Liban: USA ewakuowały część personelu z ambasady w Bejrucie
Amerykański Departament Stanu poinformował, że ewakuował część personelu dyplomatycznego z ambasady w Bejrucie i rodzin pracowników z powodu obaw o ich bezpieczeństwo w czasie, gdy władze USA rozważają interwencję zbrojną w sąsiedniej Syrii.
Rozpoczęto też ewakuację niższego rangą personelu konsulatu w Adanie w Turcji. Tymczasem we wschodniej części Morza Śródziemnego trwa koncentracja amerykańskich sił morskich.
06.09.2013 | aktual.: 06.09.2013 16:01
Amerykański resort oficjalnie odradził też amerykańskim obywatelom podróżowanie do Libanu, jako powód podając obecną sytuację w dziedzinie bezpieczeństwa.
Agencja Associated Press przypomina, że krok ten amerykańskie władze rozważały od ubiegłego tygodnia, gdy prezydent Barack Obama ogłosił, że USA mogą dokonać zbrojnej interwencji na cele syryjskiego reżimu w odpowiedzi na śmierć ponad 1400 osób w ataku chemicznym przeprowadzonym - według wywiadu USA - przez rządową armię.
Departament Stanu ocenił w komunikacie, że "w Libanie w dalszym ciągu istnieje możliwość gwałtownego wzrostu przemocy".
"W razie wybuchu przemocy libański rząd nie byłby w stanie ochronić swych obywateli i osób odwiedzających ten kraj. Z niewielkim uprzedzeniem albo w ogóle bez uprzedzenia może zostać zakłócony dostęp do granic, lotnisk, dróg i portów" - podkreślono, przypominając, że w kraju tym często dochodzi do masowych demonstracji, które z łatwością mogą doprowadzić do przemocy, a sprzyjają temu spory rodzinne, sąsiedzkie i wyznaniowe.
Wskazano również na to, że w niektórych częściach kraju - m.in. na południu Bejrutu i niektórych obszarach na wschodzie i południu Libanu - obecni są liczni bojownicy radykalnego ruchu szyickiego Hezbollahu.
Ostrzeżenie o podróżach do Turcji
Departament Stanu poinformował również, że konsulat generalny USA w Adanie, ok. 200 km na północny zachód od granicy z Syrią, "został upoważniony do wycofania pracowników, których obecność nie jest niezbędna, oraz ich rodzin z powodu pogróżek pod adresem amerykańskich instytucji rządowych i ich personelu". Decyzja jest spowodowana zagrożeniem atakami na budynki należące do USA oraz zatrudnione tam osoby.
Resort radzi też obywatelom, by w miarę możliwości zrezygnowali na razie z podróży w rejon południowo-wschodniej Turcji. Departament Stanu ponadto zaleca unikanie miejsc, gdzie trwają demonstracje i duże zgromadzenia. W komunikacie podkreślono, że istnieje ryzyko wybuchu zamieszek i że "nawet pokojowe manifestacje mogą przekształcić się w gwałtowne starcia".
Głosowanie w Kongresie
Amerykański przywódca poprosił o akceptację operacji militarnej przeciwko Syrii Kongres. Rezolucję w tej sprawie wydała w środę komisja spraw zagranicznych amerykańskiego Senatu - zarekomendowała ona, by w odpowiedzi na użycie przez reżim syryjski broni chemicznej Kongres udzielił zgody prezydentowi USA na interwencję wojskową w Syrii o ograniczonym zasięgu i czasie trwania do 90 dni.
Kongres USA ma głosować w sprawie zatwierdzenia takiej akcji zbrojnej po 9 września.
Na początku sierpnia doszło do bezprecedensowego czasowego zamknięcia około 20 placówek dyplomatycznych USA w krajach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Waszyngton obawiał się wówczas ataków na swoje przedstawicielstwa (czytaj więcej)
.