Liczył, że informacja o bombie skróci kolejki do kas
Sprawca fałszywego alarmu bombowego, który w
ubiegły piątek sparaliżował na blisko trzy godziny pracę dworca PKP w
Katowicach i spowodował utrudnienia w ruchu w centrum miasta,
został zatrzymany - poinformowała śląska policja.
31.08.2006 11:20
Okazało się, że to 19-letni mieszkaniec podwarszawskiego Ursusa, który zdenerwował się dużym tłumem na dworcu i długimi kolejkami do kas. Liczył na to, że informacja o bombie spowoduje skrócenie kolejek. Teraz grozi mu do 8 lat więzienia.
Mężczyzna beztrosko podszedł do sprawy, nie wykazał żadnej skruchy- powiedział Adam Jachimczak z zespołu prasowego śląskiej policji.
Kiedy anonimowy rozmówca powiadomił w zeszły piątek dyżurnego Straży Ochrony Kolei o podłożonym w budynku dworca ładunku wybuchowym, natychmiast podjęto decyzję o ewakuacji ok. 1000 podróżnych. Na czas akcji wstrzymano ruch 40 pociągów - w tym jednego międzynarodowego. Przywracanie normalnego ruchu trwało do północy. Policjanci zamknęli też teren bezpośrednio przylegający do budynku, w tym dworca autobusowego. Autobusy miejskie odjeżdżały z innego przystanku. Na utrudnienia napotykali też kierowcy przejeżdżający przez centrum.
Do przeszukania gmachu przystąpili policyjni pirotechnicy oraz przewodnicy psów wyszkolonych do wyszukiwania ładunków wybuchowych. Alarm okazał się fałszywy - bomby nie znaleziono. Równolegle z akcją pirotechników funkcjonariusze pionu kryminalnego zajęli się poszukiwaniami sprawcy zamieszania. Policjanci, dysponując nowoczesnym sprzętem i metodami ścigania tego typu wybryków, namierzyli i zatrzymali pomysłowego młodzieńca.
Wyjaśnienia zatrzymanego mężczyzny zaskoczyły nawet przesłuchujących go policjantów. 19-latek w tym dniu wracał z Katowic do Warszawy. Zdenerwowany tłumem i kolejkami postanowił zadzwonić na numer widniejący na jednym z plakatów rozwieszonych w hali dworca. Wykorzystał w tym celu własny telefon komórkowy, z włączoną blokadą prezentacji numeru. Całe zamieszanie obserwował z tłumu ewakuowanych osób.
O dalszym losie zatrzymanego zadecyduje jeszcze w czwartek prokurator. Policjanci prowadzący sprawę będą wnioskować do sądu i prokuratury o bezwzględne ukaranie sprawcy oraz obciążenie go sporymi kosztami całej akcji.