Lifting dla mas
Poprawianie urody przestało być przywilejem bogatych i sławnych. Gładką twarz i kształtny nos może sobie zafundować właściwie każdy. Ludzie Zachodu zamienili dyktat ewolucji na terror piękna - pisze Tygodnik "Forum" przedrukowując artykuł Loli Galan z "El Pais".
29.03.2005 | aktual.: 29.03.2005 15:37
Kiedy następnym razem znajdziecie się na pokładzie samolotu hiszpańskich linii lotniczych, poświęćcie nieco czasu na obserwowanie towarzyszy podróży. Na przykład zwróćcie uwagę na starszą panią w pierwszym rzędzie: prawda, że ma piękną cerę? Albo na tamtego pana, również w podeszłym wieku: chyba nie wyspał się ostatniej nocy, lecz mimo to jego cera zachowała świeżość. A dziewczyna obok? Obcisły sweterek cudownie uwydatnia jej piękne kształty.
Niebezpieczna tkanka
Całkiem możliwe, że podziw należy się przede wszystkim zręcznej pracy chirurgów plastycznych. Wbrew obiegowym opiniom poprawianie urody za pomocą skalpela już dawno przestało być przywilejem bogatych i sławnych. Społeczeństwa krajów zachodnich, a Hiszpanie w szczególności, zgłaszają dziś masowe zapotrzebowanie na tego typu usługi. Panuje przekonanie, że współczesna medycyna, technologia i nauka pozwalają osiągnąć wymarzony wygląd bez zbędnego wysiłku.
Chociaż brak oficjalnych danych na ten temat, José Manuel Pérez Macías, przewodniczący Hiszpańskiego Towarzystwa Chirurgii Plastycznej (SECPRE), twierdzi, że w jego ojczyźnie wykonuje się 350 tysięcy zabiegów rocznie (włącznie z rekonstrukcją piersi po operacjach onkologicznych). Na liście osób decydujących się na sztuczne poprawienie sobie urody znajdzie się zarówno wybitny polityk czy biznesmen jak i zwykła kasjerka z supermarketu – chociaż ona wizytę w klinice okupi długimi miesiącami oszczędzania i wyrzeczeń.
Niedawno 68-letni włoski premier Silvio Berlusconi zafundował sobie lifting (z szacunku dla innych ludzi – jak powiedział). A były przewodniczący katalońskiego rządu autonomicznego (Generalitat) Jordi Puyol nie wahał się ani chwili przed perspektywą usunięcia nieestetycznych worków pod oczami. Jednakże większość klientów klinik chirurgii plastycznej to zwykli obywatele.
Wśród nich jest 37-letni David Sánchez, współwłaściciel firmy telekomunikacyjnej DYP. Dziś wprost rozpiera go uczucie satysfakcji. Rok temu zdecydowałem się na chirurgiczną korekcję rysów twarzy. Lekarze pobrali tkankę tłuszczową z innego miejsca na ciele, dzięki czemu nie było niebezpieczeństwa odrzucenia przeszczepu – opowiada. A wszystko za jedyne 1200 euro.
To była druga operacja Sáncheza. Przy okazji pierwszej, wykonanej przed czterema laty, stracił nagromadzone na brzuchu fałdy tłuszczu – efekt trzyletniego siedzenia przy biurku. – Na drugi dzień po operacji mogłem założyć spodnie o dwa numery mniejsze – wspomina z radością. Zaufanie do ręki chirurga jest u niego cechą rodzinną. – Moja matka zoperowała sobie wszystko. Ma dziś 72 lata i wygląda świetnie – chwali się Sánchez. – Nigdy nie widziałem u niej ani jednej zmarszczki. Chirurgia plastyczna to dla mnie najnormalniejsza rzecz na świecie - pisze Tygodnik "Forum" przedrukowując artykuł Loli Galan z "El Pais".