Leszek Miller: zwycięstwo Janusza Piechocińskiego nie jest miażdżące
- To zaskakująca zmiana - mówi o nowym przewodniczącym PSL szef Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Ale zastrzega, że wygrana Piechocińskiego nie przesądza jeszcze o faktycznym przywództwie w partii. - Pozycja Piechocińskiego w partii nie jest więc bezdyskusyjna. On dopiero będzie musiał jakoś tę pozycję umocnić - ocenia Leszek Miller w rozmowie z Faktem.
19.11.2012 | aktual.: 19.11.2012 12:22
Spodziewał się pan takiej zmiany?
– To jest suwerenna decyzja PSL, faktycznie jest zaskakująca, ale trzeba przyjąć ją do wiadomości i życzyć nowemu szefowi PSL, żeby zrealizował swoje zamiary.
Ta zmiana zachwieje koalicją?
– Tylko wtedy, gdyby Waldemar Pawlak naprawdę chciał odejść z rządu, a Janusz Piechociński naprawdę nie chciał do tego rządu wejść. Wtedy Donald Tusk będzie miał problem.
Czyli Piechociński powinien wejść do rządu?
– Tak. Dlatego, że w systemie tradycyjnym szef koalicyjnej partii powinien być w rządzie, aby nie powstał wokół niego konkurencyjny dla rządu ośrodek sprawowania władzy.
To duża zmiana? Czy tylko wymiana nazwisk?
– To się dopiero okaże. Zwycięstwo Piechocińskiego nie jest miażdżące. To jest tylko 17 głosów różnicy. Poza tym Piechociński poniósł porażkę przy wyborze prezesa Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego. Został nim europoseł Jarosław Kalinowski. A Adam Jarubas, człowiek Piechocińskiego, przegrał. Pozycja Piechocińskiego w partii nie jest więc bezdyskusyjna. On dopiero będzie musiał jakoś tę pozycję umocnić.
Czy zmiana u steru partii pociągnie za sobą inne zmiany personalne? Czy nastąpi wymiana kadr?
– Tam, gdzie nepotyzm jest bardzo widoczny, czyli m.in. w samorządach opanowanych przez PSL, władza Piechocińskiego w ogóle nie sięga.
Polecamy wydanie internetowe Fakt.pl:
Sawicki: Gdy Pawlak traci poparcie, wychodzi. Ale nie z partii