Lista pełna zer
W zasobie, który stał się podstawą listy Wildsteina, nie ma osób pokrzywdzonych, osób zakwalifikowanych do rozpracowania przez SB - mówi Andrzej Friszke, członek kolegium IPN.
09.02.2005 | aktual.: 09.02.2005 09:59
- Panie profesorze, jakie kategorie osób znajdują się na tzw. liście Wildsteina, czyli liście Akt Osobowych IPN, która została skopiowana i wyniesiona na zewnątrz?
– Po pierwsze, na liście są pracownicy MSW, SB i UB. Po drugie, tajni współpracownicy SB i UB, a także kandydaci na tajnych współpracowników. Przy czym w tych wszystkich kategoriach są ludzie o bardzo różnym statusie.
- Jakim?
– Weźmy status KTW, czyli kandydata na tajnego współpracownika. Może on kryć różną treść. Może oznaczać, że bezpieka nawiązała z danym człowiekiem kontakt i że de facto rozpoczęła się współpraca. Może też oznaczać, że nawiązała kontakt, zaproponowała danej osobie współpracę, a ona odmówiła, więc do dalszych kontaktów nie doszło, ale przecież ta teczka została. A mogło być i tak, że ktoś został przez SB wytypowany na tajnego współpracownika, więc założono mu teczkę i zaczęto koło niego chodzić, zbierać materiały pomocne w werbunku. I w którymś momencie sprawę przerwano, bo albo okazało się, że werbunek będzie nieprzydatny, albo bezpieka doszła do wniosku, że ten ktoś nie zgodzi się na współpracę. W tym przypadku on nawet nie wiedział, że interesuje się nim SB! Nikt z nim nie rozmawiał! A teczka jest.
- Czy także różnie może być, jeśli chodzi o tajnych współpracowników?
– Kategoria TW obejmuje różne sytuacje. Są w tej grupie agenci, którzy nie tylko składali meldunki, ale byli aktywni, wykazywali inicjatywę, współpracowali z oficerem, wyprzedzali jego pomysły. Ale są i tacy, którzy byli TW bardzo formalnie, coś podpisali, a potem kluczyli. I bardzo szybko SB z nich rezygnowała, bo nie dostawała żadnych informacji. Takich ludzi jest bardzo dużo.
- Jak jednych oddzielić od drugich?
– Bez zajrzenia do teczki nie sposób tego zrobić. To magma, guma. Żeby dokładnie określić, jak było naprawdę, trzeba by sprawdzać wszystko, teczka po teczce. Każdy przypadek prześwietlać indywidualnie.
- Jak długo to może potrwać?
– Wiele lat. Może i dziesięć?
- Ilu procentowo funkcjonariuszy, ilu TW, a ilu KTW jest na liście Wildsteina?
– Procentowo nikt nie jest w stanie tego dokładnie powiedzieć. Można próbować policzyć funkcjonariuszy.
- Jaki był procent TW w stosunku do KTW?
– Tego nikt nie policzył. Mogę więc tylko przytoczyć historię własnego badania, losowego, którego jednak nie można nazwać reprezentatywnym. Otóż znalazłem dziesięć sygnatur dziesięciu teczek obejmujących przełom lat 70. i 80. W tej grupie było siedmiu kandydatów na tajnego współpracownika i trzech tajnych współpracowników.
- Czy to prawda, że w tych wszystkich oznaczeniach dwa zera oznaczają TW lub KTW, a jedno funkcjonariusza? A co oznacza brak tych zer?
– Tego się nie da tak łatwo określić. Generalnie, w granicach większego prawdopodobieństwa, jest tak, że jedno zero oznacza funkcjonariusza, dwa zera – osobę cywilną. Ale od tej zasady są odstępstwa.
- Wczoraj przez media przebiegła wiadomość, że na liście są tylko funkcjonariusze i agenci zwerbowani przed 1983 r. Tych od 1983 r. chroni tajemnica.
– Na pewno tak nie jest. To jest zasób obejmujący prawie wszystkie teczki, które znajdują się u nas w IPN. W tym zasobie nie ma osób pokrzywdzonych, osób zakwalifikowanych do rozpracowania przez SB. Ich teczki są w innym zbiorze, spraw operacyjnego rozpracowania. Jest ich bardzo dużo, ten zbiór na pewno nie jest mniejszy niż lista nazywana listą Wildsteina. Chociaż, warto to przypomnieć, niektórzy KTW też byli rozpracowywani... Poza tym, cezura 1983 r. może być efektem innej sytuacji. Jest w IPN część teczek, do których mogą zajrzeć tylko osoby posiadające tzw. certyfikat dopuszczenia do tajemnicy państwowej. To teczki oficerów lub TW, w których są zapisane działania operacyjne i ich efekty po roku 1983. Sprawy tajne.
- Mówi się również, że ta lista to jedynie część tego, co posiada IPN, że to zbiór teczek z centrali, nie obejmuje więc miast wojewódzkich. I że w sumie, gdyby wszystko zebrać do kupy, liczyłaby ona 1,5 mln nazwisk...
– Nie wiem, skąd ta liczba. Może bardziej chodzi o 1,5 mln sygnatur, czyli także teczek osób rozpracowywanych i spraw obiektowych? Bo SB zakładała teczki nie tylko na osoby, ale również na instytucje, zakłady pracy, redakcje... Z drugiej strony, ta lista jest niepełna, gdyż nie obejmuje akt zniszczonych. A w latach 1989-1990 zniszczono ich ogromną liczbę.
- Czy w IPN są materiały służb wojskowych?
– WSI przekazały nam akta wytworzone przed rokiem 1990. To w większości materiały tajne.
- Trafiły do zbioru zastrzeżonego?
– O zbiorze zastrzeżonym mówi ustawa. Tam trafiają akta, ale nie mogę powiedzieć, jakie i jak wiele. Oprócz nich są akta znajdujące się w zbiorze ogólnym, opatrzone klauzulą tajności. No i te pozostałe, o których mówiliśmy poprzednio, do których dostęp mają pokrzywdzeni, naukowcy i dziennikarze.
- Jest pan wściekły na to wszystko, co się stało?
– To nie tak... Pada postulat, żebyśmy natychmiast ujawnili listę agentów. Więc odpowiadam: nie da się tego skonstruować w sposób odpowiedzialny. To wymaga zajrzenia do każdej teczki, rozwagi, osądu. To, co wydostało się na zewnątrz, to katalog archiwum, który ma umożliwiać poruszanie się historyków i archiwistów po zbiorze materiałów IPN. Działaliśmy w przejrzystości. Zgrzeszyliśmy naiwnością, bo nie przyszło nam do głowy, że ktoś ten katalog wydobędzie, wyciągnie na światło dzienne i będzie wywoływał histerię.
Rozmawiał Robert Walenciak