PublicystykaŁukasz Jankowski: "W polityce głupie słowo boli szczególnie mocno" (Opinia)

Łukasz Jankowski: "W polityce głupie słowo boli szczególnie mocno" (Opinia)

Rzeczywisty ciężar debaty publicznej po obchodach 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej nie koncentrował się na merytorycznych aspektach uroczystości ani na ich międzynarodowym wydźwięku. Skupiono się na rywalizacji między rządem a opozycją i tym, kto lepiej opowie swoją wersję historii.

Łukasz Jankowski: "W polityce głupie słowo boli szczególnie mocno" (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Adam Warżawa
Łukasz Jankowski

W czasach, kiedy spór polityczny nie bierze jeńców, także uroczystości 1 września stały się polem walki. Walki o charakterze już nieomal aksjologicznym, gdzie jedna Polska coraz trudniej znajduje punkty styczne z tą drugą. W takiej wojnie każdy fałszywy krok może oznaczać przegraną bitwę. Ze strony opozycji głównym politykiem walczącym z rządową narracją o II wojnie światowej została Aleksandra Dulkiewicz.

Prezydent Gdańska od miesięcy toczy z rządem spór o kształt prowadzenia polityki historycznej, nie tylko na terenie Westerplatte, nie tylko na terenie Gdańska, ale także w wymiarze ogólnopolskim. Podstawą sporu jest postulat, aby tradycyjną polską pamięć o charakterze martyrologicznym, opartą na faktach, na badaniu dokumentów i innych źródeł historycznych, zastąpić nowocześnie pojmowaną pamięcią, gdzie niemalże wszystko jest dyskursywne i możliwe do plastycznego uformowania w zależność od konkretnych potrzeb.

"Świętowanie" w Gdańsku

Czym ma być nowe pojmowanie historii najbarwniej ujął wiceprezydent Gdańska, mówiąc, że powodem wybuchu II wojny światowej było "złe słowo wypowiedziane przez Polaka do przedstawiciela innego narodu”. Co prawda następnie Piotr Grzelak za swoja wypowiedź przeprosił, ale niesmak pozostał.

Zobacz także: 1 września. Andrzej Duda przestrzega świat o powrocie do tendencji imperialistycznych

Nie mniejszy niesmak pozostał również po niedzielnych obchodach zorganizowanych nad Zatoką Gdańską. Te uroczystości, czy, jakby to powiedziała sama prezydent Dulkiewicz, "świętowanie", miały pokazać, że obok narracji rządowej jest w Polsce jeszcze inna, liberalna, tolerancyjna, a przede wszystkim "europejska". Zaproszenie ważnych międzynarodowych gości, zapewniona przychylności największych mediów, także tych zagranicznych, oraz symboliczne miejsce miały dać szansę na stworzenie zauważalnej alternatywy dla rządowych obchodów w Warszawie. Cóż mogłoby pójść źle?

"Egzotyczni goście"

Jednak natura działalności publicznej jest taka, że jednym nieuważnym słowem można zniweczyć wielotygodniowe przygotowania i najbardziej nawet misternie strategie. Siłę tej prostej tezy z całą mocą poczuła prezydent Gdańska, która w czasie dyskusji, chwaląc zmiany, jakie zaszył w Polsce po '89 roku, nazwała burmistrza Londynu oraz sekretarz stanu landu Berlin "egzotycznymi gośćmi".

Wydawałoby się dwa niewinne słowa, za które pani prezydent od razu przeprosiła, goście zapewniali, że nie czują się urażeni. Ale wiele to zmieniło w odbiorze publicznym. W polityce jedno słowo może być tym ostatnim, zwłaszcza kiedy drastycznie kontrastuje od deklarowanych postaw ideowych. Właśnie dlatego słowa Aleksandry Dulkiewicz o "egzotycznych gościach” mogą być dla wschodzącej gwiazdy opozycji politycznie bardzo kosztowne.

Zniweczyła plan

Prezydent Gdańska weszła do polityki krajowej z wizerunkiem polityka doskonale poruszającego się na europejskich salonach, niezwykle wyczulonego na kwestię poprawności politycznej, walczącego o europejskie standardy w debacie publicznej, o niwelowanie wykluczeń, przede wszystkie ze względu na pochodzenie czy kolor skóry. Dlatego wypowiedź z 1 września jest dla prezydent Aleksandry Dulkiewicz jako polityka bardzo kłopotliwa. Słowa o "egzotycznych gościach" przez długie lata będą wracać, kiedy tylko obecna włodarz Gdańska postanowi skrytykować kogoś za używanie niewłaściwego języka.

Co nie mniej ważne, niefortunne dwa słowa pani prezydent w znacznym stopniu zniweczyły polityczne zyski, jakie mogły płynąć z gdańskich obchodów. Opinia publiczna już nie postrzegała debaty europejskich samorządowców jako alternatywy do obchodów w Warszawie, gdzie padały ważne słowa z ust prezydentów Polski i Niemiec oraz wiceprezydenta USA, tylko jako miejsce wpadki istotnego polityka opozycji.

Jeżeli prezydent Gdańska będzie chciał odgrywać rolę poważnego polityka, to będzie musiała bardzo szybko nauczyć się, że czasami lepiej jest po raz setny powtórzyć wyuczone przemówienie, niż jeden raz powiedzieć o dwa słowa za dużo. W ostrym sporze politycznym zwycięstwo często nie zależy od liczby retorycznych sukcesów, tylko od skutecznego unikania wpadek.

Łukasz Jankowski dla WP Opinie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)