Liczne ofiary wybuchu samochodu-pułapki w Hilli
Co najmniej 11 osób zginęło na
miejscu, a około 30 zostało rannych wskutek wybuchu
samochodu-pułapki na targu warzywnym w Hilli, 100 km na południe
od Bagdadu.
30.09.2005 | aktual.: 30.09.2005 11:18
Zamachu dokonano dzień po serii eksplozji bomb w Baladzie na północ od Bagdadu. Według najnowszych informacji zginęło tam 99 osób, a 124 odniosły rany.
Zarówno w Hilli, jak i Baladzie, bomby zabiły przypadkowych cywilów, w większości szyitów, bo przeważają oni wśród ludności obu tych miast.
Zamach w Hilli nastąpił w porze porannych zakupów, dokonywanych w piątki tradycyjnie przed południowymi modłami w meczetach. Na targu panował tłok. Po ataku policja i wojsko otoczyły kordonem miejsce eksplozji, a ratownicy wnosili do karetek rannych i ciała zabitych.
Napięcie w Iraku rośnie od kilku tygodni w miarę przybliżania się rozpisanego na 15 października referendum konstytucyjnego. W ciągu minionych pięciu dni zginęło co najmniej 190 osób, w tym 13 żołnierzy amerykańskich.
Rebelianci wzmogli zamachy terrorystyczne i inne ataki w nadziei na storpedowanie referendum i obalenie rządu, w którym przeważają szyici i Kurdowie. W połowie września iracka Al-Kaida ogłosiła, że rozpoczyna "wojnę totalną" przeciwko szyitom - za to, iż "kolaborują z amerykańskim okupantem".
Rebelianci rekrutują się prawie wyłącznie spośród arabskiej mniejszości sunnickiej, która rządziła Irakiem w czasach dyktatury Saddama Husajna i wcześniej, a teraz obawia się, że nowa konstytucja utrwali dominującą pozycję szyitów.
Szyici stanowią 60% ludności Iraku, ale za Saddama byli dyskryminowani.
Od początku września rebelianci przeprowadzili wiele krwawych ataków, choć dowództwo wojsk USA twierdzi, że wygrywa wojnę z "terrorystami i zagranicznymi dżihadystami", których obwinia o masakrowanie ludności cywilnej.
Dwa tygodnie temu przeszło 100 robotników dniówkowych zginęło na jednym z placów w szyickiej dzielnicy Bagdadu, gdy fałszywy przedsiębiorca obiecujący im pracę zdetonował mikrobus wypełniony materiałem wybuchowym. Ogółem w serii prawie 20 zamachów bombowych w Bagdadzie i miejscowościach podstołecznych zginęło wtedy w ciągu trzech dnia przeszło 250 osób.
Przywódca irackiego skrzydła al-Kaidy, Abu Musab Zarkawi, przyznał się do tamtych zamachów, oznajmiając, że jest to zemsta za wspólny amerykańsko-iracki atak na rebeliantów w 200-tysięcznym mieście Tal Afar w pobliżu granicy syryjskiej.
Waszyngton i Bagdad oświadczyły, że Tal Afar był bastionem partyzantów i obcych dżihadystów, przenikających z Syrii przez nieszczelną granicę. Syria zaprzecza, aby z jej terytorium przedostawali się do Iraku terroryści.
Dowództwo wojsk USA uznało, że operacja w Tal Afar zakończyła się sukcesem: zabito lub schwytano w jej trakcie przeszło 500 domniemanych rebeliantów. Mimo to i mimo zastrzelenia w niedzielę w Bagdadzie zastępcy Zarkawiego, Abu Azzama, rebelia trwa z niesłabnącą siłą.
Do zamachów w Baladzie, w których trzy samochody-bomby eksplodowały w ciągu 40 minut, i do eksplozji w Hilli na razie nikt się nie przyznał, ale przypominają one wcześniejsze akcje terrorystyczne Zarkawiego.