Libia to nie Egipt - będzie więcej ofiar krwawych walk?
- Sytuacja w Libii jest bardziej skomplikowana niż w Tunezji czy Egipcie - ocenia dr Adam Bieniek z katedry arabistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak wyjaśnia, "klika współpracowników Muammara Kadafiego" jest silnie zorganizowana i nie będzie chciała zmienić formy władzy. Także prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego Zbigniew Pisarski uważa, że zamieszki w Libii są nieuniknione i pociągną za sobą jeszcze więcej ofiar śmiertelnych.
- Widać, że reżim już w grudniu zaczął się przygotowywać na ewentualność demonstracji, ponieważ zaczęto werbować najemników, głównie w innych krajach afrykańskich - mówi dr Bieniek.
Arabista tłumaczy, że polityka Kadafiego tym różniła się od działań pozostałych dyktatorów, że "przez ostatnie kilkanaście lat była mocno zorientowana na Afrykę, a nie na kraje arabskie czy muzułmańskie i dlatego może on liczyć na wsparcie sąsiadów w 'czarnej' Afryce".
Dr Beniek nie uważa jednak, że reżim utrzyma się w dotychczasowej formie. - Jeśli nawet dojdzie do wojny domowej, to nastąpi interwencja z zewnątrz, czy to pod auspicjami ONZ, czy NATO. Ale wtedy, trzeba się liczyć z jedną rzeczą. W Libii od ponad czterdziestu lat istnieje bardzo silna grupa interesu, która wówczas znajdzie się w opozycji, a są to ludzie, którzy dysponują bronią, pieniędzmi i sojusznikami w całej Afryce - wyjaśnia.
Według naukowca, Egipt i Tunezja były krajami ze zróżnicowanym terytorium, co utrudniało całkowitą kontrolę. - Podczas gdy Libia to tak naprawdę, kilka dużych miast i pustynia. Czyli wystarczy, mając w ręku armię kontrolować te miasta, aby zachować władzę. A z drugiej strony, o czym warto pamiętać, walki miejskie są dużo bardziej krwawe. Trudno przewidzieć, jak to długo potrwa - ocenia dr Bieniek.
Najemnicy Kadafiego
Zdaniem Zbigniewa Pisarskiego, reżim w Tunezji wyciągnął wnioski z tego, co wydarzyło się w Egipcie i Tunezji. Kadafi ma też więcej do stracenie, ponieważ 43-letni okres jego władzy był "okupiony dużą liczbą ofiar". - Wiadomo, że naród, kiedy przejmie kontrolę będzie chciał swego rodzaju zemsty - mówi ekspert, dodając, że jedyną szansą dla dyktatora i jego syna jest opuszczenie kraju.
- Oni oczywiście nie chcą do tego dopuścić, ponieważ widzą w jaki sposób Zachód rozprawia się obecnie chociażby z Mubarakiem zamrażając mu aktywa w bankach. W związku z tym, będą się posuwali coraz dalej - wyjaśnia Pisarski. - Sam fakt, że Kadafi nasyła na swoich obywateli najemników pokazuje, że nie ufa nawet swojemu wojsku, policji, bo wie, że te siły mogą przejść na stronę demonstrantów - dodaje.
Podobnie jak dr Bieniek, Zbigniew Pisarski uważa, że reżim upadnie. - W niedzielnym wywiadzie syn Kadafiego sugerował delikatne reformy. Jeśli taki reżim idzie na pewne ustępstwa to znaczy, że zaczyna się wycofywać i to jest dodatkowa zachęta dla opozycji, narodu, by bardziej cisnąć - tłumaczy.
- Syn Kadafiego mówił też o tym, że jego ojciec będzie się bronił do końca. Mubarak również mówił, że umrze na swojej ojczystej ziemi, i że jej nigdy nie opuści. Ale naród chciał inaczej - ocenia prezes Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego.