PublicystykaŁukasz Warzecha: Gierki konstytucyjne PiS-u z prezydentem

Łukasz Warzecha: Gierki konstytucyjne PiS‑u z prezydentem

Warto dyskutować o konstytucji zmianie. Tyle że nowa może nosić dokładnie tę samą wadę co ustawa zasadnicza z roku 1997: być wynikiem bieżących politycznych potrzeb.

Łukasz Warzecha: Gierki konstytucyjne PiS-u z prezydentem
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński
Łukasz Warzecha

Obecną polską konstytucję zaczynano pisać pod kierownictwem między innymi Aleksandra Kwaśniewskiego przeciwko prezydentowi Lechowi Wałęsie, po czym – po zwycięstwie Kwaśniewskiego nad Wałęsą w wyborach prezydenckich w 1995 roku – na chybcika dostosowywano ją do nowej sytuacji politycznej. Ślady tych operacji pozostały w ustawie zasadniczej i między innymi dlatego jest ona kiepskiej jakości. Warto dyskutować o jej zmianie. Tyle że nowa konstytucja może nosić dokładnie tę samą wadę: być wynikiem bieżących politycznych potrzeb.

Grę wokół konstytucji rozpoczął prezydent Andrzej Duda, ogłaszając 3 maja 2017 roku, że referendum w sprawie zmiany ustawy zasadniczej powinno się odbyć w tym roku w okolicach setnej rocznicy odzyskania niepodległości. To był pomysł powstały w kręgu najbardziej zaufanych współpracowników prezydenta i trzymany w głębokiej tajemnicy nawet przed ówczesnym rzecznikiem głowy państwa, Markiem Magierowskim, co było zresztą jedną z przyczyn jego rezygnacji. Przed wetami prezydenta w sprawie ustaw sądowych z lipca ubiegłego roku, stanowił najwyraźniejszą próbę zaznaczenia swojej niezależności wobec PiS. Politycy partii rządzącej byli nieprzyjemnie zaskoczeni i natychmiast zaczęli się od planów prezydenta dystansować.

Prezydent ryzykuje, że "jego" referendum będzie klapą

Dziś widać, że ta strategia przynosi owoce: debata o zmianie konstytucji pozostaje zabawą elit i jest to w dużej mierze skutek braku jakiegokolwiek wsparcia dla koncepcji prezydenta ze strony PiS i rządu. Owszem, współpracownicy Andrzeja Dudy jeżdżą po kraju i odbywają debaty – w teorii otwarte dla każdego – ale ich uczestnikami są na ogół lokalni działacze PiS, samorządowcy, względnie obywatelscy aktywiści. Do dziś Kancelaria Prezydenta nie uruchomiła portalu, gromadzącego głosy obywateli i informującego ich o tym, że w ogóle jest mowa o zmianie ustawy zasadniczej. Świadomości, że jest taki pomysł, nie ma zapewne zdecydowana większość Polaków. Prezydent ryzykuje, że "jego" referendum okaże się klapą podobną jak referendum Bronisława Komorowskiego, którego ogłoszeniem usiłował ratować się po pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2015 roku.

Brak wsparcia PiS dla prezydenta w kwestii zmiany konstytucji nietrudno wytłumaczyć. Po pierwsze – PiS nie jest zainteresowanie wzmacnianiem Andrzeja Dudy poprzez sukces jego autorskiego przedsięwzięcia. Po drugie – prezydent wielokrotnie deklarował, że chciałby przesunięcia modelu konstytucyjnego w stronę właśnie głowy państwa i zapewne tego dotyczyłoby jedno z pytań w ewentualnym referendum.
Byłoby to zresztą spójne z projektem konstytucji PiS z 2010 roku (którego próżno dzisiaj szukać na stronach Prawa i Sprawiedliwości).

Projekt ten nie przewidywał co prawda ustroju stricte prezydenckiego (istnieje w nim premier i Rada Ministrów), ale znacząco wzmacniał pozycję prezydenta. To właśnie głowa państwa, a nie Sejm i Senat, jak w konstytucji z 1997 roku, jest w nim wymieniony jako pierwszy organ władzy w Rzeczpospolitej, zaś pierwszy punkt z listy kompetencji prezydenta brzmi: „[prezydent] określa i ogłasza, w porozumieniu z Radą Ministrów, strategiczne kierunki polityki państwa”. W obecnej konstytucji takiego zapisu, czyniącego z prezydenta głównego politycznego stratega państwa polskiego, nie ma.

Prezydent stawia na otwartość, PiS na konsultacje w wąskim gronie

Do ogłoszenia referendum konsultacyjnego w sprawie konstytucji prezydent potrzebuje zgody Senatu. Trudno sobie jednak wyobrazić, żeby Senat, zdominowany przez PiS, tej zgody nie udzielił – tak otwarty konflikt z głową państwa w sprawie, oficjalnie ważnej również dla PiS, nie wchodzi w grę. W zamian partia postanowiła choćby częściowo przejąć inicjatywę poprzez zorganizowanie własnej ankiety konstytucyjnej.

Co ciekawe, o ile prezydent postawił na otwarte spotkania z obywatelami, to ugrupowanie rządzące, mimo całej swojej deklarowanej anty elitarności zorganizowało rodzaj szczegółowego sondażu jedynie wśród naukowców, rozsyłając w zeszłym roku obszerną ankietę do pracowników wydziałów prawa w całej Polsce. Członek Trybunału Stanu i były senator PiS, prawnik Piotr Andrzejewski tak wyjaśniał sens ankiety: "Ma ona charakter konsultacyjny, nawiązujący do tradycji II Rzeczpospolitej i pierwszej ankiety, którą stworzyliśmy w Senacie, tworząc projekt senacki konstytucji dla III Rzeczpospolitej w trakcie pierwszej kadencji Senatu".

Zdaje się jednak, że ankieta – choć na prezentacji jej wyników pojawiła się część spośród najważniejszych osób w państwie, w tym premier, wicepremierzy Beata Szydło i Piotr Gliński, marszałkowie Sejmu i Senatu – nie okazała się szczególnym sukcesem. Ostatecznie okazało się, że wypełniło ją zaledwie kilkanaścioro ekspertów na ponad sto poproszonych o to osób, i to mimo, że przysługiwało za to wynagrodzenie w wysokości około 2 tys. złotych.

Prezentując wyniki badania, prof. Anna Łabno – jedna z autorek projektu ankiety – zaznaczała, że ekspertom bliższy był model kanclerski niż prezydencki. Komentując prezentację ankiety, rzecznik głowy państwa Krzysztof Łapiński stwierdził uprzejmie, że Andrzeja Dudę cieszą wszystkie inicjatywy, dotyczące zmiany ustawy zasadniczej. Czytaj: "Róbcie sobie swoje ankiety, a ja będę i tak działał, jak chcę". Za tydzień odbędzie się prezydencka debata o konstytucji z ekspertami i samorządowcami.

Konstytucja z rysem socjalnym

Wygląda więc na to, że rozpoczyna się coś w rodzaju zimnej wojny pomiędzy ośrodkiem prezydenckim i partyjnym o ewentualną nową ustawę zasadniczą. Rzecz jasna, może to być jedynie dzielenie skóry na niedźwiedziu, bo przecież PiS nie ma dzisiaj większości konstytucyjnej i wcale mieć jej nie musi w przyszłym Sejmie. Co oczywiście nie znaczy, że konstytucji nie da się zmienić, ale gdyby dla tych zmian potrzebne było porozumienie z innymi ugrupowaniami, nie będą one już projektowane jedynie przez PiS i prezydenta.

Co ciekawe, oba ośrodki – partyjny i prezydencki – wydają się zgodne co do modelu społecznego, który chciałyby zawrzeć w konstytucji. A byłby to niestety model mocno socjalny. Prezydent wspominał niejednokrotnie choćby o tym, że w ustawie zasadniczej powinien być zapisany wiek emerytalny, co – wobec niepewnej i zmiennej sytuacji finansowej oraz demograficznej – byłoby niezwykle groźne. Z kolei prof. Łabno, przedstawiając wyniki ankiety PiS, stwierdziła, że "tylko w jednym przypadku pojawił się pogląd, że w konstytucji należałoby umieścić dodatkowy rozdział poświęcony zasadom ustroju gospodarczego. W pozostałych pracach ankietowych taki pogląd się nie pojawił, aczkolwiek były przedłożone uwagi dotyczą-ce prawa własności".

PiS jest partią socjaldemokratyczną, zdecydowanie lewicową, gdy idzie o sprawy społeczne i ekonomiczne, można się więc spodziewać, że zwolennicy wolnego rynku nie byliby usatysfakcjonowani ani propozycjami prezydenta, ani Prawa i Sprawiedliwości. Najlepiej widać to na przykładzie potraktowania prawa własności. Jakkolwiek obecna ustawa zasadnicza posługuje się absurdalnym pojęciem "społecznej gospodarki rynkowej" i zawiera rozdęte zapisy o prawach socjalnych, to jednak o własności mówi w sposób dość stanowczy w artykule 64.:

1. Każdy ma prawo do własności, innych praw majątkowych oraz prawo dziedziczenia.
2. Własność, inne prawa majątkowe oraz prawo dziedziczenia podlegają równej dla wszystkich ochronie prawnej.
3. Własność może być ograniczona tylko w drodze ustawy i tylko w zakresie, w jakim nie narusza ona istoty prawa własności.

Porównajmy ten zapis z odpowiednim fragmentem konstytucji PiS z 2010 roku:

1. Każdy ma prawo do własności oraz prawo dziedziczenia.
2. Własność zobowiązuje. Korzystanie z niej nie może szkodzić dobru wspólnemu ani prawnie chronionym dobrom innych osób.
3. Wywłaszczenie jest dopuszczalne wyłącznie na ważny cel publiczny i za słusznym odszkodowaniem.

Jak widać, PiS już osiem lat temu relatywizowało prawo własności, przeciwstawiając je enigmatycznemu „dobru wspólnemu”. Jeśli więc konstytucja w ogóle się zmieni, a decydujący głos będą tu mieć Andrzej Duda i partia Jarosława Kaczyńskiego, możemy założyć, że w kwestii wolności gospodarczej i prawa własności zrobimy krok w tył nawet wobec ustawy zasadniczej z 1997 – ku Peerelowi.

Łukasz Warzecha dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
Andrzej Dudapiskonstytucja rp
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)