PolitykaŁukasz Warzecha: gwałtownie spada poparcie dla Tuska

Łukasz Warzecha: gwałtownie spada poparcie dla Tuska

Nie jest już żadną rewelacją, że trwałe niegdyś i niemożliwe do zdarcia poparcie dla Donalda Tuska uległo daleko idącej erozji. Widać to nie tylko w stale się pogarszających notowaniach Tuska jako premiera, ale także w kolejnych sondażach zaufania, będących w istocie sondażami sympatii do danego polityka. Niedawno lider PO spadł w nich na piąte miejsce, daleko po pierwszym w tych notowaniach Bronisławie Komorowskim - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Łukasz Warzecha, publicysta "Faktu".

06.04.2012 13:03

Przeczytaj też: komentarz Piotra Gabryela - Rekordowy spadek poparcia dla Platformy

To premier był przez długi czas lokomotywą, napędzającą poparcie dla swojej partii, a także dla rządu. To się skończyło. W grupie najbardziej wpływowych działaczy PO coraz wyraźniejsze jest poczucie, że Tusk jest dla swojej formacji bardziej obciążeniem niż atutem. To oczywiście nie oznacza natychmiastowego buntu czy puczu. Do tego muszą być sprzyjające okoliczności, a Tusk doskonale trzyma swoją partię w karbach. Jednak takie, a nie inne wyniki sondaży byłyby dla puczystów poważnym argumentem.

Ciekawie wygląda notowanie poparcia dla partii politycznych. W najnowszym sondażu różnica pomiędzy PiS a PO zmalała do dwóch punktów, czyli jest gdzieś na granicy błędu statystycznego. Można zaryzykować stwierdzenie, że tak jak przez długi czas Platforma była silna słabością swoich głównych krytyków, tak dziś oni stają się silni jej słabością. Bo przecież to nie oszałamiający wzrost notowań dla PiS, ale bardzo wyraźny spadek poparcia dla partii rządzącej tak zbliżył do siebie poparcie dla obu ugrupowań.

Przeczytaj też: omówienie wyników sondażu - Sensacyjny sondaż - tylko 2% poparcia dzieli PO i PiS!

Owszem, PiS się umocnił. Od kilku tygodni oscyluje wokół 25%, podczas gdy jakiś czas temu zdarzały mu się notowania na poziomie niecałych 20%. To wzrost, ale zapewne bliski granicy nasycenia, którą wyznacza poziom nieufności. To nie wybory prezydenckie, gdzie trzeba się godzić na mniejsze zło i wybierać pomiędzy dwoma kandydatami. Możliwe oczywiście, że wśród popierających Prawo i Sprawiedliwość są osoby, które wróciły po okresie powyborczego zniechęcenia porażką partii Jarosława Kaczyńskiego, skłonione do tego fatalnym sposobem, w jaki władzę sprawuje PO. Lecz PiS nie ma w sobie dynamiki ani poloru nowości, który sprawiłby, że mógłby wystrzelić i prześcignąć Platformę. Może jej natomiast bardzo skutecznie deptać po piętach.

Kto zatem zyskuje? Oczywiście Ruch Palikota, który powolutku posuwa się w górę i toczy z SLD bardzo wyrównany bój o pierwszeństwo na lewicy - zresztą bardzo ciekawy, zwłaszcza jako starcie liderów, ostatnio w kwestii rzekomych więzień CIA. Kto ostatecznie okaże się bardziej pociągający: podstarzały, ale wciąż sprawny przywódca tradycyjnej lewicy czy wielokrotnie zmieniający fronty błaznujący lider o niejasnych poglądach, epatujący pretensjonalnym antyklerykalizmem?

Interesujący jest jeszcze jeden wskaźnik, będący uzupełnieniem właściwego sondażu. Z badania na badanie rośnie liczba osób, które deklarują, że nie zamierzają głosować. To typowy przejaw spadku zaufania do polityków w ogóle i uznania, że nie ma wśród nich nikogo godnego zaufania. Na odejściu tych wyborców nikt nie zyskuje, ale traci przede wszystkim PO, która dzięki odniosła zwycięstwo zwłaszcza w roku 2007, a także w 2011, właśnie dzięki ludziom, których na ogół trudno przyciągnąć do polityki. Oni też najszybciej się zniechęcają. Nie jest oczywiście powiedziane, że gdyby wybory odbyły się już teraz, wszystkie te osoby faktycznie nie poszłyby głosować. Tym bardziej nie wiemy, jak zmieni się ich stosunek do sytuacji politycznej, gdyby wybory miały się odbyć dopiero w ustawowym terminie za prawie cztery lata.

Ciekawie wreszcie przedstawia się sytuacja prezydenta. Bronisław Komorowski czerpie premię za nadzwyczajną przychylność wielu mediów, które za wiele podobnych zachowań rozwalcowałyby jego poprzednika, a także za samą pozycję głowy państwa, która w Polsce trochę przypomina pozycję ministra spraw zagranicznych: skutków jego działań Polacy bezpośrednio nie odczuwają, może się ładnie pokazywać, pozować do zdjęć, brylować na świecie i od czasu do czasu zabierać głos w tonie zdystansowanego mędrca. Jednak nawet oceny prezydenta lekko się obniżają, co wynika z opisanego wyżej spadku zaufania do polityków w ogóle. Możliwe również, że wyborcy obarczają Bronisława Komorowskiego - wciąż uważanego (słusznie) za część obozu Platformy - za częściowo winnego złej sytuacji.

Politycy PO spoglądają na badania zapewne z niepokojem, ale też z kojącą świadomością, że na razie nie ma powodu do przedterminowych wyborów i że jest czas, aby naprawić sytuację. Przyjdzie jednak moment progowy, gdy spece od politycznego piaru powiedzą: "Notowania są tak kiepskie, że jeżeli nie zaczniemy ich naprawiać natychmiast, możemy nie zdążyć tego zrobić przed wyborami". I wtedy przed Platformą stanie podstawowe pytanie: czy da się to zrobić z wciąż tym samym liderem?

Łukasz Warzecha, publicysta "Faktu" specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)