Lot samolotem, bitwa czołgów - idealny prezent
Kiedyś z prezentami było łatwo. Zestaw obowiązkowy: rajstopy, dezodorant i goździki jeśli akurat szliśmy do cioci na imieniny. Krem do golenia, skarpetki i pół litra jeśli solenizantem był wujek. Obdarowujący nie musieli się zastanawiać, główkować, ani męczyć, a obdarowywani wiedzieli, czego się spodziewać. Dziś sprawa prezentów jest o wiele bardziej skomplikowana – wybór towarów w sklepach przysparza o zawrót głowy i jak tu zdecydować się na coś, z czego nasi bliscy będą się naprawdę cieszyć? A może warto zastanowić się nad prezentem "niematerialnym"? Takim, który spełni marzenie jubilata czy solenizanta. W Anglii – nic prostszego!
16.09.2009 | aktual.: 16.09.2009 15:58
Prezent podniebny
Gdy Agnieszka dostała na urodziny od męża małą kopertę, pomyślała: "hm, taki mały prezent?". Jakie było jej zdziwienie, gdy w kopercie znalazła zaproszenie na lekcję pilotażu! -Strasznie się ucieszyłam, bo to moje wielkie, wielkie niespełnione marzenie - mówi Agnieszka. Jubilatka miała już wówczas za sobą loty szybowcem i lotnią motorową, ale nie Cessną 150 i to z głównego pasa startowego międzynarodowego lotniska w Newcastle! Northumbria Flying School, która zorganizowała lekcję, korzysta bowiem z tego samego "rozbiegu", jak duże rejsowe samoloty. - Więc startował "easyjet", startowałam ja i za mną leciał kolejny "easyjet" – śmieje się Agnieszka.
Lekcja trwała około trzech godzin. Najpierw ABC pilotażu, czyli krótki kurs, w czasie którego instruktor objaśnił, jak prowadzić drążek sterowniczy, co pokazują zegary i wskaźniki, jak poruszać płatami na skrzydłach i oczywiście, jakie są zasady bezpieczeństwa. I marsz do Cessny! Instruktor sam wystartował i obrał kurs w kierunku morza. - Jak już byliśmy w powietrzu, to dał mi potrzymać stery i byłam odpowiedzialna za samolot – wspomina Agnieszka - Polecieliśmy nad samą linią brzegową. Widoki fantastyczne! Natomiast zupełnie się nie spodziewałam tego, że jest strasznie głośno i masz wrażenie, że stoisz w miejscu. Po ponad godzinie lotu Cessna zbliżyła się do lotniska w Newcastle i instruktor przejął stery. - Mając na uwadze moje dziecko i męża na dole pozwoliłam panu, żeby zajmował się lądowaniem – żartuje Agnieszka.
A jak Jakub, mąż jubilatki, zorganizował taki prezent? Znalazł stronę internetową z różnymi nietypowymi atrakcjami i przez nią dokonał rezerwacji i płatności. Później wystarczyło jedynie zadzwonić do szkoły lotniczej i umówić się na termin lekcji. - Załatwienie wszystkich tych rzeczy było bardzo łatwe. Gorzej było z pogodą – mówi Jakub. Pierwszy umówiony termin nie doszedł do skutku ze względu na deszcz i silny wiatr. Na szczęście kolejny okazał się słonecznym jesiennym dniem i Agnieszka mogła wykonać swój lot "samodzielnie, bez strachu, z gracją i dostojnie", jak to opisane jest na pamiątkowym certyfikacie.
Prezent militarny
Krzysztof pasjonuje się militariami. Dlatego, gdy na swe urodziny otrzymał metalowe pudełeczko, w którym było zaproszenie do uczestnictwa w bitwie czołgów, zaświeciły mu się oczy. Magdalena, partnerka Krzysztofa, znalazła ten prezent przez program członkowski w pracy. - Szczerze mówiąc nie szukałam tam nic pod kątem Krzysztofa, tylko chciałam zobaczyć, co program oferuje. I w pewnym momencie znalazłam właśnie bitwę paintball’ową przy użyciu czołgów! – opowiada. -Dostałam od mojego pracodawcy voucher, który musiałam wysłać do organizatora imprezy. I oni przysłali Krzysztofowi zaproszenie.
Jubilat musiał poczekać kilka miesięcy na "realizację" swojego prezentu, gdyż zajęcia te odbywają się tylko od kwietnia do października. Termin został telefonicznie ustalony i wreszcie nadszedł wymarzony dzień, w którym Magdalena i Krzysztof pokonali cztery i półgodzinną trasę z Newcastle do hrabstwa Leicestershire, gdzie mieści się „pole bitwy”. Na dużej łące stoi baza, czyli pawilony z biurem, magazynami, salami dla uczestników, a dalej odbywają się zajęcia równolegle w sześciu czołgach. Magdalena i Krzysztof dostali kombinezony i hełmy i zaczęło się!
Najpierw wprowadzenie. Instruktor objaśnił jak obsługuje się maszynę i jakie są zadania czołgistów: jedna osoba prowadzi pojazd, druga zajmuje się namierzaniem i operuje działem, trzecia ładuje i strzela. Następnie zaczęły się rundki po łące, czyli po „polu bitwy”. Początek spokojny - nauka jazdy. Pierwsza osoba usiadła za drążki i pojechała. – opowiada Krzysztof. -A dwie pozostałe siedziały na wieżyczce. Później była zmiana, tak, że każdy po kolei mógł prowadzić czołg. Teraz przyszedł czas na strzelanie. Zatrzymaliśmy się przy baraku, gdzie była duża tarcza – wspomina jubilat - Mogliśmy oddać po trzy strzały. Magdalena dodaje z dumą: - Krzysztof jako jedyny trafił w tablicę trzy razy, a pozostali panowie nie trafili ani razu! Gdy już cała załoga wypróbowała swoje umiejętności, czołg wrócił do bazy i odbyła się odprawa przed bitwą. Członkowie załogi podzielili się zadaniami – Krzysztof oczywiście zgłosił się do operowania działem i namierzania celu. W bitwie brały udział dwa czołgi i każdy miał amunicję w
postaci 10 kulek z farbą. W ferworze walki nie wiadomo było, kto ile razy trafił, więc dopiero gdy obie drużyny wyszły z pojazdów i pogratulowały sobie sportowej postawy, okazało się, że przeciwnicy wygrali. Ale Krzysztof nie przejmuje się przegraną. Generalnie zabawa fajna! – uśmiecha się do swoich wspomnień.
Spełniajmy marzenia
Pomysłów na oryginalny prezent jest bez liku. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę internetową "gift ideas" czy "experience days", a znajdziemy co najmniej kilka stron firm, które zajmują się organizowaniem atrakcji w całej Anglii i to na każdą kieszeń. Od kursu makijażu, dnia w spa, czy profesjonalnej sesji zdjęciowej po jazdę samochodami wyścigowymi po torze Formuły 1 w Silverstone, skoki ze spadochronem i karminie lwów i tygrysów. Więc prezent w postaci dezodorantu i skarpetek nie wchodzi już w grę! Dziś możemy rozpieszczać naszych solenizantów i jubilatów i spełniać ich marzenia.
Joanna Lompart-Chlaściak