ŚwiatLitewski nacjonalizm rośnie w siłę - cierpią Polacy

Litewski nacjonalizm rośnie w siłę - cierpią Polacy

Władze Wilna, którym współrządzą również miejscowi Polacy, od kilku miesięcy próbują zablokować przygotowywany na 11 marca - Dzień Odrodzenia Niepodległości - tradycyjny marsz środowisk nacjonalistycznych i neonazistowskich. Magistrat odrzucił już wniosek organizatorów o przemarsz ulicami starówki pod sanktuarium ostrobramskie. "Młodzież patriotyczna" nie daje za wygraną.

Litewski nacjonalizm rośnie w siłę - cierpią Polacy
Źródło zdjęć: © AFP | Petras Malukas

09.03.2013 15:31

Początkowo nacjonaliści chcieli przejść w tradycyjnym marszu główną ulicą Wilna - Aleją Giedymina. Samorząd odmówił. Jego decyzję poparł również sąd, który orzekł, że pierwszeństwo w organizowaniu imprez okolicznościowych ma samorząd. A ten na 11 marca zaplanował kilka całodniowych imprez, które wypełnią całą Aleję Giedymina. Organizatorzy marszu, jednak nie poddają się. Zapowiedzieli, że co prawda nie będą organizowali marszu, ale ostrzegli, że "młodzież patriotyczna" mimo wszystko zbierze się na Placu Katedralnym i ruszy pochodem ulicami Wilna.

Prezydent popiera nacjonalistów

- Nie mam pojęcia, którędy pójdą. Ja osobiście wezmę flagę i z rodziną pójdę Aleją Giedymina - zapowiada Julijus Panka, lider nacjonalistycznego Związku Młodzieży Narodowej - jednego z organizatorów marszu. Panka i jego zwolennicy mają poparcie prezydent Dalii Grybauskaite, która w wywiadzie z okazji Dnia Odrodzenia Niepodległości, nawet skarciła redaktorkę największego litewskiego portalu Delfi, za określenie związku mianem "nacjonaliści".

- Powiedziała pani - nacjonaliści, ja zaś nazwałabym ich młodzieżą narodową. Jeśli owa młodzież narodowa mówi o patriotyzmie, nie odnosi się do innych obywateli państwa i nie zamieszcza na plakatach haseł dyskryminujących, to jest ona mile widziana. Czemu miałoby być inaczej? Jednakże, jeśli pojawią się hasła, które grożą innym grupom bądź mniejszościom, to będzie złe i zostanie potępione powiedziała litewska prezydent w wywiadzie portalowi Delfi.

Jak na razie nikt z czołowych litewskich polityków nie potępił tych marszów oraz ich haseł. A przemarsze ulicami Wilna i Kowna nacjonalistów, neonazistów i skinheadów głoszących hasła "Litwa dla Litwinów" i niosących sztandary ze stylizowaną swastyką, od kilku już lat są stałym elementem obchodów świąt państwowych. Jak dotąd wszystko oficjalnie, bo próby organizacji broniących praw człowieka sądowego zablokowania przemarszu i zakazu nacjonalistycznych haseł i symboli - spełzły na niczym, mimo iż na Litwie jest ustawowy zakaz propagandy faszystowskiej.

Sąd: "Litwa dla Litwinów" i swastyka - to niegroźne

Nacjonalistom litewskim udało się przekonać sądy, że hasło "Litwa dla Litwinów", to łatwiejszy do skandowania skrót hasła "Litwa dla obywateli Litwy", a swastyka to tylko pradawny symbol słońca pogańskiej Litwy. Poprzedni - centroprawicowy rząd - nie tylko popierał organizatorów marszu, ale też wspierał finansowo ich inicjatywy.

Z kolei obecny premier centrolewicowej koalicji, Algirdas Butkevicius, ostrzegł nacjonalistów, żeby nie próbowali łamać zakazu przemarszu, bo - jak mówi - reakcja rządu będzie stanowcza. Ale nacjonaliści także w rządzie mają zwolenników. Sympatyzują z nimi również niektórzy posłowie parlamentu. Ci politycy tradycyjnie firmują przemarsz nacjonalistów stając na jego czele. Swoim immunitetem i nietykalnością poselską chronią maszerujących przed stanowczą reakcją policji.

- Żadni to nacjonaliści. Po prostu młodzież patriotyczna - wyjaśnia nam poseł Naglis Puteikis, który wprawdzie nie uczestniczy w marszach nacjonalistów, ale asekuruje ich przebieg. Mówi, że dobrze zna środowisko tej "patriotycznej młodzieży".

- Przecież połowa z nich za żony ma Rosjanki, więc jacy to nacjonaliści - poseł żartem próbuje bronić organizatorów marszu. W jego żarcie jest, jednak sporo prawdy, bo ultraprawicowe i neofaszystowskie środowiska ze wschodnim sąsiadem Litwy mogą łączyć nie tylko rosyjskie żony.

Rosyjska intryga?

- Można żartować, ale ideową wspólnotę rosyjskiego i litewskiego nacjonalizmu odzwierciedla małżeństwo przywódcy szawelskich "murzininkasów" z rosyjską hrabiną (chodzi o małżeństwo lidera neonazistowskiego ugrupowania z Szawli Mindaugasa Murzy z rosyjską hrabiną - przyp.aut.). Hasła "Rosja dla Rosjan", podobnie jak "Litwa dla Litwinów", są przejawem tego samego myślenia kategoriami totalitaryzmu - zauważa jeden z publicystów dziennika "Lietuvos rytas" w kontekście dyskusji na temat roli Litwy w odbudowie wpływów Kremla w tej części Europy. Z kolei rosyjski politolog Aleksander Dugin, uważany za jednego z autorów kremlowskiej strategii Euroazjatyckiego sojuszu, w swojej pracy "Podstawy Geopolityki" pisze wprost, że dla strategii głównym zagrożeniem w tej części Europy jest sojusz polsko-litewski.

"Napięcie na tle narodowościowym w relacjach polsko-litewskich jest szczególnie ważnym elementem, który należy nie tylko wykorzystywać, ale w miarę możliwości też pogłębiać" - pisze rosyjski politolog. Jego też zdaniem, do pogłębienia tego napięcia, Rosja powinna wykorzystywać ruchy neopogańskie, nacjonalistyczne oraz niekatolickie wyznania i mniejszości narodowe.

Polacy boją się o swoje dzieci

Nacjonalistyczne nastroje szczególnie odczuwają litewscy Polacy. Pobicie do nieprzytomności ucznia polskiej szkoły za mówienie na ulicy po polsku, zbezczeszczenie mauzoleum marszałka Józefa Piłsudskiego na cmentarzu na Rossie, grożenie śmiercią liderowi polskiej partii, czy wymalowanie antypolskich haseł na ścianach jednej z polskich szkół w Wilnie - to tylko najgłośniejsze przejawy litewskiego nacjonalizmu. Ich sprawcy zwyczajnie pozostają "nieznani". Niewydolność litewskich organów ścigania w wykrywaniu osób siejących nienawiść wobec Polaków tylko zachęca ich do kolejnych działań.

- Jestem daleka od polityki, ale jestem pod stałą presją i obawiam się o swoje dziecko - mówi nam Teresa G. z Wilna. Z tego powodu prosi by nie podawać jej nazwiska. Codziennie po południu "zrywa się" z pracy, żeby odebrać ze szkoły swego już 10-letniego syna, bo tylko, gdy sama odwozi go do domu, wie, że dziecko jest bezpieczne. Boi się nie tylko o to, że ktoś mu ukradnie telefon, ale że może oberwać za to, że na ulicy będzie rozmawiał po polsku.

- Nie należy obawiać się pochodów patriotycznych - mówi patriarcha odrodzenia litewskiej niepodległości, eurodeputowany Vytautas Landsbergis. Jego zdaniem, jedynie skinheadzi psują szyk tych marszów, dlatego organizatorzy powinni się ich pozbyć.

Tymczasem pierwszy taki pochód Aleją Giedymina w Wilnie zorganizowały właśnie środowiska skinheadów oraz neonazistów. Był to marzec 2008 roku. Przemarsz był niesankcjonowany, a jego hasła i przyśpiewki ("Juden raus", "Piękna jest Litwa bez Rosjan") były bardziej radykalne niż te, które maszerujący skandują dziś. Wtedy ulicami przemaszerowało zaledwie kilkaset osób. W 2012 roku w pochodzie uczestniczyło już 3 tys. , zaś organizatorzy tegorocznego marszu spodziewają się już 5 tys. uczestników.

Wszystkiemu winna jest recesja

Prof. Bogusław Grużewski, kierownik Instytutu Pracy i Badań Społecznych zauważa, że wzrost nastrojów nacjonalistycznych na Litwie zbiega się z okresem głębokiej recesji gospodarczej, która trwa od 2008 roku. Zdaniem profesora, politycy, którzy nie mogą pochwalić się sukcesami w walce z kryzysem, starają się wykorzystać te nastroje dla utrzymania swojej popularności, tym bardziej, że liczba zwolenników nacjonalizmu rośnie. Według przeprowadzonych w lutym tego roku przez sondażownię "Spinter tyrimai" na zlecenie portalu "Delfi" badań opinii społecznej, marsz nacjonalistów popiera 18 procent. Społeczeństwa. Rok wcześniej poparcie to było na poziomie 13 procent. Tymczasem liczba przeciwników inicjatywy nacjonalistów z roku na rok jest taka sama i wynosi 44 proc.

Rosnące poparcie dla idei nacjonalistycznych starają się zagospodarować politycy - zwłaszcza ci tracący poparcie społeczne. - Budowanie napięcia jest elementem gry politycznej, ponieważ politycy próbują w ten sposób zdobyć popularności i pozyskać wyborców - uważa Bogusław Grużewski.

Takim politykiem niewątpliwie jest eurodeputowany Vytautas Landsbergis, który jest też honorowym prezesem prawicowego Związku Ojczyzny - Litewskich Chrześcijańskich Demokratów. Przed kilkoma laty apelował on do członków swojej partii, żeby masowo meldowali się na zdominowanej przez polską mniejszość Wileńszczyźnie, żeby w wyborach lokalnych "odnieść historyczne zwycięstwo nad Polakami".

Również w lutym tego roku Landsbergis, przemawiając z okazji Dnia Odbudowy Państwowości Litwy, znowu w niewybredny sposób zaatakował Polaków. - Za pięć lat będziemy obchodzili stulecie odrodzenia państwa litewskiego. Co osiągniemy do tego czasu? Może pochwalimy się, że tuż obok, za wewnętrzną granicą Europy, na ziemi sejneńskiej zamknięta została ostatnia szkoła litewska? Rozumiemy, że sąsiednie państwo jest biedne, nie stać go, ale może nasz rząd znajdzie parę milionów, by pomóc i Polsce i naszym rodakom? - powiedział podczas świątecznej uroczystości Vytautas Landsbergis. Przypomniał jednocześnie słowa prezydenta międzywojennej Litwy Antanasa Smetony, który ostrzegał, że Polska dąży do przejęcia kontroli nad całą Litwą.

Polacy walczą o swoją godność

Ostatnie słowa Landsbergisa oburzyły polityków Akcji Wyborczej Polaków na Litwie. Posłanka tej partii, Wanda Krawczonok, złożyła nawet doniesienie do prokuratury, w którym oskarża eurodeputowanego o "pogardę wobec Polaków oraz o podżeganie do waśni narodowościowych".

Słowa i działania polityków z kolei zachęcają zwykłych obywateli do szkalowania polskiej mniejszości, co szczególnie widać w komentarzach internautów litewskich portali. Każdy temat dotyczący spraw polskiej mniejszości wywołuje setki komentarzy, w których Polacy są szczuci i obrażani. Ich autorzy do niedawna mogli czuć się bezkarni, bo żadna z instytucji państwowych z urzędu nie ścigała podobnych treści. Sytuacja zmieniła się, od kiedy założona przez Polaków Europejska Fundacja Praw Człowieka zaczęła aktywnie zwalczać w internecie antypolskie treści. Według danych Prokuratury Generalnej, tylko w ciągu ostatniego roku prokuratorzy wszczęli - na wniosek Fundacji - kilkaset spraw przeciwko komentatorom internetowym. Kilkadziesiąt z nich sądy już ukarały - zazwyczaj grzywną w wysokości od kilkuset do kilku tysięcy litów.

Z Wilna dla WP.PL Stanisław Tarasiewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1002)