tak szeroko, że dyskusja o kryzysie imigracyjnym jest praktycznie niemożliwa. Gdzie Komisja?
Nie warto nawet wspominać o tak groteskowych przykładach podeptania woli wyborców jak wymuszenie na Irlandii dwukrotnego głosowania w sprawie traktatu lizbońskiego, gdy pierwszy wynik nie spełnił oczekiwań Berlina i Paryża.
UE nie jest bytem idealnym. Ujmuje tylko w karby prawa i instytucji normalne mechanizmy polityki międzynarodowej, w której silniejszy stara się narzucić swoją wolę słabszym. Ten silniejszy reaguje, czasami nerwowo, kiedy słabszy dokonuje emancypacji. A Polska to właśnie robi: stara się emancypować.
Nie ma też u Żakowskiego miejsca na środkowoeuropejską wizję Unii. Żakowski pisze, że jeśli dojdzie do brexitu, państwa "starej" Unii zechcą zacieśnić integrację, a Europa Środkowa stanie się dla nich balastem. Można spytać: a dlaczego nie odwrócić tego rozumowania? Dlaczego nie uznać, że depozytariuszami prawdziwej, oryginalnej wizji UE są właśnie państwa Europy Środkowej i Wielka Brytania, a nie sklerotyczne kraje "starej" Unii, które na wszystkie problemy integracji mają tylko jedną receptę: więcej integracji?
Żakowski popada zresztą w sprzeczność, najpierw stwierdzając, że Unia nie jest wobec nas organizmem zewnętrznym, a następnie przechodząc do porządku dziennego nad stwierdzeniem, że jej kształt ma być tworzony wedle życzeń rządów holenderskiego, niemieckiego, francuskiego - a nie polskiego, słowackiego, węgierskiego, czeskiego. Otóż na tym właśnie polega zmiana w sytuacji UE, której Żakowski wydaje się nie dostrzegać, że tak wcale już być nie musi. Pod tym względem jesteśmy w momencie zwrotnym i decydującym. Ogromną rolę odegra brytyjskie referendum. Zastanawiające, że właśnie przed nim Komisja Europejska wykonuje ruchy, które wzmacniają obóz wzywający do wyprowadzenia Wielkiej Brytanii z UE. Trudno bowiem inaczej interpretować propozycję finansowych kar za nieprzyjmowanie uchodźców (choć Londyn pozostaje poza reżimem dublińskim) albo nacisk na Polskę.
Nie jest prawdą, jak pisze Żakowski, że "Unia" (a tak naprawdę KE) może wstrzymać transfery finansowe do Polski w następstwie procedury kontroli demokracji. Nie może. Opcją radykalną w ostatnim etapie procedury kontroli praworządności jest zawieszenie prawa głosu danego państwa w Radzie UE, przy czym do tego potrzebna jest zarówno zgoda Parlamentu Europejskiego, jak i wszystkich pozostałych członków Unii, co jest oczywiście nieprawdo-podobne. Chciałbym tylko wierzyć, że Żakowski pisze o wstrzymaniu pieniędzy ze zwykłej niewiedzy, a nie, że najzwyczajniej kłamie.
Żakowski i jemu podobni mentalnie tkwią w świecie starych porządków, gdzie miejsce Polski było w przedpokoju Bundeskanzlersamtu, skąd lataliśmy na posyłki. Nie mieści mu się w głowie, że euroentuzjastyczna i federalistyczna wizja UE, budowanej pod dyktando Berlina i Paryża nie jest już jedyną możliwą. Nie dostrzega, że rozjazd pomiędzy opinią publiczną a księżycowymi wyobrażeniami biurokratów, siedzących w swoich wieżach z kości słoniowej w brukselskiej dzielnicy europejskiej, sięgnął zenitu. Tak naprawdę to nie Polska jest dziś na cenzurowanym, tylko Jean-Claude Juncker, Donald Tusk, Angela Merkel - nawet jeżeli jeszcze tego nie dostrzegli. Wreszcie - co najważniejsze - odmawia Żakowski uznania faktu, że tak zwana wojna o Trybunał Konstytucyjny nie jest żadną wojną o trybunał, ale walką o miejsce Polski w porządku UE, zaś sprawa polskiego sądu konstytucyjnego jest tu tylko pretekstem.
Mogę polecić Żakowskiemu znakomity raport, opracowany wspólnie przez polski Instytut Wolności i brytyjski think-tank Open Europe, zaprezentowany niedawno w Warszawie w obecności ministra Konrada Szymańskiego i ambasadora Zjednoczonego Królestwa Jonathana Knotta. Raport mówi o polsko-brytyjskiej wizji UE i podkreśla, że aby Unię utrzymać, trzeba zacząć myśleć inaczej niż dotąd. Przede wszystkim zaś trzeba zrezygnować z mantry unijnych elit, że lekarstwem na kłopoty jest więcej integracji.
Jak czytamy w konkluzji wspomnianego wyżej raportu: "Jeśli Unia Europejska nie zajmie się problemem kryzysu legitymacji demokratycznej, to nie będzie w stanie wyjść z pozostałych kryzysów: gospodarczego i społecznego, których doświadcza. [...] Powstanie elastycznej, 'wielowymiarowej' Unii Europejskiej jest nadzieją na pogodzenie w ramach europejskiej współpracy narodowych suwerenności z demokratycznym krajowym przyzwoleniem".
To jedyna droga do uratowania UE. Droga, którą wskazują Żakowski, Thun i inni jest drogą ku przepaści.
Łukasz Warzecha dla Wirtualnej Polski